środa, 10 kwietnia 2013

Epilog

 Barcelona, Hiszpania 2018 rok
Śmierć jest nieodłączną częścią ludzkiego istnienia. Każdy człowiek rodzi się, aby umrzeć. Matka Chiary zmarła pięć lat temu. Włoszka do dzisiejszego dnia pamięta ten dzień. Uroczysta msza w kościele w Neapolu, spotkanie z całą rodziną, kondolencie... wreszcie spotkała swoje rodzeństwo. Kto był wielkim nieobecnym? Diego La Scozarri. Eh, trzeba mieć tupet, żeby nie przyjść na pogrzeb własnej żony. Zaraz po uroczystości wszyscy udali się na cmentarz, a później na tak zwaną stypę. Chiara nie usiedziała tam dłużej, niż dwie godziny. Po upływie tego czasu przeprosiła wszystkich, powiedziała, że źle się czuję i razem z Cesc'iem opuściła lokal. 
Zaraz po przyjeździe do rodzinnego domu upadła na łóżko i po raz kolejny płakała w poduszkę przez kilka godzin. Przez cały ten czas Fabregas nie odstępował jej na krok. Leżał obok, mocno przytulając i całując w czoło i ramię. Chiara straciła jedyną osobę w swoim życiu, która ją wspierała, nie oceniała i co najważniejsze - kochała. 
,,Czas leczy rany" - święta prawda, pomyślała teraz. Wciąż tęskniła za matką, ale wie, ze tam, an górze spogląda na nią z uśmiechem i wciąż wspiera. Chiara zamknęła album, wstała z fotela i odłożyła go do półki. Właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Odczekała kilka sekund, wzięła głęboki oddech, uśmiechnęła się sama do siebie i zeszła na parter. 
- Heej! - zawołała Lorena, kiedy szatynka otworzyła drzwi. Wpadły sobie w ramiona, w końcu nie widziały się od... tygodnia. Zaraz za jej przyjaciółką do domu wszedł Marc, trzymając na rękach trzyletniego synka - Pedro. Malec był ubrany w czarne, wygodne spodenki, koszulkę FC Barcelony, a na głowie miał czapkę z daszkiem. Chiara nie mogła się nadziwić, jak bardzo był podobny do tatusia. Miał oczy, nosek i kolor włosów Marca. Jedyne, co odziedziczył po Lorenie to szczery, szeroki uśmiech. 
- Jejku, nareszcie! - zawołała Chiara. - Już nie mogliśmy się was doczekać. - dodała całując Marca i Pedro w policzek. - Chodźcie do ogrodu. W końcu udało mi się namówić Cesca, żeby zaczął udzielać się w kuchni. - parsknęła śmiechem. 
- W końcu. - Marc przewrócił oczami. - W twoim stanie, już nie możesz wykonywać tylu... czynności co kiedyś. - uśmiechnął się idąc z Pedro przez cały dom. W końcu dotarli do szklanych drzwi prowadzących na taras. Zza drzew wyskoczył Francesc Junior, który próbował dogonić ojca i spryskać go pistoletem z wodą. Hiszpan złapał go z tyłu i wysoko podniósł, obaj zaczęli się głośno śmiać.
- Popatrz, kto w końcu przyszedł! - zawołał i zaczął naśladować dźwięk samolotu biegnąc w ich kierunku. 
- Przepraszamy za spóźnienie, ale mały chciał koniecznie wziąć kilka rzeczy, żeby pokazać Francescowi. - oznajmiła Lorena, siadając obok Chiary. 
- Dobra, chłopaki. Lećcie się bawić. My chwile porozmawiamy i zaraz do was przyjdziemy. - odparł Marc podając synkowi plecak z reprezentacją Hiszpanii. Chłopcy w mgnieniu oka znaleźli się na małym boisku za ogrodem. Cesc podszedł do żony, objął ją i pocałował w skroń. 
- Wybraliście już imię? - zapytała Lorena nie przestając się uśmiechać.
- Gracia. - odparł Cesc. Klęknął obok Chiary, pocałował ją w brzuch, a zaraz potem usiadł na swoim miejscu. 
- Czekaj, czy nie tak miała na imię twoja mama? - zapytał Marc, popijając lemoniadę. Chiara z uśmiechem na twarzy kiwnęła głową. W tym momencie Francesc i Pedro przybiegli z piłką. 
- Tatuś... - sapnął Pedro ciągnąc Marca za spodnie.
- Tatko.. pogracie? - zapytał Francesc szczerząc się. Cesc i Marc ulegli w końcu synkom. Wstali z krzeseł i razem z nimi popędzili na mini boisko. 
Chiara i Lorena przechadzały się dookoła grających chłopców. W tym momencie czuły się jak najszczęśliwsze kobiety pod słońcem. Miały po dwadzieścia cztery lata, wspaniałych mężów, dzieci, prace i siebie nawzajem. Po powrocie do Barcelony okazało się, że Victor został skazany na dwa lata więzienia, Daniella wróciła do domu, a FC Barcelona została niezmieniona. Wszyscy wciąż się przyjaźnili, byli głodni zwycięstwa, a energia ich wprost rozpierała. Mimo upływu tylu lat, wciąż grają razem i się przyjaźnią, tym samym wychowując kolejne pokolenie młodych i zdolnych piłkarzy Dumy Katalonii.
~*~
Od autorki: No, to... to by było na tyle. Nie chciałam pisać nic więcej, resztę pozostawiam Waszej wyobraźni. Obiecałam happy end, więc jest. Z całego, całego, całego mojego serducha chciałabym podziękować Wam wszystkim, dziewczyny, za to, ze byłyście ze mną przez te cztery miesiące, śledziłyście losy bohaterów i komentowałyście. Dziękuję za wszystkie słowa krytyki i pochwały. Nawet nie wiecie, jakiego daje to kopa do dalszego tworzenia. Teraz znajdziecie mnie na tu-me-ayudas, a niedługo ruszam z que-me-amas oraz z que-no-es-adios. Zapraszam do zapoznania się z bohaterami, a niedługo powinien pojawić się zwiastun que-me-amas. Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny na tym blogu. Muszę przyznać, ze bardzo mi trudno pożegnać się z Cesc'iem i Chiara, ale tak to już jest. Coś musi się skończyć, aby coś mogło się zacząć. Jeśli któraś chciałaby być informowana o rozdziałach na pozostałych blogach, proszę o zapisy tutaj. Pozdrawiam, Laurel!

