Minęły
trzy dni. Przez te trzy dni nie pokazywała się na stadionie, Tito do
niej nie dzwonił. Czuła się jak na wakacjach, udało jej się chociaż na
chwilę zapomnieć o otaczającym ją świcie. Przemyślała wszystko, poukłada
puzzle w swojej głowie i wiedziała co musi zrobić. Zmądrzała. Nie
będzie żadnej idiotycznej zemsty, którą planowała. Krzywdziła samą
siebie i nic jej to nie dawało. W Barcelonie nie znalazła nic, co
mogłoby ją uszczęśliwić, raniło ją dosłownie wszystko... co ją tutaj
trzymało? Lorena, która chciała zostać jeszcze kilka dni, praca, za która
dostawała dużo pieniędzy no i ON. Od tych trzech dni marzyła, żeby znów
zobaczyć jego twarz. Chciała zapamiętać go jako miłego, uczynnego,
przyjacielskiego mężczyznę, który jej pomógł, a nie jako dupka, który ją
porzucił.
Wzięła się w
garść. Zjadła płatki, umyła się, ubrała i poszła na stadion. Jeszcze
tydzień. Zostanie tutaj tydzień i ani dnia dłużej. Wróci do domu, w
którym czekają na nią rodzice i rodzeństwo. Miała na sobie zwiewną,
bladozieloną, krótką sukienkę i brązową torebkę przewieszoną przez
ramię. Kochała pogodę Barcelony. Zawsze świeciło słońce i wiał lekki,
orzeźwiający wietrzyk, który rozwiewał jej długie, brązowe loki. Stanęła
przed stadionem i wzięła głęboki oddech. Musi powiedzieć Tito, że za
tydzień odchodzi. Na pewno nie będzie zadowolony, przecież opłacił jej
mieszkanie na kilka miesięcy, z uśmiechem przyjął ją do pracy, traktował
jak córkę... a ona jak mu się odpłaca? Ucieka, tchórzy. Nie może
poradzić sobie z własnymi uczuciami i emocjami. Po chwili wahania
pchnęła szklane drzwi i weszła do środka. Jak zwykle w korytarzu
panowała grobowa cisza, było słychać tylko tykanie zegara. Zapukała do
drzwi gabinetu Tita, jednak nikt nie odpowiedział. Nacisnęła klamkę, ale
drzwi były zamknięte. Usłyszała krzyki piłkarzy dochodzące z murawy. No
tak, przecież mają trening. Powoli poszła w ich stronę. Po raz kolejny
uderzyła ją fala świeżego powietrza. Parsknęła śmiechem, kiedy zobaczyła
ich tak zwany trening, na którym piłkarze ścigali się, który pierwszy
dobiegnie do drugiej bramki z kolegą na plecach. Kątem oka zobaczyła
Tita stojącego na rogu boiska. Podeszła do niego pewnym krokiem, jednak kiedy na nią spojrzał zdrętwiała i zaniemówiła. Nie mogła mu tego zrobić, nie miała na to odwagi. Zaufał jej, powierzył pełną odpowiedzialność, a ona miała go tak po prostu rozczarować?
- Witaj, Chiaro. - uśmiechnął się.
- Dzień dobry. - odparła jąkając się. Mężczyzna zmarszczył czoło.
- Coś się stało? Nie dzwoniłem...
- Ja.- jęknęła, nie miała pojęcia co mówi. - Chcia...chciałam się zapytać, czy nie potrzebujesz pomocy. - dodała. Żachnęła się w duchu. Dziewczyno! Miałaś mu powiedzieć, że wyjeżdżasz, a nie się pytać o pomoc!
- Znajdziemy coś dla ciebie. Tylko skończymy trening. - oznajmił szeroko się uśmiechając. Chiara usiadła na trybunach i zaczęła obgryzać skórki przy paznokciach. Zawsze tak robiła, kiedy się denerwowała, przez co jej dłonie nie wyglądały zbyt korzystnie. Po chwili podszedł do niej Gerard, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Co się szczerzysz? - parsknęła.
- Ty zawsze taka wredna? - podniósł brew i udawał obrażonego.
- Tylko dla tych, których lubię. - szturchnęła go nogą w ramię. - Co tam?