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 10

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Lorena nie mogła... nie umiała dochować tej tajemnicy. Ojciec Chiary będzie musiał jej wybaczyć, ale po prostu nie mogła. Chiara była dla niej taka dobra, była jej prawdziwą przyjaciółką, nie mogła narażać ich relacji, ponieważ dopiero co się poprawiły. Powolnym, lecz zdecydowanym krokiem podeszła do przyjaciółki.
- Chiara... - szepnęła łapiąc ją za ramię, aby się odwróciła. Dziewczyna oparła się o blat i spojrzała na blondynkę, która przygryzała wargę i próbowała się nie trząść.
- Co się stało? - zapytała patrząc jej w oczy. Włoszka wzięła głęboki oddech, a jej słowa same popłynęły.
- Dzwonił twój tata i powiedział, że.. - wypuściła powietrze próbując zebrać w sobie siły. - Twoja mama miała wylew i jest w szpitalu. - dodała mrużąc oczy. Czuła się, jakby wyjawiła właśnie tajemnicę strefy pięćdziesiąt jeden albo informacje o śmierci Kennedy'iego.
- Co ?! - krzyknęła. - O Boże! mama ! - łzy zaczęły jej płynąć po policzkach, cała zaczęła się trząść. - Muszę wracać do domu. - sapnęła i szybko pobiegła do sypialni. Wyciągnęła walizkę spod łóżka, zaczęła wrzucać do niej co popadło, co miała pod rękę.
- Chiara, twój ojciec prosił żebym ci tego nie mówiła! - zawołała Lorena biegnąc za nią. - Nie możesz jechać i nas wszystkich tutaj zostawić.
- Lori, nie rozumiesz ?! - odwróciła się w jej stronę nie przestając pakować rzeczy. - To jest moja mama ! - dodała.
- To porozmawiaj chociaż z Fabregasem. - poprosiła klękając obok przyjaciółki.
- Zadzwoń do niego, ja muszę się śpieszyć. - odparła. - Jezu, a co jeśli nie dojadę, a ona umrze ? - zapytała i znów zaczęła się trząść. Lorena przytuliła ją mocno i pocałowała w czoło. 
- Jedź, jedź. Pogadam z nim. - wyszeptała jej we włosy. Kiedy sobie pomyślała, że to miałaby być jej matka serce podskoczyło Lorenie do gardła. 
~*~
Piłkarze wchodzili do szatni po treningu. Jeden rzucił koszulką w szafkę, drugi w całym stroju poszedł pod prysznic, trzeci i czwarty wariowali. Cesc stanął przed szafką i już chciał zacząć się rozbierać, kiedy zadzwonił jego telefon. Wygrzebał go ze skórzanej kurtki wiszącej wewnątrz szafki i zobaczył nieznany numer. Czyżby to znowu Daniella próbowała się z nim skontaktować? Właśnie na to się przygotowywał, jednak usłyszał ten dziewczęcy, wysoki głos, który nadawałby się do śpiewania w operze.
- Cesc ? - zapytała Lorena.
- Tak, tak. Coś się stało? - westchnął siadając i rozwiązując sznurówki butów.
- Chiara kazała ci przekazać, że wyjeżdża. Jej mama miała wylew i... Cesc? Jesteś tam? - ale on jej już nie słuchał. Siedział i gapił się w podłogę szatni. Czy ona mu właśnie powiedziała, że Chiara wyjeżdża? To są chyba jakieś żarty! Nie mogła mu tego zrobić. Dopiero co, wszystko zaczęło się układać. Nie pozwoli jej na to.
- Gdzie ona jest? 
- Chiara ? Zapewne już na lotnisku. - oznajmiła. - Cesc! Nie słyszałeś co mówiłam ? Ona musi jechać! Jej matka miała wylew, nie wiadomo czy żyje! Nie martw się, ona wróci! - mówiła do telefonu, starając się, żeby jej głos był opanowany i spokojny. Cesc rozłączył się i zaczął biec. Taak... zapomniał, że miał rozwiązane sznurówki i poleciał jak długi na korytarzu. Wypowiedział kilka niecenzuralnych słów i zaczął je wiązać.
- Ej,ej,ej. Stary, co się stało? - podbiegł do niego Gerard w samym ręczniku.
- Chiara wyjeżdża. A raczej już wyjechała. - syknął. Zawiązał buty i ruszył korytarzem do wyjścia. Pchnął drzwi główne, po czym pobiegł na ulicę, łapiąc taksówkę. Serce zachowywało się, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Kierowca zmarszczył czoło na jego widok. W końcu nie codziennie widzi się sławnego piłkarza w stroju treningowym jadącym taksówką. - Lotnisko. - poprosił i zapiął pasy. 
Po kilkunastu minutach byli już na miejscu. Wystrzelił z pojazdu jak z procy i ledwo zdążył się zatrzymać przed jednym z biurek, za którym siedziała wysoka, szczupła blondynka w kusej spódniczce. 
- W czym mogę pomóc? - zapytała, uśmiechając się kokieteryjnie.
- Samolot do Włoch, do Neapolu. - wysapał łapiąc oddech.
- Właśnie wystartował. - odparła.
- Proszę go zatrzymać. - ułożył ręce jak do modlitwy. - Błagam panią.
- Przykro mi, ale to już niemożliwe, naprawdę. - westchnęła, udając, że ja to smuci.
-  Kobieto, nie rozumiesz ?! - uderzył pięścią w biurko. - W tym samolocie jest dziewczyna, którą kocham i nie wiem, czy ją jeszcze zobaczę! - krzyknął tak głośno, że ludzie w całej sali patrzeli na niego jak na wariata.
- Proszę stąd odejść, albo zawołam ochronę. - oznajmiła. Cesc po raz kolejny uderzył pięścią w blat, wykrzyczał jakieś przekleństwa i wyszedł. Przed lotniskiem spojrzał na czyste niebo, po którym właśnie leciał jeden z samolotów. 
Chciało mu się wrzeszczeć, płakać... miał też wielka ochotę uderzyć kogoś, ale nie wiedział do końca kogo. Piechotą wrócił na stadion, w końcu zostawił w szatni wszystkie swoje rzeczy.
~*~
Chiara wchodzi do jego domu. Stawia walizki obok schodów. Woła go, ale on nie schodzi. Zamiast niego, powolnym, pewnym siebie krokiem schodzi Daniella, owinięta w białe, jedwabne, cienkie prześcieradło. 
- Co tutaj robisz? - syczy Chiara.
- A jak myślisz? Wyjechałaś, a Cesc od razu przyszedł do mnie. Jesteś naiwną smarkulą. - odpowiada jej z uśmiechem przepełnionym triumfem, po czym idzie do kuchni. 
Obudził się łapczywie wciągając powietrze do płuc. Rozejrzał się dookoła. Była noc, leżał w swoim łóżku. Sam. Jaka ulga, pomyślał. Przez resztę poprzedniego dnia nie wiedział co ze sobą zrobić. Dzwonił do Chiary chyba z milion razy, Pique proponował mu, żeby poszli na piwo, ale on chciał pobyć sam i przemyśleć wszystkie sprawy. Rozumiał, że jej matka była chora, ale nie mogła do niego chociaż zadzwonić? Tak, zrobiła to Lorena, ale to go nie uspokoiło. Panicznie bał się, że mogę ją stracić. Trzy lata temu popełnij największy błąd w swoim życiu i nie pozwoli, żeby kolejny raz żyli bez siebie. Wieczorem zamówił bilet i o ósmej rano ma samolot. Tym razem nie odpuści. Zaufanie i moc polegania na drugiej osobie, to podstawy związku. Poleci do niej i będzie podporą dla Chiary nawet w najtrudniejszych chwilach. Na tym polega jego rola.
Przez całą noc nie mógł zasnąć. Chodził po domu w tę i z powrotem. Kiedy zegar wybił szóstą rano zaczął się pakować. Przewiesił torbę przez ramię, wyszedł z domu, upewniając się, że wszystko pozamykał, po czym wsiadł do wcześniej zamówionej taksówki. Po kilkunastu minutach był już na miejscu. Kiedy podszedł do biurka, aby załatwić wszystkie formalności, ta sama pracownica, co poprzedniego dnia była mocno zdziwiona, jak bardzo jest opanowany, przynajmniej jak bardzo starał się wyglądać na opanowanego, bo w środku wszystko mu się wywracało. Wszedł do samolotu, zajął swoje miejsce i spojrzał w okno. Niedługo będę przy tobie, Chiaro, mówił w myślach, aż zapadł w głęboki sen.
~*~
Od kilkunastu dobrych godzin leżała przy łóżku matki opierając się policzkiem o jej bladą, żylastą dłoń. Kiedy przestąpiła próg jej pokoju ojciec spojrzał na nią, jakby zobaczył ducha.
- Co ty tutaj robisz?! - zapytał bulwersując się.
- To moja matka ! Nie miałeś prawda mi o tym nie mówić ! Kocham ją! - odpowiedziała. Z ojcem nigdy nie miała takiego dobrego kontaktu jak z mamą, która wierzyła w nią i zawsze wspierała, a teraz ? Leżała bezwładnie w łóżku, na białej pościeli, a jej kruczoczarne loki były rozrzucone wokół drobnej, bladej twarzy. Wyglądała jak czterdziestoletnia królewna śnieżka, obok łóżka której siedział wielki, obleśny krasnolud. Nigdy nie mogła, a raczej nawet nie próbowała zrozumieć dlaczego jej piękna mama, o złotym sercu wyszła za takiego człowieka. Był od niej piętnaście lat starszy, gruby, z zarostem na pół twarzy i zapadniętymi policzkami. Wyglądał jak chodząca śmierć. I co z tego, że był jej ojcem? Nigdy nie okazywał jej miłości, nie cieszył się z jej sukcesów. Teraz ledwo żywa starała się nie zasnąć przy łóżku swojej ukochanej rodzicielki.
- Mamo, proszę... - jęknęła nie mogąc powstrzymać kolejnej rzeki łez. Wczoraj miała wyrzuty sumienia, że osobiście nie powiedziała wszystkiego Cesc'owi, modliła się, żeby zrozumiał, w końcu to była jej mama.
- Przestań już jęczeć, przecież i tak cię nie słyszy. - syknął Diego spoglądając z obrzydzeniem na kobietę, w której ciało były wpięte różnego rodzaju rurki. Chiara prychnęła ze złością i wstała podchodząc do niego.
- Czy ty kiedykolwiek nas kochałeś ?! - krzyknęła. - Jesteś zwykłym śmieciem, którego grzechem jest nazywać ojcem! - spoliczkowała go. Myślała, że tego pożałuje, ale tak nie było. W środku była tak szczęśliwa... w końcu udało jej się postawić temu tyranowi. Co prawda nigdy nie znęcał się nad nimi fizycznie, ale za to psychicznie jak najbardziej. Wielokrotnie uświadamiał całej rodzinie, jak bardzo są beznadziejni. - Smaż się w piekle, a teraz wynoś się ! - dodała.
- Nie pozwalaj sobie ! - wstał odrzucając gazetę na bok. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, a jego brzuch zajmował dość dużą część szpitalnej sali. - Jestem twoim ojcem, trochę szacunku! - dodał zamachując się, jednak ona skoczyła w tył.
- Wymagasz ode mnie szacunku? - parsknęła głośnym śmiechem. - Kpisz sobie? Nikt nigdy nie poniżał mnie tak jak ty! Nie kochałeś nas, uważałeś, że to tylko i wyłącznie obowiązek. Mama zmarnowała sobie życie przez ciebie! - krzyknęła.
- Ty niewdzięczna smarkulo ! - wrzasnął i pchnął ją na drzwi, które w tym samym momencie otworzyły się. Chiara poczuła, że ktoś ją podtrzymuje. Spojrzała na rękę - doskonale znała te tatuaże.
- Cesc. - uśmiechnęła się szeroko wtulając się w Hiszpana. - Co tutaj robisz?
- A jak myślisz? - pocałował ją w czoło. Spojrzał na mężczyznę sapiącego parę metrów od niego. - A to kto? - zapytał.
- Śmieć, mylnie nazywanym moim ojcem. - syknęła.
- Chciałbym powiedzieć, że miło pana poznać, ale jednak zrezygnuję. - odparł Fabregas. - Mógłby pan opuścić ten pokój? - zapytał grzecznie.
- Nie możesz mnie stąd wyrzucić, to moja żona. - uśmiechnął się półgębkiem.
- Chce się pan założyć, że wezwę policję i skorzystam z tego, że jestem sławny? - podniósł lekko brwi odsuwając się z Chiarą od drzwi. Jej ojciec burknął coś pod nosem, po czym wyszedł. Włoszka przez kilka sekund stała jak słup soli wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Diego. - Wszystko dobrze ? - zapytał po chwili niepewności.
- Tak,a le powiedz mi... jak ty się tutaj tak szybko znalazłeś?
- Wsiadłem w samolot i jestem. - pocałował ją w skroń. - Nie mogłam cię znowu stracić, jesteś dla mnie wszystkim. - uśmiechnął się.
- Kocham cię. - jęknęła ledwo powstrzymując łzy, po czym wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie w usta. 
~*~
Musiała, nie miała innego wyboru. Po tym, jak powiedziała Chiarze o wylewie jej matki miała potworne wyrzuty sumienia, w końcu Diego prosił ja żeby nie mówiła o niczym przyjaciółce, ale nie rozumiała dlaczego w ogóle do niej zadzwonił. Po wyjeździe Chiary zadzwoniła do Cesc'a, żeby mu o wszystkim powiedzieć, żeby nie martwił się o nią, ale on - impulsywny zawsze musi mieć coś do powiedzenia w każdej sprawie. Nic do niego nie miała, ale nie zapomni tego, co zrobił Chiarze, nigdy nie zapomni.
Lorena siedziała w mieszkaniu i nie wiedziała co ze sobą zrobić. W szafce nocnej szatynki znalazła kilka własnoręcznie zrobionych skrętów, więc usiadła na balkonie i zaczęła powoli wypalać jeden z nich. Nigdy nie pochwalała zachowania przyjaciółki, ale... jeden jeszcze nikomu nie zaszkodził. Po kilku minutach usłyszała dzwonek do drzwi. Wzdrygnęła się, to na pewno Victor. Całe jej ciało zostało w mgnieniu oka sparaliżowane. Powoli wstała z zimnego betonu i poszła w stronę drzwi.
- Kto tam? - zapytała niepewnie.
- Marc. - usłyszała trochę rozbawiony głos. Odetchnęła z ulgą i otworzyła drzwi.
- Cześć. - uśmiechnęła się.
- Hej, jest Chiara? - zapytał.
- Nie, to trochę długa historia, więc może wejdziesz. - parsknęła otwierając je bardziej. Chłopak wszedł do środka i runął na kanapę łapiąc za pilota. Jak widać czuł się jak u siebie w domu.
- Napijesz się czegoś? - lekko podniosła brwi czekając na odpowiedź.
- Może być kawa. - odparł. Lorena zniknęła na chwilę w kuchni. Zaparzyła kawy, po czym wróciła do chłopaka, który oglądał jakiś mecz. Podała mu jeden z kubków siadając obok.
Opowiedziała mu o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin. Za każdym razem, kiedy czekała te kilka nieszczęsnych sekund na jego chociażby kiwnięcie głowy, żeby kontynuowała serce zaczynało bić jej szybciej. Na początku nie wiedziała co takiego Chiara w nim widzi, ale cieszyła się, że są tak dobrymi przyjaciółmi. Umiał słuchać, każda dziewczyna chciałaby wypłakać się na jego ramieniu, był po prostu kochany.
Nie zdawała sobie sprawy, ze temat Chiary zakończył się kilka dobrych godzin temu, a oni pili już trzeci kubek kawy. Opowiadała mu o swojej rodzinie, o sprawie z Victorem, a on tak po prostu... słuchał, a czasem nawet wyrażał swoje opinie. W tym momencie była prze szczęśliwa, ze to właśnie on siedzi przy niej.
- Jest już późno. - westchnął. - Będę się zbierał.
- Nie. - uśmiechnęła się leniwie. - Zostawisz maleńką, bezradną dziewczynę, żeby siedziała sama, po ciemku w mieszkaniu z balkonem? - zapytała marszcząc czoło. Marc kilka razy się pokiwał, poprzewracał oczami, myślał, aż w końcu stwierdził, że nie i usiadł z powrotem.
- Wiesz, nigdy nie podejrzewałem, że możesz być taką fajną osobą. - prychnął, tak jakby od niechcenia.
- A co? Sądziłeś, że jestem pustą, rozpieszczoną dziewczynką? - uniosła brwi.
- No nie, tylko, no... po tym co zrobiłaś, to wiesz. - chciał uniknął jej wzroku. - Przepraszam, nie chciałem znowu zaczynać tego tematu. -dodał, zanim zdążyła odpowiedzieć. - Kiedy wracasz do Włoch?
- Nie wiem, na razie mi się nie spieszy. Tu mi dobrze. - uśmiechnęła się, a on odpowiedział jej tym samym. Mijały kolejne minuty, a Lorena robiła się coraz bardziej śpiąca. Położyła łokieć na kanapę oparła się o niego i powoli zamykała oczy. Marc odwrócił wzrok od telewizora i spojrzał na nią. Była taka śliczna, drobna, bezbronna. Sięgnął po pilot, wyłączył telewizor, przez co w pokoju zapadły egipskie ciemności. Podniósł ją i razem z Loreną położyła się na kanapę, tak, że leżał na jej krawędzi, żeby Włoszka nie spadła. Odsłonił pojedyncze pasmo jasnych włosów z jej twarzy i mimowolnie się uśmiechnął. Przybliżył się na kilak centymetrów, po czym pocałował ją w czoło. Do tego czasu jedyną kobietą w jego życiu była piłka, ale czuł, że to się zmienia. Dzięki tej rozmowie zrozumiał Lorenę i jej czyny - te dobre i te złe.
~*~
Od autorki: Uff, no to ostatni rozdział za nami. Coś ostatnio rozleniwiłyście się z komentarzami. Pod rozdziałem 8 było ich aż 30, a pod poprzednim? 16. Na tu-me-ayudas pod pierwszym było ich 19, a pod drugim jest zaledwie 7, kolejny rozdział dodam tam jak będzie 15, więc brać się do roboty!. Ten rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie i jestem z niego zadowolona, mam nadzieje, ze Wy też. Dużo się w nim wyjaśniło i zaczęłam nowy wątek. Epilog pojawi się, jeśli zobaczę tutaj 20 komentarzy. Wiem, jestem straszna, ale każda opinia, to taki kop i energia jeśli chodzi o twórczość. Zapraszam również na cielo-grande, gdzie pojawili się bohaterowie. I mam jeszcze prośbę. Jeśli ktoś chce być powiadomiony o prologu, jak i kolejnych rozdziałach na que-me-amas to proszę zgłaszać się pod tym postem. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