- Shak chce żebyś przyszła dzisiaj na obiad. - oznajmił. W końcu Lorena poznała jakiegoś przystojnego Hiszpana, o którym nawija bez przerwy, więc... czemu nie? Nie będzie się w domu sama nudzić, kiedy przyjaciółka leci na randkę.
- Jasne, przyjdę. - uśmiechnęła się.
- Świetnie, przyjadę po ciebie o piątej. - odparł, po czym wrócił do treningu. Piłkarze mieli za zadanie przebiec slalomem z piłka między ciasto ustawionymi słupkami.
- No, nie powiem. Wygląda to dosyć ciekawie. - parsknęła, kiedy Tito do niej podszedł.
- Przetłumacz dla mnie te wywiady. - mężczyzna podał jej pen drive'a
- Jasne. - włożyła go do torebki, po czym wróciła do oglądania treningu. Wcale nie miała ochoty wyjeżdżać. Czuła się tutaj, jakby nie patrzeć dobrze. Jakby nie patrzeć... Te trzy dni wolnego dały jej do zrozumienia, ze świat nie kręci się wokół niej, że jest młoda, że jej życie nie kończy się na Valdesie i Fabregasie. Po prostu zmądrzała, jednak gdzieś głęboko w sercu ciągle była tą samą zbuntowaną, nastoletnią artystką. Wczoraj w końcu kupiła sztalugę, farby i zaczęła malować. Czuła się tak dobrze... przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone w szkole, wśród przyjaciół.
~*~
Cesc przez cały trening nie mógł oderwać wzroku od Chiary. Te kilka dni, podczas których jej nie widział były męką. Po treningu umył się, przebrał, po czym poszedł w stronę domu. Przez przypadek usłyszał, jak Gerard mówi Chiarze o kolacji. Czy będzie miał odwagę niespodziewanie się tam zjawić?
Powoli, ospale wszedł do schodach, wyciągnął kluczyki z kieszeni o otwarł drzwi. Rzucił torbę na schody, kiedy zobaczył kątem oka coś dziwnego. Daniella siedziała, a raczej wylegiwała się na tarasie w skąpym stroju kąpielowym z szklanką alkoholu, pewnie whiskey w dłoni.
- Co ty do cholery robisz ?! -zapytał wchodząc na taras przez oszklone drzwi.
- Opalam się? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jesteś w ciąży! - krzyknął. Zobaczył jak jej źrenice powoli się rozszerzają. Daniella otwarła usta, żeby cś powiedzieć, jednak nie zdążyła. Cesc prychnął. - Nie jesteś w ciąży.
- Cesc ! Jak możesz tak mówić ?! - oburzyła się wstając.
- Doskonale cię znam. Gdybyś naprawdę była w ciąży, nie trułabyś dziecka tym świństwem. - spojrzał z odrazą na szklankę alkoholu. - Wynoś się z mojego domu. - dodał spokojnym już tonem. Nie mógł w to uwierzyć. Kobieta, z którą chciał spędzić resztę życia go okłamywała.
- Czy ty wiesz o czym mówisz ?! - zmarszczyła czoło. - Cescy... - podeszła i położyła dłoń na jego policzku. Fabregas niechętnie spojrzał w jej oczy. Nie mógł tego wszystkiego pojąć. - Weźmy ślub, zamieszajmy wszyscy razem i poczekajmy na narodziny naszego dziecka. - uśmiechnęła się półgębkiem.
-Udowodnij. - syknął przez zęby odsuwając jej dłoń.
- Ale co? - parsknęła.
- Udowodnij mi, że jesteś w ciąży. - skrzyżował ręce na piersi czekając na reakcję Danielli.
- Nie ufasz mi ?! - zapytała unosząc się. Broniła się, wiedział o tym. Pokręcił przecząco głową, po czym wszedł do środka. Spojrzał na nią ostatni ram. Miał nadzieję, że ostatni raz w swoim życiu.