środa, 27 marca 2013

Rozdział 9

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Poczuła za plecami twarde, drewniane drzwiczki szafy. Cesc przyparł ją do nich tak mocno, że prawie nie mogła oddychać, ale teraz miała to gdzieś. Jej ręce spoczęły na klatce piersiowej piłkarza, powoli i ostrożnie zaczęła odpisać guziki jego koszuli. Hiszpan zbliżył się do Chiary, delikatnie uniósł jej brodę i lekko musnął jej usta, zaraz potem odsuwając się na kilka milimetrów. Przyciągnęła go z powrotem, nie liczyło się nic więcej poza tą chwilą. Ponownie ją pocałował, odczekał chwilę, aż otworzy wargi, po czym szybko wsunął język Przywarli do siebie każdym centymetrem ciała. Nie liczyło się to, że kraj szafy wbijał się w jej plecy, liczyła się ta właśnie chwila. Koszula i marynarka Cesca wylądowały na podłodze, tak samo jak ich buty. Piłkarz po omacku zaczął szukać łóżka. Niby był u siebie w domu, ale po ciemku wszystko wydaje się inne. W końcu je znalazł, jednak w bolesny sposób, bo uderzył stopą o podpórkę.
- Auć. - cicho jęknął, na co Chiara się roześmiała. Rzucił ją na łóżko, nie przestając całować. W końcu przeniósł swoje wargi na jej policzki, brodę, szyję, dekolt. Chciał smakować jej ciało tak długo jak się dało... aby zapamiętać ją na zawsze. Ręce Cesca zawędrowały na plecy Włoszki, przez co jej ciało wygięło się w łuk. Złapał za suwak czarnej sukienki i pociągnął go w dół. Po chwili również jej garderoba wylądowała w niezidentyfikowanym miejscu w pokoju. Jęknęła z rozkoszy, kiedy zaczął całować jej piersi, a później brzuch. Tym razem nie miała nic przeciwko, wiedziała, że może mu ufać, że tym razem jej nie zawiedzie. Ludzie się zmieniają i popełniają błędy. Kiedy po raz kolejny przywarł do jej warg oplotła nogi wokół pasa Fabregasa, a dłonie Chiary zaczęła powoli przesuwać się po jego brzuchu w dół. W końcu złapała za pasek spodni i zaczęła natarczywie go rozpinać. Udało jej się dopiero po jakimś czasie. Przeturlali się tak, że teraz to ona była na górze. Zaczęła całować jego idealnie wyrzeźbiony tors, sprawiając tym samym, że cicho jęknął.
~*~
Światło księżyca padało wprost na jej twarz, przez co nie mogła zasnąć, ale też nie miała siły, żeby się odwrócić. Była cała obolała, ciało ją paliło, ale domagała się więcej Fabregasa, który leżał obok, obejmując ją. Powoli poruszył się, tym samym ocierając swoim torsem o jej plecy. Jedni powiedzieliby, że jest po prostu niewyżyta, a drudzy, że potrzebuje bliskości. W pewnym sensie i ci, i ci mieli rację, ale ona po prostu kochała go od kilku lat, nie przestawała o nim myśleć. Kochali się trzy lata temu i od tamtego czasu była tylko z Victorem, w dodatku nie z własnej woli. Miała dziewiętnaście lat! Potrzebowała bliskości, mężczyzny i seksu! Ten jeden raz nie wystarczył. Odwróciła się w stronę Cesca, mimo, że wciąż była obolała. Wsunęła rękę pod kołdrę, mącąc nią po umięśnionym brzuchu piłkarza.
- Cesc... - szepnęła mu do ucha, lekko skubiąc je zębami. Hiszpan uśmiechnął się, kładąc dłoń na talii Chiary. Wpił się w jej gorące, miękkie usta, które smakowały różanym błyszczykiem i pieścił plecy. Przerwał im odgłos komórki Włoszki. 
- Zaczekaj. - sapnęła nachylając się nad nim, aby dosięgnąć przedmiotu. Skorzystał z okazji i zaczął całować ją po piersiach. - Cesc... - parsknęła śmiechem. Odebrała nie zwracając uwagi na numer. 
- Słucham ? - zapytała, próbując odepchnąć piłkarza, który nie dawał za wygraną. 
- Boże, jak dobrze, że odebrałaś. - usłyszała zduszony głos Loreny.
- Coś się stało? - zaniepokoiła się. Fabregas stał się bardziej natarczywy, przez co nie mogła powstrzymać jęku. 
- Ja...to...to nie jest rozmowa na telefon, to bardzo ważne. Chiara, proszę... spotkajmy się na śniadaniu, w naszej knajpce. - poprosiła.
- Zgoda, niech będzie. - westchnęła, po czym rozłączyła się. Chciała się z nią pogodzić, w pewnym sensie rozumiała, dlaczego to zrobiła. - Fabregas, do cholery! Nie rób... - jęknęła, kiedy nacisnął na jej czuły punkt. -...tak...
- Ale jak? - wyszczerzył się, powtarzając czynność.
- Właśnie tak... - otworzyła oczy. - Nie rób tak, kiedy rozmawiam przez telefon! - w końcu oznajmiła, wciąż przygryzając dolną wargę.
- Ale teraz mogę? - zapytał, podciągając kołdrę.
- Teraz tak. - westchnęła poddając mu się całkowicie. 
~*~
Nad ranem wzięli prysznic. Teraz Cesc, w samym ręczniku stał przed lustrem i golił się, a Chiara ubierała.
- Lece do domu. - pocałowała go w policzek. - Później spotkam się z Loreną i przyjdę na trening. - oznajmiła uśmiechając się szeroko. - kocham cię.
- Ja ciebie też. - parsknął przyciągając ukochaną do siebie.
- Jesteś cały z pianki do golenia. - zaczęła się śmiać, kiedy ubrudził ją całą. 
- Czy to ujmuje mi uroku? - zmarszczył czoło.
- Wręcz przeciwnie. - pokazała mu język. - Na prawdę muszę już lecieć. - spojrzała prosto w ciemne oczy Hiszpana. 
- Pięć minut... - szepnął całując ją. - Dziesięć... - dobrał się do suwaka jej sukienki. - Piętnaście... 
- Cały dzisiejszy wieczór i noc. - uśmiechnęła się, pocałowała go ostatni raz i uciekła. Wychodząc z jego domu wyciągnęła z torebki chusteczkę i zaczęła wycierać twarz z pianki. W tym momencie była najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miała ochotę śpiewać, tańczyć, skakać z radości. Co nie dawało jej spokoju? Daniella, Victor i głos Loreny. Znała ją na tyle długo, żeby wiedzieć, że coś się stało. 

Jak najszybciej umiała poszła w stronę mieszkania. Przebrała się, umalowała i już chciała wychodzić, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. To pewnie Lorena.
- Miałyśmy spotkać się w... - zaczęła, ale kiedy zobaczyła, kto stoi po drugiej stronie wmurowało ją. Myślała, że oczy zaraz jej wypadną, albowiem na przeciw niej stał Victor, opierający się o ramę drzwi.
- Nie wiedziałem, ze się dzisiaj spotykamy. - uśmiechnął się szeroko. - Może tym razem u mnie...? Chociaż nie, u ciebie lepiej. - chciał przestąpić prób, jednak Chiara mu nie pozwoliła.
- Wynoś się. - syknęła.
- Bo co mi zrobisz? - podniósł brwi, dalej nie przestawał się uśmiechać. - Jezu, Valdes! - krzyknęła. - Nie wystarczy ci, że przeleciałeś mnie, Lorenę, a dodatkowo zniszczyłeś naszą przyjaźń ?! Jesteś skończonym gnojem! A teraz daj mi przejść! - ryknęła tak głośno, że sąsiedzi bez problemu modli ich usłyszeć. Przecisnęła się obok, zamykając drzwi i popędziła w dół po schodach. Myślała, że zaraz ją zatrzyma, jednak tego nie zrobił. Na zewnątrz wzięła głęboki oddech i udała się do knajpki, w której miała spotkać się z Loreną.
~*~
Po kilku minutach otworzyła drzwi restauracji, uruchamiając, tym samym dzwoneczek zawieszony nad nimi. Przy stoliku, w kącie zobaczyła długie, proste, blond włosy przyjaciółki. Siedziała zgarbiona, w koszulce na ramionkach, przez co było widać czerwone ślady na nich.
- Lori. - westchnęła, mrużąc oczy. Dziewczyna wstała i od razu rzuciła się w objęcia Chiary. 
- Tak bardzo cię przepraszam. - wydukała płacząc i mocno ściskając przyjaciółkę. Po kilku minutach ściskania i płaczu w końcu doprowadziły się do porządku i usiadły przy stoliku. Chiara nie mogła złapać oddechu, kiedy patrzyła na rany Loreny. Doskonale wiedziała co to oznacza - ten sukinsyn bił ją i nie wiadomo co jeszcze. 
- Victor? - zapytała, wskazując głową na ramię Loreny. Dziewczyna tylko przytaknęła, mocno ściskając filiżankę herbaty. - Lori, pomogę ci, tylko musisz mi powiedzieć, wszystko. - westchnęła, z bólem serca, która krajało się, gdy patrzyła na tak wyglądającą przyjaciółkę. Schudła, miała doły pod oczami, garbiła się... wrak człowieka.
- Jego żona... pojechała z dziećmi w odwiedzimy do rodziców.  - zaczęła, ocierając spływające po policzkach łzy. - Victor powiedział, że przez ten tydzień mogę się u niego zatrzymać i że pomoże mi szukać mieszkania. Wieczorem chciał... no wiesz. Powiedziałam mu, że nie mam siły i ochoty. Najpierw zaczął mnie szarpać, w końcu uderzył i... klęknął przede mną, zaczął przepraszać, błagać o wybaczenie, powiedział nawet, że rozstanie się z żoną dla mnie. - powiedziała, nie kryjąc już łez. - W zamian za miłość chciał tylko, żebym zawsze miała dla niego czas... - dodała.Chiarze również chciało się płakać. Wiedziała, że jest zdolny do wielu rzeczy, ale żeby do tego też? W tym momencie zobaczyła, że piłkarz idzie w ich kierunku. Pociągnęła Lorenę za rękę do łazienki. Otworzyła okno i wyszły tyłem. Nie miała najmniejszej ochoty na konfrontacje z tym debilem. Przez całą drogę na stadion rozglądały się dookoła, czy piłkarz za nimi nie idzie. Tak na marginesie, to czym on nie powinien być na treningu? Ale mniejsza z tym. 
Kiedy dotarły na Camp Nou kupiły przy stoisku z przekąskami dwa rogale i weszły na murawę, gdzie chłopcy mieli trening. Cesc odwrócił się w ich stronę i widząc je razem szeroko się uśmiechnął. Przywitały się z Tito, po czym usiadły na trybunach. Po około pół godzinie trening dobiegł końca. Cesc, Gerard oraz Marc podeszli do nich uśmiechając się szeroko. Było widać, że cieszy ich to, ze się pogodziły. Chiara zeskoczyła z trybun, złapała Fabregasa za rękę i pociągnęła do tunelu. Hiszpan chciał ją pocałować, jednak minął się z celem.
- Cesc, na razie nie czas na to. Musimy iść na policję. Victor ją bije. - oznajmiła. Brunet przez chwilę stał w miejscu, po czym bez słowa wróciła na murawę i pobiegł gdzieś z resztą chłopaków. Chiara próbowała go wołać, jednak nie przyniosło to rezultatu.
~*~
Dwa dni później, w jednej z gazet ukazał się artykuł dotyczący bramkarza FC Barcelony i zdjęcia, kiedy dwóch policjantów wyprowadza go z domu. Jaka w tym zasługa piłkarzy? A taka, że miał limo pod okiem, złamany nos i wybity palec, jednak nie powiedział, kto mu to zrobił. Ciekawe jakiego jeszcze mają na niego haka?
Chiara siedziała na kanapie z laptopem na nogach i tłumaczyła wywiad, w czasie, kiedy Lorena rozpakowywała się. W końcu ponownie zamieszkały razem. Błogi spokój i ciszę przerwał telefon.
- Słucham? - odebrała Lorena, opierając się o szafę. - Dzień dobry. - uśmiechnęła się do siebie. - Mam ją podać.. aha... Co?! O Boże! To straszne! Ale... ona powinna wiedzieć. Dlaczego? Przepraszam, ale w końcu jest pana córką i ma prawo... Do widzenia. - rzuciła telefonem o szafkę. Stała jak słup soli i nie mogła uwierzyć, że rodzice Chiarą są tacy okropni. To bez sensu. Jeśli jej ojciec chciał, żeby się o tym nie dowiedziała, to po co dzwonił?
~*~
Od autorki: Przepraszam, ze tak długo czekaliście, ale miałam szlaban i nie mogłam wejść na komputer. Co do rozdziału, to średnio mi wyszedł, ale jest. Ile jeszcze zostało? Przewiduję, że dziesiąty rozdział i epilog. Mam również pytanie: Chciałybyście poczytać coś zabawniejszego? Mam pewien pomysł. Będzie to na podstawie musicalu i filmu "Mamma mia!", tylko troszkę pozmieniane i dużo humoru. Co Wy na to? Piszcie odpowiedzi w komentarzach. Chciałabym również poinformować, że ktoś usunął bloga będziesz-legendą, a co się z tym wiąże nowy rozdział, który był tam zapisany. Zdążyłam zmienić hasło na koncie. Niestety, nie mam nigdzie zapisanych szkiców itp, więc... same wiecie. Ah i jeszcze jedno. Moja przyjaciółka natchnęła mnie, do napisania... uwaga! erotyku. Co powiecie? Również wyraźcie swoją opinię w komentarzach. Pozdrawiam i do napisania, Laurel!
EDIT: W najbliższym czasie pojawi się 2 rozdział na tu-me-ayudas!