- Idę wziąć prysznic, kiedy wyjdę, chcę, żeby cię już nie było. - odparł. Daniella stała jak słup soli w miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą się stało. No dobra, nie była w ciąży, ale mogła być. Mogli być wielką, szczęśliwą rodziną, a teraz...? Wiedziała przez kogo to wszystko się popsuło. Chiara La Scozarri, ta małolata, która jest tłumaczką. Skąd ona się w ogóle tutaj wzięła? Cesc coś mówił, że jest znajomą Gerarda i Shakiry. Nie wiedziała o niej zbyt dużo, ale wiedziała, że nie odpuści i tak łatwo się nie podda. Nikt nie ma prawa tak po prostu odebrać jej Cesca.
~*~
Po powrocie do domu rzuciła się na kanapę, położyła laptopa na kolanach i zajęła się tłumaczeniem wywiadu Marca Bartry i Cristiana Tello. Po chwili Lorena wystrzeliła z sypialni jak torpeda, trzymając w ręku sukienkę Chiary.
- Pożyczysz mi ją, proszę, proszę, proszę! - rzuciła się przed nią na klęczki i ułożyła dłonie jak do modlitwy. Szatynka gapiła się na nią wybałuszonymi oczyma jak na wariatkę, która uciekła z psychiatryka.
- Ogarnij się, dziewczyno. - parsknęła śmiechem. - Bierz co chcesz. - dodała. Blondynka zaczęła dziękować i pocałowała ją w policzek. Po chwili wyszła z sypialni w sukience i czarnych obcasach, które również zwinęła przyjaciółce. I co z tego, ze były rozmiar za małe? Czego nie robi się dla ukochanego. Okręciła się wokół własnej osi czekając na oklaski, jednak Chiara powiedziała tylko: "Ślicznie".
- Umalujesz mnie? - zapytała. Kiedy były mniejsze i urządzały sobie piżama party Chiara była pierwsza do malowania, robiła to cudownie. Zawsze gdy wychodziły na imprezy dziewczyna wyglądała zabójczo.
- Pewnie. - szeroko się uśmiechnęła. - Czekaj, pójdę po kosmetyczkę. - dodała, po czym zniknęła w pokoju. Po minucie wróciła z powrotem, trzymając małą, ale pojemną kosmetyczkę. Klęknęła przed Loreną i nałożyła podkład na jej buzię. Później nałożyła lekki róż na jej policzki, aby uwydatnić kości policzkowe, podkreśliła oczy czarnym eye linerem, pomalowała rzęsy, a na końcu lekko nałożyła na usta matową pomadkę. Sięgnęła po lusterko, które podała Lorenie.
- Cudnie! - zachwyciła się. - Dzięki. - pocałowała Chiarę w policzek. Spojrzała na zegarek. Szykowała się dwie godziny! Za dziesięć minut musi być w restauracji. Złapała granatowy żakiet i czarną torebkę, która dostała od Chiary na urodziny, pożegnała się i wyszła. Schodząc ze schodów zaczęła szybciej oddychać, a serce podskoczyło jej do gardła. Gdyby Chiara dowiedziała się, z kim właśnie się umówiła już nigdy by się do niej nie odezwała, ba! Nawet by na nią nie spojrzała. (
strój Loreny)
Po wyjściu przyjaciółki Chiara posprzątała i dokończyła tłumaczenie wywiadu. Wybiła szesnasta. W przeciwieństwie do Loreny, ona nie potrzebowała tyle czasu, żeby się przygotować. Szybko włożyła na siebie spodnie, dokładnie zapięła koszulę, ze szkatułki z biżuteria wyciągnęła naszyjnik Loreny i w końcu założyła buty. Zrobiła delikatny makijaż, po czym wyszła z mieszkania. Wrzuciła kluczyki do torebki, po czym usłyszała nadjeżdżające auto. Nie dało się tego nie słyszeć, w końcu parking, przed budynkiem był usypany z kamieni. (
strój Chiary)
Zbiegła ze schodów, co utrudniały jej obcasy, jednak dała radę. Zobaczyła Gerarda opierającego się o drzwi samochodu.
- Cześć. - szeroko uśmiechnęła się na jego widok. Coraz bardziej podobała jej się ta nowa Chiara, która wiecznie się uśmiechała, starała się być miła i nikomu nie przeszkadzać. Gerard zmarszczył czoło, kiedy się do niego przytuliła.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Chiarą? - zapytał. Szatynka tylko cmoknęła go w policzek i wsiadła do auta. Hiszpan wzruszył tylko ramionami.