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 8

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Siedziała na parapecie z blokiem i ołówkiem w ręce i szkicowała to, co miała przed sobą. Rzeczywistość ją dobijała. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Przetłumaczyła wywiady, które wysłał jej Tito, a teraz siedziała i ... nic nie robiła, nudziła się, ale też po prostu odpoczywała. Co zrobiła ze swoim życiem ? Mogła wciaż tańczyć, malować... być Chiarą. Tą Chiarą, którą wszyscy w szkole lubili, wiecznie uśmiechniętą, ale też skrywającą emocje i uczucia. 
- Chiara! - wyrwał ją z zamyśleń męski głos. Spojrzała w dół i zobaczyła Marca wpatrującego się w nią tępym wzrokiem. - Co ty odpierdalasz ?! - dodał jeszcze głośniej.
- Rysuję, nie widać? - parsknęła.
- Nie o to mi chodzi! Cesc powiedział, że przyłożyłaś Danielli! - odparł ledwo powstrzymując śmiech, jednak starał się być poważny. 
- Wejdź na górę, nie chce mi się o tym tutaj gadać. - oznajmiła. Po kilku minutach Bartra wchodził już do jej sypialni. Usiadł obok Chiary na parapecie i spojrzał lekko kiwając głową.
- Nie sądziłem, że będziesz zdolna do takich rzeczy. 
- Wcale jej nie przywaliłam, tylko pociągnęłam za włosy i lekko przy tym podrapałam, to było przez przypadek, nic wielkiego.
- Nic wielkiego? Widziałem dzisiaj przed stadionem jak się kłóciła z Cesc'iem. Miaa kucyk i było widać wielką szramę, którą zapewne ty zrobiłaś. - prychnął. Chiara w środka triumfowała, cieszyła się. Tak, byłą wredna i to bardzo. Nie chciała tego okazywać, więc znów patrzyła przed siebie i szkicowała linie ścian budynków. 
- Słyszałem o Lorenie. - Marc lekko szturchnął ją w łokieć.
- Nobla chcesz za to? - syknęła.
- Tak. Już słyszę jak gruby, siwy koleś w meloniku ogłasza: Marc Bartra, zaledwie w wieku dwudziestu dwóch lat dostaje pokojową nagrodę Nobla! - parsknął. - Ale tak na poważnie. Wiem, że postąpiła głupio...
- Głupio to mało powiedziane. 
- Niech ci będzie. Ale jest ślepo zapatrzona w Victora i powinnaś jej pomóc, a nie zniżać się do tego samego poziomu.
- Mam jej pomagać? - podniosła brwi. - Jeszcze czego. Jest zwykłą suką. Wiedziała co zrobił mi Victor i się z nim przespała. - skrzyżowała ręce na piersi. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Marc nie ma pojęcia o czynie Victora. 
- Co? Co zrobił Victor? - zapytał spokojnym głosem. Najwyraźniej nic nie podejrzewał. Chciała odwołać te słowa, ale nie było sensu. - Widziałeś jak Cesc się z nim pobił? - zapytała. Marc kiwnął głową. - To dlatego, ze on... - wzięła głęboki oddech. Cały czas było jej niekomfortowo o tym mówić, a dołek w mostku uciskał. - ... mnie zgwałcił.
- Że co?! Zajebie gnoja! - ryknął tak głośno, że ludzie przechodzący chodnikiem spojrzeli w ich stronę.
- Nie,nie, uspokój się. Zostaw to. - wstała łapiąc go za ramię.
- Poszłaś z tym na policję? - zapytał.
- Coś ty. Nikt by mi nie uwierzył. Ale... przestań, nie chcę o tym gadać. Liczy się tylko to, ze wiesz dlaczego nie mam ochoty widzieć Loreny. - dodała patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
~*~
Po wyjściu Marca znów zaczęła się niemiłosiernie nudzić. Gerard zadzwonił, żeby się upewnić czy idzie na jutrzejszy bal charytatywny UNICEFu i Quatar Fundation. Był dla niej tak dobry, jak starszy brat, nie chciała sprawić mu zawodu, więc powiedziała, że pójdzie. Odparł, że razem z Shakirą przyjadą po nią o osiemnastej. 
- Dobra, czas ruszyć dupę. - jęknęła sama do siebie. Sięgnęła po torebkę, zmieniła buty z wygodnych kapci na baleriny, po czym wyszła z mieszkania. Ledwo co zeszła ze schodów zobaczyła Cesc'a wchodzącego przed wielkie drzwi do bloku. 
- Cześć. - lekko się uśmiechnął.
- Cześć. - odparła zmieszana. Z trudem przełknęła ślinę. Widziała, ze mężczyzna chce coś powiedzieć, ale nie mógł wykrztusić słowa. Wyszła z budynku i udała się w stronę centrum handlowego.
- Zaczekaj. - sapnął dorównując jej kroku. - Możemy porozmawiać? 
- Znowu chcesz rozmawiać... - parsknęła. - Mówiłam ci wczoraj, żebyśmy dali sobie już z tym spokój. - stanęła przed nim. - To nie ma sensu.. nie jesteśmy sobie przeznaczeni i już. - rozłożyła ręce, w geście rezygnacji. - Ja po prostu... - przeczesała włosy. - Nie dam rady zapomnieć tamtych wakacji. Nie jestem w stanie ci zaufać. - dodała. Przez chwilę przeskakiwała z jednej nogi na drugą, aż w końcu ruszyła dalej. 
- Kurwa mać! - krzyknął znów ją doganiając. - Chiara! - chwycił ją za ramiona i lekko potrząsnął. - Nie rozumiesz, ze mi na tobie zależy i wciąż cię kocham ?! Wtedy. W wakacje. Ni powinienem był wyjeżdżać. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie! Daniella nic dla mnie nie znaczy! Zrozum to wreszcie! Kocham tylko ciebie! - mówiąc te słowa wciąż patrzył jej głęboko w oczy. W końcu nie wytrzymał i wpił się w jej delikatne, miękkie, lekko zaróżowione usta. Przypomniał sobie jaka jest drobna i krucha, a stara się być silna. Powoli odsunął się od niej na kilka centymetrów.
- Cesc... - jęknęła. - Zależy i an tobie, ale chyba... - przygryzła wargi rozglądając się dookoła. - Naprawdę nie wiem, czy potrafię znów ci zaufać.
- Udowodnię ci to. Zobaczysz, udowodnię ci. - odparł. Kilka razy otarł dłońmi jej nagie ramiona, po czym po prostu odszedł. Przed dobre dziesięć minut stała w miejscu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu poszła do centrum handlowego wybrać strój na dzisiejszą galę. 
~*~
Przeszła chyba przez wszystkie sklepy w centrum i jak an ironię odpowiednią sukienkę znalazła w ostatnim, na trzecim piętrze. Nie chciała wyglądać krzykliwie, w końcu to nie ona jest gwiazdą i jakby nie patrzeć, to wcale nie powinno jej tam być. Wybrała małą czarną, bez ramion. Hm... czemu by nie zaszaleć? W końcu ma pieniądze, dobrze zarabia, jest dziewczyną, a wszyscy wiedzą, że kobiety kochają zakupy. Na sukience się nie skończy. Zjechała schodami na parter i od nowa zaczęła chodzić po sklepach. Kupiła jeszcze torebkę, buty... a prawdziwą fortunę wydała na srebrny naszyjnik i łańcuszek. Zziajana wróciła do domu. Powiesiła sukienkę na wieszak i na drzwi, po czym zrobiła sobie kolację. Spędziła w centrum dobre pięć godzin! 
Usiadła z posiłkiem na kanapie, załączyła telewizor i zaczęła jeść. Trafiła na wywiady z piłkarzami FC Barcelony, na temat jutrzejszego balu charytatywnego. Na początku wypowiadali się o całej akcji, o ostatnich meczach, aż w końcu dziennikarka zapytała o to, z kim przyjdą. Cesc wysunął głowę w stronę mikrofonu, zajmując tym samym miejsce Gerarda, które miał pojęcia o co chodzi.
- Moją partnerka będzie Chiara La Scozarri, która od niedawna jest naszą tłumaczką. - oznajmił, a Chiara zakrztusiła się jedzoną właśnie kanapką. Zaczęła kaszleć, oczy się załzawiły. Uspokoiła się dopiero, kiedy opróżniła pół butelki wody. 
- Czy to znaczy, że nie jesteście już rzem z Daniellą? - zdziwiła się młoda blondynka.
- Tak, zerwaliśmy niedawno. Oczywiście nie powiem dlaczego, bo to sprawy prywatne, ale to definitywny koniec. - odparł. Chiara wciąż spoglądała w ekran z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczyma. 
~*~
Następnego dnia od rana szykowała się do gali. Nigdy wcześniej nie przejmowała się tak swoim wyglądem, zaczynała rozumieć Lorenę. Przed osiemnastą usłyszała trąbienie samochodu. Zbiegła na zewnątrz, gdzie czekał już Gerard i Shakira (strój Chiary). Ledwo siadła do samochodu, a już szarpnęła Pique za krawat i obróciła go w swoją stronę.
- O co do jasnej cholery chodzi Fabregasowi?! - syknęła.
- No, a wy nie... - jęknął.
- Nie. - wpiła w niego wzrok. Shakira nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Jeszcze nigdy nie widziała tak przerażonego Gerarda. Zasłoniła usta ręką.
- Nie mam pojęcia. - ledwo przełknął ślinę. Chiara przewróciła oczami, po czym zapięła pasy.
Po kilkunastu minutach byli już na miejscu. Gerard zaparkował auto na parkingu dla gości, który był już prawie cały zapełniony. Przez ogromne, drewniane drzwi wchodzili goście, a obok stołu stał tłum fotoreporterów.
- Muszę tędy wchodzić? Nie mogłabym wejść jakimś tylnym wejściem? - jęknęła, patrząc błagalnym wzrokiem na Shakirę. - W końcu jestem tutaj tylko dlatego, ze wy chcieliście.
- Weź się już przymknij. - szturchnęła ją. - Idziesz razem z nami, świat chce zobaczyć to sreberko. - parsknęła, po czym wzięła Chiarę pod rękę. Przed schodami podał Kolumbijce dłoń, żeby pomóc jej wejść, w końcu po porodzie nie doszła jeszcze do siebie w stu procentach.Stanęli na dywanie, w barwach Barcelony i zaczęli pozować do zdjęć. Chiara kilak razy chciała uciec, schować się za reklamami, ale Shakira mocno trzymała ją to za nadgarstek, to za ramię. Po chwili poczuła czyjąś dłoń na swojej talii. Odwróciła się i dokładnie przed oczami zobaczyła kilkudniowy, ale schludnie wyglądający zarost Cesca Fabregasa.
- Wiesz, że teraz powinnam ci przyłożyć ? - zapytała nie przestając się uśmiechać.
- Ale...? - spojrzał jej w oczy.
- Ale tego nie zrobię, bo wyszłabym na sukę. - odparła. Hiszpan parsknął śmiechem i lekką ją przytulił. - Nie rób tak. - szepnęła, po czym za Shakirą i Gerardem poszła dalej. Kiedy jej dotknął ciarki przeszły po całym ciele Chiary. Zamroczyło jej się chwilowo przed oczami, jednak wzięła głęboki oddech i wszystko zaczęło wracać do normy.
Usiedli przy stolikach, ustawionych przed sceną, na których poustawiane były owoce, słodkości i kieliszki z szampanami. Chiara usiadła razem z Gerardem, Shakirą, Cesc'iem, Davidem Villą z żoną i Marc'iem. Cała sala zaczęła się zapełniać.
~*~
Wieczór dobiegał końca. Wszyscy goście zaczęli powoli wychodzić z budynku. Podczas gali zostały wręczone nagrody dla działaczy, związanych z UNICEF'em i Quatar Fundation, a także piłkarzom. Niespodzianką okazał się występ Shakiry, która przed tym nic nie wspomniała.
- Dziękuję, że mnie wyciągnęliście. - Chiara szeroko uśmiechnęła się do pary, która zmierzała w stronę samochodu.
- Nie ma za co, należało ci się trochę rozrywki. - odparł Pique, lekko ją szturchając i śmiesznie poruszając brwiami. Widziała co się szykuje, więc szybko odwróciła się za siebie. Cesc właśnie biegł ze schodów i wpadł prosto na nią, mocno przytulając Włoszkę.
- Odwiozę cię, oni niech sobie poćwierkają razem. - parsknął. Przez całą galę śmiali się razem, rozmawiali... napięta atmosfera zniknęła w mgnieniu oka... kilka kieliszków szampana również w tym pomogło.
- Pewnie. - uśmiechnęła się, popychając Gerarda w stronę samochodu, tym razem to ona kilka razy uniosła brwi, zaraz potem wybuchając śmiechem. Cesc pomógł jej wejść do swojego auta, po czym szybko je okrążył i usiadł na miejscu kierowcy. - Tobie też dziękuję. - oznajmiła, kiedy wsiadał.
- Za co?
- Szczerze? Za nic konkretnego, raczej za całokształt. - odparła. Dzięki dzisiejszemu dniu zrozumiała jak Fabregas jest dla niej ważny. Dlaczego zawsze musi być taka rozważna, myśleć o wszystkim? gdyby zaczęła być spontaniczna, może wszystko zaczęłoby się układać? Zdecydowanie tak. Chce być w końcu szczęśliwa, a on stara się jak najlepiej umie i daje jej to, czego potrzebuje. - Chyba... - jęknęła, patrząc mu prosto w oczy, który były takie piękne... w świetle księżyca były czarne jak węgliki, w których skakały wesołe ogniki (się zrymowało xd). - Kocham cię, Fabregas. - dodała. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Wszystko, czego potrzebował było tutaj. Liczyła się tylko ona, na niczym innym mu nie zależało. Zbliżył się do niej, tak blisko, ze uch nosy lekko się otarły. Chiara parsknęła śmiechem, przygryzając lekko usta.
- Nie przyłożysz mi za to, nie? - zapytał, a uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy. Szatynka zaczęła przecząco kiwać głową. Ich wargi się zetknęły, najpierw delikatnie, ale potem całowali się coraz namiętniej. Chiara zawiesiła ręce na jego szyi i przyciągnęła Cesc'a jeszcze bliżej. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że oparli się o drzwi, które nie były do końca zamknięte.
- Ała! Haha... - Chiara wybuchnęła śmiechem, kiedy wypadła z pojazdu. Nie umknęło to fotografom, którzy z głównego wejścia, ruszyli w ich stronę.
- Szybko. - prychnął Cesc, podając jej rękę. Zamknęli się w aucie, po czym ruszyli w drogę do domu.

Od autorki: Uh, trochę za krótki, ale resztę chciałam zostawić na następny rozdział. Nie ubłagalnie zbliżamy się do końca opowiadania. Nie wiem jeszcze ile dokładnie rozdziałów nam pozostało, ale niewiele. Nie chcę, że to opowiadanie się ciągnęło i dłużyło. Z całego serca dziękuję wszystkim, którzy są tu razem ze mną. Po zakończeniu ruszę z z que-me-amas, które zdobyło drugie miejsce w ankiecie. Nie chcę zdradzać wielu szczegółów, ani nic takiego, ale postanowiłam skończyć estar-conmigo happy endem, a nie tak jak epic-memories. Pozdrawiam Was wszystkie i czekam na szczere opinie. Do napisania, Laurel.
EDIT: Nowy rozdział dodam, jeśli pod tym będzie 20 komentarzy. Pod poprzednimi było 15,18,19... od dawna chciałam, żeby w końcu pod którymś zobaczyć okrągłą sumkę, bardzo o to proszę. 

środa, 6 marca 2013

Rozdział 7

Barcelona, Hiszpania 2013
To się nie mogło właśnie dziać. Nie ma takiej opcji! A jednak. Chiara cała zapłakana zbiegła ze schodów, wystrzeliła przez drzwi jak torpeda i biegła chodnikiem, po drodze wyciągając zapalniczkę i paczkę papierosów. Przez cały czas leżały na dnie torebki, kusiły, ale nie sięgał po nie. Dopiero teraz zmusiła się, żeby po nie sięgnąć. Oparła się o śmietnik, po czym zaciągnęła się pierwszy raz od kilku dni. Po paru sekundach ugięły się pod nią nogi, a świat zaczął wirować, znów zaczęła płakać. Jak Lorena mogła jej to zrobić? Nie pojmowała tego. Nagle ktoś dosłownie wydarł papierosa z jej ust, rzucił na ziemię i rozdeptał. Spojrzała w górkę i zobaczyła Cesca. Znów wtuliła się w niego, tym samym brudząc łzami i tuszem do rzęs biały kołnierzyk jego koszuli. 
- Ciii... - szepnął wplątując dłonie w jej włosy, a następnie pocałował ją w czoło. W jego ramionach była taka krucha, maleńka, bezbronna, jakby znów miała szesnaście lat. - Chodź, przenocujesz u mnie. - dodał równie cicho.
Po około pół godzinie wchodzili do domu Cesca. Drzwi były otwarte, a w salonie siedział nie kto inny jak Daniella Semaan. Hiszpan wybałuszył oczy. 
- Poczekaj tutaj. - powiedział do Chiary, pomagając jej usiąść na schody. Przez całą drogę albo niósł ja na rękach, albo podtrzymywał. Nie dość, że miała bóg wie jak wysokie obcasy, to ledwo co chodziła. Wyglądała jak ćpunka, albo pacjentka szpitala psychiatrycznego. - Co ja ci do cholery mówiłem ?! - zapytał, podnosząc głos, kiedy szedł w stronę Danielli. 
- Wyrzucasz mnie z domu i już sobie jakieś dziwki sprowadzasz? - prychnęła. 
- Nie mów tak o niej! Odwołaj te słowa! - ryknął tak głośno, że sąsiedzi mogliby to usłyszeć bez trudu. 
- Bo co? Uderzysz mnie? - zmarszczyła czoło, a uśmiech dalej nie znikał z jej twarzy. Teraz nienawidził jej z całego serca, nie rozumiał jak mógł być taki głupi i kochać ją. Właściwie... wcale jej nie kochał, tylko wmawiał to sobie. - Wynoś się z mojego domu! - dodał, wskazując palcem drzwi. 
- Popamiętasz mnie jeszcze. - syknęła, wychodząc. Cesc przewrócił oczami. Wrócił do schodów, jednak Chiary już nie było. Wbiegł na piętro, zajrzał do wszystkich pokoi, ale nikogo nie znalazł. Wybiegł na dwór. W oddali zobaczył zamazaną postać, która właśnie skręcała w jedną z uliczek. Zaczął biec za nią, tak szybko, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nawet na meczach, z piłką nie biegał tak szybko jak teraz. W kilka sekund znalazł się przy Chiarze. Okrążając ja, nie wyhamował i uderzył o płot. Jęknął z bólu, ale podniósł się i podszedł do niej. Wciąż płakała, a łzy z tuszem spływały po szarych już policzkach. 
- Czemu uciekłaś? - zapytał łagodnie.
- To był błąd. - jęknęła. - Nie powinniśmy się więcej spotykać, całować, nie pomagaj mi więcej. Ja tylko psuję twoje życie. - dodała. 
- Nie mów tak. - podszedł do niej i odgarnął włosy z twarzy. - Chodź, prześpisz się u mnie. Jesteś zmęczona. - westchnął. Chiara otarła łzy wierzchem dłoni, a nogi znów się pod nią ugięły. Cesc wziął ją na ręce, po czym zaniósł do domu. Przez całą drogę czuł na piersi jej ciepły oddech, miękkie włosy na szyi. Wydawało mu się, że niesie lalkę, kukłę. Była tak bezwładna, lekka. Jedyne co świadczyło o tym, ze żyje to to, że zacisnęła kawałek jego koszuli w ręce. Kiedy wchodził po schodach na piętro, Chiara już spała. Otworzył nogą drzwi sypialni, położył ją na łóżku, po czym odsunął się na kilka kroków. Zdjął z jej stóp buty, na tak wysokim obcasie, że dziwił się, że jeszcze chodziła, a co dopiero biegała.
- Jeśli dajesz mi przenocować u siebie, to mogę jeszcze trochę skorzystać z twojej gościnności? - zapytała prawie bezgłośnie. 
- Jasne, co jest ? - kucnął przy niej. 
- Masz jakąś koszulkę, albo coś? Bo jest mi strasznie niewygodnie. - uśmiechnęła się lekko. Cesc wstał, podszedł do szafki, wyciągnął jedną z koszulek z logo FC Barcelony, po czym podał ją jej. Chiara wstała z łóżka i zaczęła się rozbierać. Hiszpan przypomniał sobie ich pierwszą noc. Tak bardzo się bała, ale zrobiła to dla niego. Teraz, mimo upływu czasu doskonale pamiętał każdy centymetr jej ciała. Odwrócił się plecami., Słyszał, jak powoli zdejmuje spodnie i kładzie je obok koszuli. Chiara wśliznęła się pod kołdrę i spojrzała na niego. - Powiem ci coś, ale się nie śmiej. - parsknęła.
- Co takiego? 
- Boję się ciemności. - oznajmiła. Na te słowa Cesc mimowolnie parsknął. Kucnął przy niej po raz kolejny, wyjął ze stolika nocnego nawilżane chusteczki, po czym zaczął wycierać jej  policzki.  Przez cały czas spoglądała na niego tymi dużymi, piwnymi oczyma.Westchnął, wstał i zgasił światło. - Mówiłam ci, ze... - jęknęła, jednak nie dokończyła, bo usłyszała szelest kołdry. Piłkarz wgramolił się pod pościel obok niej.
- Wszystko się ułoży. - lekko się uśmiechnął całując Chiarę w czoło, obejmując ją ramieniem.
~*~
Następnego dnia Chiara obudziła się dosyć późno. Momentalnie przypomniała sobie o wszystkim, co działo się dzień wcześniej. Odwróciła się na drugi bok i zobaczyła małą karteczkę na poduszce, na której widniało jej imię.
Musiałem iść na trening. W kuchni czeka na Ciebie śniadanie.
Cesc
Kiedy przeczytała te słowa szeroko się uśmiechnęła. Wyskoczyła z łóżka, po czym skierowała się schodami na parter. Ledwo co z nich zeszła, a już popsuł jej się nastrój. Metr od niej stanęła Daniella Samaan. Skrzyżowała ręce na piersiach i wbiła w nią wzrok.
- No,no. Ładnie sobie pogrywacie. - syknęła mierząc Chiarę od stóp do głowy. Miała na sobie tylko bieliznę i koszulkę FC Barcelony, która nie za wiele zasłaniała.
- Wyjdź stąd, to dom Cesca. - odparła. Powoli traciła nad sobą kontrolę... nowa Chiara powoli ustępowała drogę tej starszej, wrednej Chiarze.
- Nie myśl sobie, że tak łatwo odpuszczę, smarkulo. - oznajmiła z pogardą.
- Chcesz się przekonać, co ta "smarkula" potrafi? - uśmiechnęła się podnosząc jedną brew. Daniella otwarła usta, po czym po prostu spoliczkowała Włoszkę. Szatynka złapała się za policzek, który momentalnie się zaczerwienił.
- Osz ty pieprzona suko! - krzyknęła skacząc ku niej. Cofa tamte słowa, dużo bardziej odpowiadało jej bycie zwykłą Chiarą. Szarpnęła ją za włosy, tym samym Daniella uderzyła o drzwi. Jeszcze we Włoszech, w szkole nie raz skopała chłopakom tyłki, dodatkowo starszy brat był bokserem i nauczył ja tego i owego. Znów szarpnęła ją za włosy, drapiąc przy tym paznokciem jej szyję. - Wyjdziesz dobrowolnie, czy raczej siłą? - zapytała mocniej ściskając.
- Jeszcze tego pożałujesz. - warknęła wyrywając się Chiarze, po czym wyszła.
- Czekam. - uśmiechnęła się półgębkiem. Trzasnęła drzwiami i poszła do kuchni. Dosłownie runęła na krzesło przy stole. Z całego serca nienawidziła tej dziwki. Nie da sobie w kaszę dmuchać, nie ma zamiaru być tą zapłakaną, bezbronną dziewczynką, którą była wczoraj.
Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co zrobiła Lorena, nie pojmowała tego. Od dziecka były najlepszymi przyjaciółkami, mówiły sobie o wszystkim, a ona... po prostu przespała się z facetem, który zgwałcił jej przyjaciółkę. Szczyt chamstwa i głupoty!
Po zjedzeniu kanapek, które przygotował dla niej Cesc wróciła do sypialni, żeby się przebrać. Niestety, koszula była poplamiona tuszem do rzęs, podkładem i jakimiś świństwami, które zapewne wystawały z kosza, kiedy się o niego oparła. Wygrzebała z półki Cesca jakaś koszulkę, założyła ją i zeszła znów na dół. Miała zamiar iść do mieszkania, żeby zobaczyć czy Lorena wciąż tam jest, jednak nie było jej to dane. Do środka weszła Shakira.
- Cześć. - uśmiechnęła się. Chiara nie miała pojęcia co powiedzieć.
- Cześć. - wydukała jąkając się.
- Cesc chciał, żebym zobaczyła jak się czujesz. Wiem o Lorenie i... - nie dokończyła, bo Włoszka wpadła w jej ramiona.
 ~*~
Siedziały na kanapie z kubkami herbaty. Chiara opowiedziała wszystko Shakirze. Począwszy od niezbyt miłek incydentu w mieszkaniu, a skończywszy na wyrzuceniu Danielli z domu Fabregasa.
- Wiesz, nigdy jej nie lubiłam. Zadawałam się z nią tylko ze względu na przyjaźń Gerarda i Cesca. - oznajmiła Shak, kiedy Włoszka skończyła opowiadać jej swoją historię. - Ale nią się nie martw. To ty jesteś oczkiem w jego głowie. - lekko się uśmiechnęła, widząc zmieszanie Chiary. - Będę już lecieć. Zostawiłam Milana z rodzicami Gerarda. Trzymaj się, słonko. - pocałowała przyjaciółkę w policzek, po czym wyszła. Szatynka sięgnęła po koc, leżący na kanapie i przykryła się nim. Nie wiedziała co robić. Na zewnątrz była twarda, pyskata, pewna siebie, ale w środku? Była tylko zwykłą, bezbronną dziewczyną, która marzyła o prawdziwej miłości i księciu z bajki, który przyjedzie po nią na białym rumaku. Westchnęła po raz setny dmuchając gorącą herbatę. Po chwili ktoś trzasnął drzwiami, przez co rozległ się okropny huk. Chiara odstawiła kubek i pobiegła zobaczyć co się dzieje. Cesc właśnie robił krok w kierunku schodów.
- Cesc! - zawołała. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę. Miał wielkie limo pod okiem, z ust, nosa i rozciętego łuku brwiowego lała się krew. - Jezu! Co ci się stało?! - zasłoniła dłońmi usta, kiedy dokładnie mu się przyjrzała.
- Pobiłem się z Victorem. - odparł wchodząc na piętro. Chiara ruszyła za nim. Dogoniła go dopiero, jak wchodził do łazienki.
- Zaczekaj, do jasnej cholery! - zawołała, kiedy chciał zamknąć jej drzwi przed nosem. Wśliznęła się do środka i ponownie na niego spojrzała. - Dlaczego? - zapytała po cichu.
- Bo mu się należało. - wzruszył ramionami. Przez tak krótki czas zmienił się nie do poznania. Zaledwie kilka godzin temu był czułym chłopakiem, który ja przytulał i niósł na rękach, a teraz skrywał emocje i uczucia.
- Siadaj. - kiwnęła głową w kierunku wanny. Otwarła białą szafkę, wyciągnęła z niej waciki, wodę utlenioną i plaster.
- Dam sobie radę. - syknął.
- Cesc! - krzyknęła. Dlaczego jej to robił? Dopiero co wszystko zaczynało się układać, co prawda bardzo i to bardzo powoli, ale zawsze coś.
- Przepraszam. - spuścił głowę siadając na brzegu ogromnej wanny. Chiara próbowała się uśmiechnąć, jednak nie potrafiła. Wzięła jeden z wacików, podeszła bliżej i odchyliła jego głowę wyżej. - To boli. - stęknął.
- Jeszcze nic nie zrobiłam. - prychnęła. Delikatnie, powoli zaczęła ścierać krew z jego skroni. - Co na to trener? - zapytała po chwili niezręcznej ciszy.
- Jak się pobiliśmy, to już poszedł. - odparł. - Chiara, ja...
- Cii. - szepnęła. Sięgnęła po plaster i przykleiła go na jego skroni. Cesc położył dłonie na jej biodrach i lekko pociągnął w swoją stronę. Próbował spojrzeć w jej oczy, jednak ona była zajęta obcieraniem jego zakrwawionego nosa.
- Chiara, spójrz na mnie. - poprosił. Nie, nie prosił... błagał. Kiedy to uczyniła, zauważył, że oczy dziewczyny są załzawione. - Przepraszam. - szepnął. Przetarła policzki wierzchem dłoni i wymusiła uśmiech na twarzy.
- Ja po prostu... - jęknęła. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Serce biło jej jak oszalałe, dołek uciskał, nie umiała wykrztusić ani jednego słowa. Cesc wyciągnął szyję w jej stronę, po czym musnął delikatnie jej usta. Nie można było nazwać tego pocałunkiem, tyko... właśnie, czym? Ostrożnie położyła ręce na jego szyi. Bała się, że może sprawić mu ból, po dzisiejszej akcji z Victorem. Ich wargi ponownie się złączyły, tym razem trochę śmielej. Chiara czuła w ustach smak krwi Cesca. Dało jej to niezłego kopa. Usiadła na jego kolanach i zaczęła całować coraz bardziej namiętnie. Chwila, moment... czy tak nie czuła się przypadkiem Lorena, kiedy była z Victorem? Zakazany owoc w końcu smakuje najlepiej, a ona właśnie całowała się z jakby nie patrzeć zajętym piłkarzem. Pożądanie i adrenalina rosły z każdą sekundą, serce biło coraz szybciej, a ucisk w dołku nasilił się. Cesc podniósł ją i poszedł w kierunku sypialni. Od razu rzucił się z Chiarą na łóżko. Serce podskoczyło mu do gardła. Pragnął jej, tak cholernie jej pragnął. Nie wytrzyma bez niej... tym razem nie da Chiarze odejść. Kochał ją, naprawdę ją kochał. Głęboko miał Daniellę. Nienawidził jej za to, że okłamała go w sprawie dziecka, ale miał też żal do samego siebie, ze przez ten cały czas okłamywał wszystkich, że ją kocha. Teraz liczyła się tylko Chiara i nikt inny.
- Chiara. - powiedział to takim tonem, że w jednym momencie zesztywniała. Siedziała oparta o ramę łóżka i spoglądała mu prosto w oczy. Fabregas opierał się dłońmi o ścianę za nią i spoglądał jej głęboko w oczy. - Kocham cię. - kiedy usłyszała te słowa czuła, ze gdzieś w środku niej wybuchają fajerwerki, ale też wracają wspomnienia. Neapol, 2010 rok. Są w jego mieszkaniu, leżą na łóżku. W pewnym momencie Cesc podnosi głowę z jej ramienia i mówi: Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo, jak ciebie. Myślała, że dostanie zawału, ale jedyne co zrobiła, to odpowiedziała, że również go kocha. Kilka godzin później wychodzi z jego mieszkania, ale on przyciąga ją do siebie, całuje i obiecuje, że zobaczą się następnego dnia. Ona wraca szczęśliwa do domu, w czasie kiedy on po prostu... pakuje się i znika.
- Nie mogę. - jęknęła. - Przepraszam. - dodała wychodząc z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Zostawiła Cesca w kompletnym osłupieniu. Wyszła z jego domu i poszła... donikąd. Łzy wzbierały się w jej oczach, ale szybko je otarła. W końcu obiecała sobie, że nie będzie płakać. Dlaczego była taka naiwna i głupia? Po co tu przyjechała? Teraz pewnie siedziałaby w pracowni w malowała, albo jadłaby lunch ze znajomymi. Ale nie! Ona musiała się zemścić. Przed wyjazdem była zwykłą smarkulą, a teraz ? Dojrzała i zrozumiała wiele rzeczy. Nie powinna tu przyjeżdżać. 
~*~
Weszła do mieszkania. Zastała tam siedzącą na kanapie Lorenę, obok niej stały dwie walizki. 
- Miało cię tu już nie być. - syknęła szatynka. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, wstała z kanapy i powoli podeszła do przyjaciółki.
- Wiem, że cię zraniłam. - oznajmiła ze łzami w oczach. - Ale zrozum mnie. - chlipnęła. - Miłość jest ślepa. Sama powinnaś o tym wiedzieć. Latasz za Fabregasem jak... - nie dokończyła, bo Chiara ją spoliczkowała. Poczuła ostry ból na policzku.
- Nie chcę cię widzieć! - krzyknęła i zamknęła się w sypialni. Podeszła do okna, otworzyła je i usiadła na parapecie głęboko wdychając powietrze. To wszystko było taki porąbane. Przyjazd tutaj to najgorsza rzecz jaką zrobiła w życiu. Usłyszała dźwięk telefonu, który po chwili miała już w ręce. Wyświetliło się na nim zdjęcie Pique.
- Słucham? - zapytała starając się opanować.
- Hej, mała. - przywitał się radosnym tonem. - Wiem, że pewnie jesteś teraz z Cesc'iem, ale...
- Geri, błagam. - jęknęła, ale on mówił dalej.
- ...Po jutrze jest bal charytatywny zorganizowany przez nasz klub. Mam nadzieję, że wpadniesz. - oznajmił. Już chciała protestować, ale w słuchawce usłyszała płacz Milana. - Mój synalek się obudził. Kończę. Trzymaj się. - rozłączył się. Chiara westchnęła, po czym odłożyła, a raczej rzuciła telefon na łóżko. Niech ten cały koszmar się już skończy...