Po kilkunastu minutach wchodzili już do ich willi. Chiara jak zawsze była zachwycona wystrojem.
- Chiara! - zawołała Shakira z małym Milanem na rękach. Podeszła do niej i mocno przytuliła. - Cieszę się, ze przyszłaś.
- Ja też. - uśmiechnęła się. - Mogę ? - zapytała patrząc na chłopczyka. Blondynka kiwnęła głową podając jej synka. - Jejciu, jaki on słodki. - zaśmiała się. Pierwszy raz w życiu miała na rękach takie maleństwo. Milan złapał jej palec tak mocno, ze krew powoli nie dochodziła. - Tak, jestem pewna, że wdał się w tatę. - dodała. Gerard wziął syna z jej rąk, po czym poszedł z nim na piętro.
- Błagam cię, nie zabij mnie. - jęknęła Shakira.
- Ale o co chodzi? - lekko podniosła brew. Nagle zza drzwi wychylił się nie kto inny jak Cesc Fabregas we własnej osobie. - Kuźwa. - szepnęła sama do siebie.
~*~
Kiedy spacerowali ulicami Barcelony delikatny wietrzyk rozwiewał jej blond włosy. Czuła ciepło emanujące z ciała Victora. Mężczyzna przytulił ja do siebie całując w czoło. Lorena kompletnie zapomniała o tym, co zrobił Chiarze. Była zaślepiona tą miłością.
- Cieszę się, że tu jesteś. - szepnął jej do ucha. Jego ciepły oddech na jej szyi... poczuła jak dreszcz przebiega przez nią całą.
- Chodźmy do mnie. - uśmiechnęła się do niego. Hiszpan kiwnął głową, po czym ruszyli w kierunku jej mieszkania. Po kilku minutach byli już na miejscu. Serce Loreny biło coraz szybciej. Ręka trzęsła jej się, kiedy próbowała otworzyć drzwi.
- Spokojnie. - parsknął Victor obejmując ją w talii. W końcu otworzyła je. Kiedy weszli do środka dosłownie rzucili się na siebie. Owinęła nogi dookoła jego pasa, a on przyparł ją do ściany. Zaczęła rozpinać koszulę piłkarza. Dłonie wciąż cały czas jej się trzęsły. Gdy całował ją po szyi powoli odprężała się, czuła się jak w transie. Koszula Victora opadła na ziemię, tak samo jak żakiet Loreny.
- Tam jest sypialnia. - parsknęła wskazując palcem na otwarte drzwi. Przeniósł ją tam i rzucił na łóżko. Czuła się jak w niebie, kiedy całował całe jej ciało. Nie myślała teraz o konsekwencjach, o tym co sobie Chiara pomyśli. Chciała tylko jednego, chciała jego.
~*~
- Zachowujesz się inaczej. - Cesc uśmiechnął się do niej, kiedy stali sami na tarasie. Gerard i Shakira właśnie próbowali uśpić Milana, który nie dawał za wygraną.
- Poznaj nową Chiarę. - podała mu rękę z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Miło mi. - odparł ściskając ją. Na niebie księżyc zaczynał wyłaniać się zza chmur.
- Dlaczego tutaj przyszedłeś? - zapytała niepewnie. - Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów. Nie moja sprawa. -dodała, kiedy zauważyła, że Hiszpan się waha.
- Daniella mnie okłamała. - odparł.
- Jak to? - zmrużyła oczy mocniej ściskając kieliszek z alkoholem, który trzymała w ręku. Kiedy zawiał wiatr na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka. To nie był dobry pomysł, żeby nie brać nic oprócz koszuli bez rękawów. Cesc zauważył to, zdjął sportową marynarkę, po czym objął nią ramiona dziewczyny.
- Nie jest w ciąży. - powiedział w tym samym czasie. Chiarę zatkało. Nie miała zielonego pojęcia co powiedzieć.