Od autorki: Trochę się naczekaliście, ale to przez szkołę, której mam po dziurki... Jak z poprzedniego rozdziału byłam zadowolona, to z tego chyba najmniej ze wszystkich. Proszę o szczere opinie, bardzo mi na nich zależy. Zapraszam również na opowiadanie, które wygrało w ankiecie: tu-me-ayudas.blogspot.com, pojawił się na nim rozdział. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 6

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Minęły trzy dni. Przez te trzy dni nie pokazywała się na stadionie, Tito do niej nie dzwonił. Czuła się jak na wakacjach, udało jej się chociaż na chwilę zapomnieć o otaczającym ją świcie. Przemyślała wszystko, poukłada puzzle w swojej głowie i wiedziała co musi zrobić. Zmądrzała. Nie będzie żadnej idiotycznej zemsty, którą planowała. Krzywdziła samą siebie i nic jej to nie dawało. W Barcelonie nie znalazła nic, co mogłoby ją uszczęśliwić, raniło ją dosłownie wszystko... co ją tutaj trzymało? Lorena, która chciała zostać jeszcze kilka dni, praca, za która dostawała dużo pieniędzy no i ON. Od tych trzech dni marzyła, żeby znów zobaczyć jego twarz. Chciała zapamiętać go jako miłego, uczynnego, przyjacielskiego mężczyznę, który jej pomógł, a nie jako dupka, który ją porzucił. 
Wzięła się w garść. Zjadła płatki, umyła się, ubrała i poszła na stadion. Jeszcze tydzień. Zostanie tutaj tydzień i ani dnia dłużej. Wróci do domu, w którym czekają na nią rodzice i rodzeństwo. Miała na sobie zwiewną, bladozieloną, krótką sukienkę i brązową torebkę przewieszoną przez ramię. Kochała pogodę Barcelony. Zawsze świeciło słońce i wiał lekki, orzeźwiający wietrzyk, który rozwiewał jej długie, brązowe loki. Stanęła przed stadionem i wzięła głęboki oddech. Musi powiedzieć Tito, że za tydzień odchodzi. Na pewno nie będzie zadowolony, przecież opłacił jej mieszkanie na kilka miesięcy, z uśmiechem przyjął ją do pracy, traktował jak córkę... a ona jak mu się odpłaca? Ucieka, tchórzy. Nie może poradzić sobie z własnymi uczuciami i emocjami. Po chwili wahania pchnęła szklane drzwi i weszła do środka. Jak zwykle w korytarzu panowała grobowa cisza, było słychać tylko tykanie zegara. Zapukała do drzwi gabinetu Tita, jednak nikt nie odpowiedział. Nacisnęła klamkę, ale drzwi były zamknięte. Usłyszała krzyki piłkarzy dochodzące z murawy. No tak, przecież mają trening. Powoli poszła w ich stronę. Po raz kolejny uderzyła ją fala świeżego powietrza. Parsknęła śmiechem, kiedy zobaczyła ich tak zwany trening, na którym piłkarze ścigali się, który pierwszy dobiegnie do drugiej bramki z kolegą na plecach. Kątem oka zobaczyła Tita stojącego na rogu boiska. Podeszła do niego pewnym krokiem, jednak kiedy na nią spojrzał zdrętwiała i zaniemówiła. Nie mogła mu tego zrobić, nie miała na to odwagi. Zaufał jej, powierzył pełną odpowiedzialność, a ona miała go tak po prostu rozczarować?
- Witaj, Chiaro. - uśmiechnął się.
- Dzień dobry. - odparła jąkając się. Mężczyzna zmarszczył czoło.
- Coś się stało? Nie dzwoniłem...
- Ja.- jęknęła, nie miała pojęcia co mówi. - Chcia...chciałam się zapytać, czy nie potrzebujesz pomocy. - dodała. Żachnęła się w duchu. Dziewczyno! Miałaś mu powiedzieć, że wyjeżdżasz, a nie się pytać o pomoc!
- Znajdziemy coś dla ciebie. Tylko skończymy trening. - oznajmił szeroko się uśmiechając. Chiara usiadła na trybunach i zaczęła obgryzać skórki przy paznokciach. Zawsze tak robiła, kiedy się denerwowała, przez co jej dłonie nie wyglądały zbyt korzystnie. Po chwili podszedł do niej Gerard, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Co się szczerzysz? - parsknęła.
- Ty zawsze taka wredna? - podniósł brew i udawał obrażonego.
- Tylko dla tych, których lubię. - szturchnęła go nogą w ramię. - Co tam?
- Shak chce żebyś przyszła dzisiaj na obiad. - oznajmił. W końcu Lorena poznała jakiegoś przystojnego Hiszpana, o którym nawija bez przerwy, więc... czemu nie? Nie będzie się w domu sama nudzić, kiedy przyjaciółka leci na randkę.
- Jasne, przyjdę. - uśmiechnęła się.
- Świetnie, przyjadę po ciebie o piątej. - odparł, po czym wrócił do treningu. Piłkarze mieli za zadanie przebiec slalomem z piłka między ciasto ustawionymi słupkami.
- No, nie powiem. Wygląda to dosyć ciekawie. - parsknęła, kiedy Tito do niej podszedł.
- Przetłumacz dla mnie te wywiady. - mężczyzna podał jej pen drive'a
- Jasne. - włożyła go do torebki, po czym wróciła do oglądania treningu. Wcale nie miała ochoty wyjeżdżać. Czuła się tutaj, jakby nie patrzeć dobrze. Jakby nie patrzeć... Te trzy dni wolnego dały jej do zrozumienia, ze świat nie kręci się wokół niej, że jest młoda, że jej życie nie kończy się na Valdesie i Fabregasie. Po prostu zmądrzała, jednak gdzieś głęboko w sercu ciągle była tą samą zbuntowaną, nastoletnią artystką. Wczoraj w końcu kupiła sztalugę, farby i zaczęła malować. Czuła się tak dobrze... przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone w szkole, wśród przyjaciół.
~*~
Cesc przez cały trening nie mógł oderwać wzroku od Chiary. Te kilka dni, podczas których jej nie widział były męką. Po treningu umył się, przebrał, po czym poszedł w stronę domu. Przez przypadek usłyszał, jak Gerard mówi Chiarze o kolacji. Czy będzie miał odwagę niespodziewanie się tam zjawić?
Powoli, ospale wszedł do schodach, wyciągnął kluczyki z kieszeni o otwarł drzwi. Rzucił torbę na schody, kiedy zobaczył kątem oka coś dziwnego. Daniella siedziała, a raczej wylegiwała się na tarasie w skąpym stroju kąpielowym z szklanką alkoholu, pewnie whiskey w dłoni.
- Co ty do cholery robisz ?! -zapytał wchodząc na taras przez oszklone drzwi.
- Opalam się? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jesteś w ciąży! - krzyknął. Zobaczył jak jej źrenice powoli się rozszerzają. Daniella otwarła usta, żeby cś powiedzieć, jednak nie zdążyła. Cesc prychnął. - Nie jesteś w ciąży.
- Cesc ! Jak możesz tak mówić ?! - oburzyła się wstając.
- Doskonale cię znam. Gdybyś naprawdę była w ciąży, nie trułabyś dziecka tym świństwem. - spojrzał z odrazą na szklankę alkoholu. - Wynoś się z mojego domu. - dodał spokojnym już tonem. Nie mógł w to uwierzyć. Kobieta, z którą chciał spędzić resztę życia go okłamywała.
- Czy ty wiesz o czym mówisz ?! - zmarszczyła czoło. - Cescy... - podeszła i położyła dłoń na jego policzku. Fabregas niechętnie spojrzał w jej oczy. Nie mógł tego wszystkiego pojąć. - Weźmy ślub, zamieszajmy wszyscy razem i poczekajmy na narodziny naszego dziecka. - uśmiechnęła się półgębkiem.
-Udowodnij. - syknął przez zęby odsuwając jej dłoń.
- Ale co? - parsknęła.
- Udowodnij mi, że jesteś w ciąży. - skrzyżował ręce na piersi czekając na reakcję Danielli.
-  Nie ufasz mi ?! - zapytała unosząc się. Broniła się, wiedział o tym. Pokręcił przecząco głową, po czym wszedł do środka. Spojrzał na nią ostatni ram. Miał nadzieję, że ostatni raz w swoim życiu.
- Idę wziąć prysznic, kiedy wyjdę, chcę, żeby cię już nie było. - odparł. Daniella stała jak słup soli w miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą się stało. No dobra, nie była w ciąży, ale mogła być. Mogli być wielką, szczęśliwą rodziną, a teraz...? Wiedziała przez kogo to wszystko się popsuło. Chiara La Scozarri, ta małolata, która jest tłumaczką. Skąd ona się w ogóle tutaj wzięła? Cesc coś mówił, że jest znajomą Gerarda i Shakiry. Nie wiedziała o niej zbyt dużo, ale wiedziała, że nie odpuści i tak łatwo się nie podda. Nikt nie ma prawa tak po prostu odebrać jej Cesca.
~*~
Po powrocie do domu rzuciła się na kanapę, położyła laptopa na kolanach i zajęła się tłumaczeniem wywiadu Marca Bartry i Cristiana Tello. Po chwili Lorena wystrzeliła z sypialni jak torpeda, trzymając w ręku sukienkę Chiary.
- Pożyczysz mi ją, proszę, proszę, proszę! - rzuciła się przed nią na klęczki i ułożyła dłonie jak do modlitwy. Szatynka gapiła się na nią wybałuszonymi oczyma jak na wariatkę, która uciekła z psychiatryka.
- Ogarnij się, dziewczyno. - parsknęła śmiechem. - Bierz co chcesz. - dodała. Blondynka zaczęła dziękować i pocałowała ją w policzek. Po chwili wyszła z sypialni w sukience i czarnych obcasach, które również zwinęła przyjaciółce. I co z tego, ze były rozmiar za małe? Czego nie robi się dla ukochanego. Okręciła się wokół własnej osi czekając na oklaski, jednak Chiara powiedziała tylko: "Ślicznie".
- Umalujesz mnie? - zapytała. Kiedy były mniejsze i urządzały sobie piżama party Chiara była pierwsza do malowania, robiła to cudownie. Zawsze gdy wychodziły na imprezy dziewczyna wyglądała zabójczo.