- Przykro mi. - wydukała najgorsze słowa, jakie można powiedzieć w takiej sytuacji. Cesc tylko się do niej uśmiechnął. Oparł się o balustradę tarasu i wpatrywał się w pierwsze gwiazdy na niebie. Dziewczyna przyglądała mu się jak zahipnotyzowana. Wyglądał cudownie w blasku księżyca. Jego czarne oczy iskrzyły się, a delikatne piegi na nosie były prawie niewidoczne. Uśmiechnęła się lekko do siebie, na wspomnienie jednego z dni w Neapolu, kiedy siedzieli na plaży. Zapamiętała wtedy każdy milimetr jego twarzy.
- Cesc, ja... - zaczęła, ale kiedy na nią spojrzał spanikowała, zaniemówiła. Chciała wyznać mu wszystkie uczucia, które wciąż do niego żywi, jednak nie miała tyle odwagi. -... będę się zbierać. - jęknęła. Miała ochotę walnąć się z całej siły w twarz.
- Odprowadzę cię. - zaproponował.
- Nie, nie musisz, to nie tak daleko.
- Ale nie chcę, żebyś sama włóczyła się po nocy. - oznajmił. Pożegnali się z Gerardem i Shakirą, którzy wyglądali na bardziej śpiących niż Milan, po czym opuścili ich rezydencję. Po tym kilku wspólnie spędzonych dzisiaj godzinach czuła się w jego towarzystwie dużo lepiej. Była dumna z nowej Chiary. Kilka pierwszych metrów przeszli w ciszy, słuchając tylko cykania świerszczy.
- Pewnie cieszyłeś się na wieść, że będziesz ojcem. - westchnęła, przerywając ciszę.
- Nie chcę o tym rozmawiać, przepraszam. - lekko się do niej uśmiechnął.
- Jasne, nie ma sprawy. Nie przepraszaj. - odparła. Całą drogę do jej mieszkania milczeli. Cesc odprowadził ją pod same drzwi. - Dziękuję. - odwróciła się w jego stronę mocno ściskając klamkę. Hiszpan nie odpowiedział, tylko zbliżył się do niej. Serce Chiary zaczęło walić jak oszalałe. Czuła jego przyspieszony oddech, zapach wody kolońskiej. Ujął jej twarz w dłonie i delikatnie musnął warki, czekając na reakcję Włoszki.
- Ja... - szepnęła, przygryzając usta. Nie miała zamiaru dokończyć. Mimo, że miała obcasy musiała się wyciągnął, aby znów dotknąć jego ust. Całowali się coraz śmielej. Miała nadzieję, że zapomni uczucia, które jej towarzyszyło w Neapolu, kiedy ją pocałował, jednak nie. Doskonale pamiętała jego smak. Westchnęła otwierając drzwi do mieszkania. Zrobiła krok w tył, żeby Cesc mógł wejść do środka, jednak zaplątała się w coś. - Czekaj. - sapnęła. Spojrzała w dół. Deptała właśnie po białek koszuli, zapewne należącej do mężczyzny. Poczuła perfumy, których nie zapomni do końca życia. Kawałek dalej leżał żakiet Loreny. Powoli podeszła do sypialny i uchyliła drzwi. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na łóżku leżała Lorena wtulona w... Victora!
- Jak mogłaś?! - krzyknęła. Piłkarz spadł z łóżka, a blondynka przykryła się kołdrą.
- Chiara, ja... - zaczęła, jednak nie miała okazji dokończyć. W oczach Chiary pojawiły się łzy, nie mogła oddychać. Serce podskoczyło jej do gardła, świat wirował jak oszalały.
- Nie chce cię widzieć! - wrzasnęła. - Jutro rano ma cie tu nie być! - dodała jeszcze głośniej. Trzasnęła drzwiami i wyszła na klatkę.Kucnęła opierając się o ścianę, Cesc wyszedł zaraz za nią.
- Chodź do mnie. - objął ją. Serce mu się krajało kiedy płakała. Nie mógł uwierzyć, że trzy lata temu on sprawił to samo.
~*~
Od autorki: No i kolejny rozdział. Jestem z niego bardzo zadowolona, mam nadzieję, ze wam również przypadł do gustu. Po weekendzie zaczyna się szkoła, więc będę dodawała rzadziej. Na razie się żegnam i z całego serca dziękuję, za komentarze pod poprzednią notką. Pozdrawiam i do napisania!
Laurel.