- Pewnie. - szeroko się uśmiechnęła. - Czekaj, pójdę po kosmetyczkę. - dodała, po czym zniknęła w pokoju. Po minucie wróciła z powrotem, trzymając małą, ale pojemną kosmetyczkę. Klęknęła przed Loreną i nałożyła podkład na jej buzię. Później nałożyła lekki róż na jej policzki, aby uwydatnić kości policzkowe, podkreśliła oczy czarnym eye linerem, pomalowała rzęsy, a na końcu lekko nałożyła na usta matową pomadkę. Sięgnęła po lusterko, które podała Lorenie.
- Cudnie! - zachwyciła się. - Dzięki. - pocałowała Chiarę w policzek. Spojrzała na zegarek. Szykowała się dwie godziny! Za dziesięć minut musi być w restauracji. Złapała granatowy żakiet i czarną torebkę, która dostała od Chiary na urodziny, pożegnała się i wyszła. Schodząc ze schodów zaczęła szybciej oddychać, a serce podskoczyło jej do gardła. Gdyby Chiara dowiedziała się, z kim właśnie się umówiła już nigdy by się do niej nie odezwała, ba! Nawet by na nią nie spojrzała. (strój Loreny)
Po wyjściu przyjaciółki Chiara posprzątała i dokończyła tłumaczenie wywiadu. Wybiła szesnasta. W przeciwieństwie do Loreny, ona nie potrzebowała tyle czasu, żeby się przygotować. Szybko włożyła na siebie spodnie, dokładnie zapięła koszulę, ze szkatułki z biżuteria wyciągnęła naszyjnik Loreny i w końcu założyła buty. Zrobiła delikatny makijaż, po czym wyszła z mieszkania. Wrzuciła kluczyki do torebki, po czym usłyszała nadjeżdżające auto. Nie dało się tego nie słyszeć, w końcu parking, przed budynkiem był usypany z kamieni. (strój Chiary)
Zbiegła ze schodów, co utrudniały jej obcasy, jednak dała radę. Zobaczyła Gerarda opierającego się o drzwi samochodu.
- Cześć. - szeroko uśmiechnęła się na jego widok. Coraz bardziej podobała jej się ta nowa Chiara, która wiecznie się uśmiechała, starała się być miła i nikomu nie przeszkadzać. Gerard zmarszczył czoło, kiedy się do niego przytuliła.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Chiarą? - zapytał. Szatynka tylko cmoknęła go w policzek i wsiadła do auta. Hiszpan wzruszył tylko ramionami.
Po kilkunastu minutach wchodzili już do ich willi. Chiara jak zawsze była zachwycona wystrojem.
- Chiara! - zawołała Shakira z małym Milanem na rękach. Podeszła do niej i mocno przytuliła. - Cieszę się, ze przyszłaś.
- Ja też. - uśmiechnęła się. - Mogę ? - zapytała patrząc na chłopczyka. Blondynka kiwnęła głową podając jej synka. - Jejciu, jaki on słodki. - zaśmiała się. Pierwszy raz w życiu miała na rękach takie maleństwo. Milan złapał jej palec tak mocno, ze krew powoli nie dochodziła. - Tak, jestem pewna, że wdał się w tatę. - dodała. Gerard wziął syna z jej rąk, po czym poszedł z nim na piętro.
- Błagam cię, nie zabij mnie. - jęknęła Shakira.
- Ale o co chodzi? - lekko podniosła brew. Nagle zza drzwi wychylił się nie kto inny jak Cesc Fabregas we własnej osobie. - Kuźwa. - szepnęła sama do siebie.
~*~
Kiedy spacerowali ulicami Barcelony delikatny wietrzyk rozwiewał jej blond włosy. Czuła ciepło emanujące z ciała Victora. Mężczyzna przytulił ja do siebie całując w czoło. Lorena kompletnie zapomniała o tym, co zrobił Chiarze. Była zaślepiona tą miłością.
- Cieszę się, że tu jesteś. - szepnął jej do ucha. Jego ciepły oddech na jej szyi... poczuła jak dreszcz przebiega przez nią całą.
- Chodźmy do mnie. - uśmiechnęła się do niego. Hiszpan kiwnął głową, po czym ruszyli w kierunku jej mieszkania. Po kilku minutach byli już na miejscu. Serce Loreny biło coraz szybciej. Ręka trzęsła jej się, kiedy próbowała otworzyć drzwi.
- Spokojnie. - parsknął Victor obejmując ją w talii. W końcu otworzyła je. Kiedy weszli do środka dosłownie rzucili się na siebie. Owinęła nogi dookoła jego pasa, a on przyparł ją do ściany. Zaczęła rozpinać koszulę piłkarza. Dłonie wciąż cały czas jej się trzęsły. Gdy całował ją po szyi powoli odprężała się, czuła się jak w transie. Koszula Victora opadła na ziemię, tak samo jak żakiet Loreny.
- Tam jest sypialnia. - parsknęła wskazując palcem na otwarte drzwi. Przeniósł ją tam i rzucił na łóżko. Czuła się jak w niebie, kiedy całował całe jej ciało. Nie myślała teraz o konsekwencjach, o tym co sobie Chiara pomyśli. Chciała tylko jednego, chciała jego.
~*~
- Zachowujesz się inaczej. - Cesc uśmiechnął się do niej, kiedy stali sami na tarasie. Gerard i Shakira właśnie próbowali uśpić Milana, który nie dawał za wygraną.
- Poznaj nową Chiarę. - podała mu rękę z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Miło mi. - odparł ściskając ją. Na niebie księżyc zaczynał wyłaniać się zza chmur.
- Dlaczego tutaj przyszedłeś? - zapytała niepewnie. - Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów. Nie moja sprawa. -dodała, kiedy zauważyła, że Hiszpan się waha.
- Daniella mnie okłamała. - odparł.
- Jak to? - zmrużyła oczy mocniej ściskając kieliszek z alkoholem, który trzymała w ręku. Kiedy zawiał wiatr na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka. To nie był dobry pomysł, żeby nie brać nic oprócz koszuli bez rękawów. Cesc zauważył to, zdjął sportową marynarkę, po czym objął nią ramiona dziewczyny.
- Nie jest w ciąży. - powiedział w tym samym czasie. Chiarę zatkało. Nie miała zielonego pojęcia co powiedzieć.
- Przykro mi. - wydukała najgorsze słowa, jakie można powiedzieć w takiej sytuacji. Cesc tylko się do niej uśmiechnął. Oparł się o balustradę tarasu i wpatrywał się w pierwsze gwiazdy na niebie. Dziewczyna przyglądała mu się jak zahipnotyzowana. Wyglądał cudownie w blasku księżyca. Jego czarne oczy iskrzyły się, a delikatne piegi na nosie były prawie niewidoczne. Uśmiechnęła się lekko do siebie, na wspomnienie jednego z dni w Neapolu, kiedy siedzieli na plaży. Zapamiętała wtedy każdy milimetr jego twarzy.
- Cesc, ja... - zaczęła, ale kiedy na nią spojrzał spanikowała, zaniemówiła. Chciała wyznać mu wszystkie uczucia, które wciąż do niego żywi, jednak nie miała tyle odwagi. -... będę się zbierać. - jęknęła. Miała ochotę walnąć się z całej siły w twarz.
- Odprowadzę cię. - zaproponował.
- Nie, nie musisz, to nie tak daleko.
- Ale nie chcę, żebyś sama włóczyła się po nocy. - oznajmił. Pożegnali się z Gerardem i Shakirą, którzy wyglądali na bardziej śpiących niż Milan, po czym opuścili ich rezydencję. Po tym kilku wspólnie spędzonych dzisiaj godzinach czuła się w jego towarzystwie dużo lepiej. Była dumna z nowej Chiary. Kilka pierwszych metrów przeszli w ciszy, słuchając tylko cykania świerszczy.
- Pewnie cieszyłeś się na wieść, że będziesz ojcem. - westchnęła, przerywając ciszę.
- Nie chcę o tym rozmawiać, przepraszam. - lekko się do niej uśmiechnął.
- Jasne, nie ma sprawy. Nie przepraszaj. - odparła. Całą drogę do jej mieszkania milczeli. Cesc odprowadził ją pod same drzwi. - Dziękuję. - odwróciła się w jego stronę mocno ściskając klamkę. Hiszpan nie odpowiedział, tylko zbliżył się do niej. Serce Chiary zaczęło walić jak oszalałe. Czuła jego przyspieszony oddech, zapach wody kolońskiej. Ujął jej twarz w dłonie i delikatnie musnął warki, czekając na reakcję Włoszki.
- Ja... - szepnęła, przygryzając usta. Nie miała zamiaru dokończyć. Mimo, że miała obcasy musiała się wyciągnął, aby znów dotknąć jego ust. Całowali się coraz śmielej. Miała nadzieję, że zapomni uczucia, które jej towarzyszyło w Neapolu, kiedy ją pocałował, jednak nie. Doskonale pamiętała jego smak. Westchnęła otwierając drzwi do mieszkania. Zrobiła krok w tył, żeby Cesc mógł wejść do środka, jednak zaplątała się w coś. - Czekaj. - sapnęła. Spojrzała w dół. Deptała właśnie po białek koszuli, zapewne należącej do mężczyzny. Poczuła perfumy, których nie zapomni do końca życia. Kawałek dalej leżał żakiet Loreny. Powoli podeszła do sypialny i uchyliła drzwi. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na łóżku leżała Lorena wtulona w... Victora!
- Jak mogłaś?! - krzyknęła. Piłkarz spadł z łóżka, a blondynka przykryła się kołdrą.
- Chiara, ja... - zaczęła, jednak nie miała okazji dokończyć. W oczach Chiary pojawiły się łzy, nie mogła oddychać. Serce podskoczyło jej do gardła, świat wirował jak oszalały.
- Nie chce cię widzieć! - wrzasnęła. - Jutro rano ma cie tu nie być! - dodała jeszcze głośniej. Trzasnęła drzwiami i wyszła na klatkę.Kucnęła opierając się o ścianę, Cesc wyszedł zaraz za nią.
- Chodź do mnie. - objął ją. Serce mu się krajało kiedy płakała. Nie mógł uwierzyć, że trzy lata temu on sprawił to samo.
~*~
Od autorki: No i kolejny rozdział. Jestem z niego bardzo zadowolona, mam nadzieję, ze wam również przypadł do gustu. Po weekendzie zaczyna się szkoła, więc będę dodawała rzadziej. Na razie się żegnam i z całego serca dziękuję, za komentarze pod poprzednią notką. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 5

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
- Pierdolisz ?! - krzyknęła Lorena. Tak, to właśnie jej reakcja na to, co opowiedziała jej Chiara. - Powinnaś to zgłosić na policję jak najszybciej ! Dziewczyno, on cię zgwałcił! - dodała jeszcze głośniej. - A co jeśli jesteś w ciąży? - skrzyżowała ramiona na piersiach. - Ga dziecka niańczyć nie będę. 
- Lori, weź się uspokój. Po pierwsze nie pójdę z ty, bo mi nie uwierzą, a po drugie nie jestem w ciąży, bo miał gumkę. - odparła.
- Jesteś nieodpowiedzialną smarkulą! W dupie mam to, czy tego chciałaś czy nie. Od początku wiedziałam, że coś kombinujesz. Nie pomyślałaś, że Fabregas będzie to mieć w dupie?! 
- Lorena! - Chiara wstała z kanapy oburzona tym, co mówi przyjaciółka.
- Jesteś małą dziwką! - warknęła, po czym zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni. Chiara stała w miejscu jak wryta. Jak ona mogła tak powiedzieć ?! Przecież były przyjaciółkami, najlepszymi przyjaciółkami, robiły razem wszystko, a teraz...? Lorena nazwała ją dziwką, zamiast przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Momentalnie przypomniała sobie, jak blondynka robiła za każdym razem maślane oczka do bramkarza. Kiedy wpadła na niego przed gabinetem Tito, w restauracji... wszystko układało się w jedną całość.
- Lori... - szepnęła wchodząc do sypialni. Przyjaciółka siedziała na parapecie i patrzyła przez okno.
- Przepraszam. - odparła blondynka, jednak dalej nie patrzyła na przyjaciółkę. 
- Ja... wiem o co ci chodzi. - usiadła obok niej. - Zakochałaś się w Victorze. Ale uwierz mi, że ja tego naprawdę nie chciałam !
- Wiem... ale to nie chodzi o to, czy go lubię czy nie. Mój ojciec zdradzał mamę... - oznajmiła. - Ona się an to godziła! Wiedziała o wszystkich zdradach, ale nic nie robiła, żeby od niego odejść... - łzy spłynęły po jej policzkach. Chiara mocno ją przytuliła. Nie miała pojęcia o sytuacji rodzinnej Loreny. Mówiły sobie o wszystkim, jednak przyjaciółka nie wspomniała o zdradach ojca.
~*~
Następnego dnia Chiara poszła na stadion, bo Tito dzwonił wcześnie rano i prosił, żeby przyszła. Weszła przez główne drzwi, po czym skierowała się do gabinetu trenera. Tym razem zapomniała zapukać i wparowała do środka jak strzała. Zamarła w bezruchu, kiedy zobaczyła Valdesa siedzącego na kanapie.
- Przepraszam, przyjdę za chwilę. - oznajmiła kurczowo trzymając w dłoni klamkę.
- Nie,nie. Wejdź. Mamy pytania od fanów z różnych krajów i trzeba je przetłumaczyć. - odparł Tito. Serce Chiary waliło jak oszalałe. Poczuła jak gardło ją pali. Powoli podeszła do nich i zajęła miejsce na kanapie obok trenera. Mogła chociaż dziękować Bogu, ze Victor siedzi na fotelu. Po około godzinie Chiara pożegnała się z Titem i popędziła do drzwi głównych. Nie było jej to jednak dane. Jakieś dwa metry od jej wybawienia Victor złapał ją za nadgarstek i pociągnął do siebie.
- Zostaw mnie. - syknęła przez zęby.
- Oj, nieładnie. - usmiechnął się szyderczo. - Nie mogę doczekać się następnego razu. To co? tym razem u mnie... - wyszeptał jej do ucha. Czuła ciepły, miętowy oddech bramkarza. Dostała gęsiej skórki.
- Nie będzie następnego razu. - próbowała się mu wyrwać, ale nic to nie dało. Nagle drzwi się otwarły i do środka wszedł nie kto inny jak Cesc Fabregas, który po wyjeździe Danielli nie miał co ze sobą zrobić i przychodził na stadion, żeby pograć sam ze sobą. Jego wzrok zawiesił się na nadgarstku Chiary, który zaczerwienił się pod wpływem uścisku Victora.
- Puść ją. - odparł beznamiętnym tonem. Ręce wciąż trzymał w kieszeni bluzy, a na głowie miał kaptur.
- Bo co? - prychnął Victor. Chiara miała nadzieję, że się lubią i na widok Cesca ten kretyn ją puści, jednak nie zanosiło się na to. Hiszpan zrobił kilka kroków zrównując się tym samym z bramkarzem. Mimo, że był jakieś osiem centymetrów niższy patrzył mu prosto w oczy. Dzielił ich niecały metr. Chiara obserwowała to wszystko z walącym sercem, które teraz podeszło do gardła. Fabregas zamachnął się i tak po prostu... uderzył Victora pięścią w twarz. Ten zachwiał się i uderzył o ścianę. Dziewczyna odskoczyła przykładając dłoń do ust.
- Chodź. - wyciągnął do niej rękę. Chiara stała w miejscu oszołomiona. Victor kilka razy zamrugał oczami. Złapała Cesca za rękę, a po chwili byli już na zewnątrz.
- Co przed chwilą się stało...? - zapytała wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyła.
- Victor dostał w łeb za to, że cię dotyka. - odparł. - A teraz możesz mi powiedzieć dlaczego. - westchnął odwracając się w jej stronę. stali właśnie naprzeciw pięknego, wysokiego kościoła, zbudowanego z kamienia. Dookoła parteru okna były ozdobione witrażami, a na samym szczycie ogromny zegar, który wybijał godzinę dziesiątą rano. - Chiara? - zapytał. Jej wzrok przeniósł się na jego oczy. Doskonale je pamiętała. Były czarne jak węgiel, ich obwódka była ciemno brązowa, a w środku przeplatały się ciemnoszare niteczki. Czuła się jak w transie. Świat wokół zatrzymał się, liczył się tylko on. - Chiara. - znów się odezwał, tym samym wyrywając ją z transu. Przeklęła w duchu. - Co on ci zrobił?
- Zgwałcił mnie. - odparła bez namysłu zaciskając usta. Jej wzrok powędrował gdzieś w ziemię. Powinien znać prawdę, w końcu grają w jednym klubie. Chociaż... tak naprawdę to nie o to chodzi. Powinien znać prawdę, bo go kochała, bo to on jej pomógł, bo na to zasługiwał.Wytrzeszczył oczy, w których teraz pojawiły się iskierki.
- Zabije skurwysyna. - syknął.
- Cesc, nie ! - złapała go za ramię powstrzymując napływające łzy.
- Chiara, czy ty tego nie rozumiesz ? - prychnął. - On cię zgwałcił. - wyraźnie wymówił każde słowo. - Nie może czuć się bezkarny. Nie pozwolę na to. -dodał.
- Dlaczego? - zapytała. Przyjrzała mu się uważnie obejmując się rękami. Zaczęła nerwowo pocierać rękawami o sweter.
- Bo... - zaczął bardzo pewny siebie, ale z każą sekundą, którą odczekiwał odwaga znikała. Zawiesił się. Stał na środku rynku, obok fontanny z rozłożonymi rękami, kilka metrów od Chiary. Przypomniał sobie, wieczór, w który odeszła Daniella. Wtedy też stał jak wryty zamiast za nią biec. Ale, to zupełnie co innego. Właśnie w tej chwili uświadomił sobie, ze wcale nie kochał Danielli, tylko Chiarę. - Bo przecież nie można robić takich rzeczy. - odparł. Cholera jasna ! "Nie można robić takich rzeczy. Amerykę odkryłeś, cioto!" zganił się w myślach. Chiara zdała sobie sprawę, ze przez te kilkadziesiąt sekund wstrzymywała oddech. Na co liczyła? na to, że Fabregas powie, ze wciąż mu na niej zależy? a może, że nadal ją kocha? Chyba w snach. Przecież ma Daniellę, dziecko w drodze... jak mogła tak pomyśleć. Szatynka parsknęła. Nie mogła uwierzyć w tą całą idiotyczną sytuację. Przez ułamek sekundy zdawało jej się, że może on wciąż żywi do niej takie uczucia, jak ona do niego.
- Dobra... - westchnęła. - Po prostu to zostaw, nie powinnam ci o tym mówić. To sprawa między nim, a mną. - odparła. - Muszę już iść. - przeczesała włosy dłonią. Odwróciła się w przeciwną stronę i szła przed siebie. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Szybko ją starła, przecież obiecała sobie, że już nigdy nie będzie przez niego płakać. Jest silna.
~*~
Czym jest miłość? 
Śmiercią.
Napisała na kartce, wyrwanej z zeszytu i powiesiła na tablicy korkowej. Na początku miała ochotę iść nigdzie, ale nogi same przywiodły ją z powrotem do mieszkania. Trzasnęła drzwiami z całej siły, po czym stanęła na środku salonu i krzyknęła, dając tym samym upust emocją. Lorena wybiegła z kuchni wycierając ręce w ścierkę.
- Co się stało?! - zapytała.
- Gówno ! - warknęła. Znów te jej humorki. Trzeba przyznać, że ma charakterek, ale nie umie panować nad emocjami. Jest pyskata, opryskliwa, wybuchowa, ale z drugiej strony kochana, wyrozumiała i, gdy trzeba milutka jak kociak. Teraz, jednak wbiegła do sypialni, po raz kolejny wyżywając się na drzwiach. Chodziła dookoła łóżka i przeklinała. Lorena jeszcze nigdy nie słyszała, żeby wiązanka takich słów wypływała z ust Chiary. W końcu usiadła na parapet, wyciągnęła papierosa i zaciągnęła się. Od razu poczuła ulgę. Zwiesiła nogi na zewnątrz głęboko oddychając. Może wyglądało to niebezpiecznie, jakby chciała skoczyć, ale dawało jej to adrenalinę. Kolejny raz się zaciągnęła. Spojrzała w niebo. Było niebieskie, bez ani jednej chmury. Przecinał je jedynie pojedynczy samolot lecący na północ. Po chwili skinęła głową spoglądając w dół. Dlaczego by nie skoczyć? Przecież życie i tak jest do dupy. Gdyby skoczyła, to skończyłaby nie tylko swoją mękę, ale także innych ludzi. Kto by za nią płakał? Lorena, ale w końcu by jej przeszło, bo zrozumiałaby jaką miała głupią przyjaciółkę. Rodzice? Pf. I tak nie zwracali na nią uwagi, nawet kiedy była w domu. Marc? Raczej nie, przecież znali się tylko od kilku dni. Cesc? Cieszyłby się jak głupi. Westchnęła głośno, po czym ponownie się zaciągnęła.
Mon seul amour que j'aie jamais connu,
il est venu, où la haine ne semées.
Eh bien trop tard et au début connu et inconnu? -
amant haine, ennemi de mon cher ...!

Zacytowała cicho fragment "Romea i Julii" Szekspira. Był angielskim poetom, jednak prawda była taka (jak kiedyś stwierdziła Lorena), że wszystko brzmiało lepiej po francusku. Wszystko - dosłownie. 
- Chiara ! Co ty do cholery robisz ?! - do pokoju wparowała Lorena.
- Planuję popełnić samobójstwo. - parsknęła. Zobaczyła panikę w oczach przyjaciółki, na co uśmiechnęła się szeroko. - Żartuje, spokojnie. 
- No, ja mam nadzieję. Przyszła pizza. - usiadła na łóżku. - Zjemy ją, zobaczymy jakiś wyciskacz łez, później zjemy lody czekoladowe, a na koniec będziemy tym wszystkim rzygać, co ty na to? - podniosła brew. Chiara tak bardzo kochała ją za to, ze mimo jej humorów była przy niej nawet w tych najbardziej beznadziejnych momentach. 
~*~
Cesc wrócił do domu. On również trzasnął drzwiami, jednak dużo mocniej niż Chiara. Zaczął przeklinać tak głośno, że zagłuszał głos prezentera wiadomości w telewizorze. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nie jest sam. Na tarasie stała Daniella z drinkiem w dłoni. Otworzyła szklane drzwi i weszła do środka.
- Co tutaj robisz? - zapytał. - Nie zadzwoniłem.
- Kochanie, wiedziałam, że twoja męska duma nie pozwoli ci do mnie zadzwonić, więc wróciłam. - uśmiechnęła się szeroko. - podeszła do Hiszpana, by go namiętnie pocałować, jednak od odwrócił głowę. Jego wzrok spoczął na stoliku, a raczej na gazecie leżącej na nim. Podszedł bliżej, wziął czasopismo do ręki i zdębiał. Na okładce było zdjęcie jego i Chiary na rynku. Przejrzał szybko wnętrze i znalazł kilkustronicowy artykuł o nim i domniemanej zdradzie. Było w nim również mnóstwo zdjęć z restauracji. Gerard, Marc, on i Chiara. Fotograf uchwycił nawet chwilę, w której oboje są na zewnątrz, stoją kilka centymetrów od siebie, Chiara uśmiecha się szeroko, kiedy on mówi "Chciałabyś". W tle został uwieczniony nawet Victor z Yolandą na ławce. Czyli to dlatego Chiara uciekła? 
Cesc spojrzał na Daniellę. Kobieta skrzyżowała ręce na piersiach. Przyjechała z powrotem, bo myślała, że Cesc będzie o nią walczyć, a on? Już zaczął flirtować z jakaś smarkulą. Nie pozwoli na to, aby ta panienka odebrała jej Fabregasa ! O nie, nie ma mowy. 
- Cesc, nie bój się. Ja w to nie wierzę. Wiem, ze mnie kochasz. - podeszła i wtuliła się w niego. Ciało Hiszpana było sztywne, nie odwzajemnił jej uścisku. Odsunął ją od siebie, po czym wyszedł na taras. Zdjął ubrania, został w samych bokserkach i wskoczył do wielkiego basenu za domem. Czuł, jak każdy cal jego ciała powoli rozluźnia się. Każdy bolący mięsień poddaje się wodzie. Zanurkował. Przed oczami zobaczył Chiarę i jej minę, kiedy powiedział najgłupszą rzecz w swoim życiu. Że "Nie można robić takich rzeczy", to było takie żenujące, że miał ochotę wymazać ten moment z pamięci.  Nie mógł sobie wybaczyć, że znów ją rozczarował. Trzy lata temu miała taką samą minę, kiedy się żegnali, jednak ona nie miała pojęcia, że na zawsze. Był takim kretynem, że ją zostawił... kochał ją tak bardzo.
~*~
- Wiesz co? Mimo tego wszystkiego... nie tęsknie za domem. - westchnęła Chiara. Siedziała razem z Loreną na podłodze, oparte o kanapę, nogi miały przykryte kocem, a dookoła nich walało się pudełko po pizzy, lodach i puszki piwa.
- Ja też nie. Barcelona jest wspaniała. - parsknęła Lori pakując do ust garść popcornu. 
- Może z twojej perspektywy. - odparła. - Powinnam się cieszyć. W końcu mam pracę, mieszkanie, ciebie przy sobie... ale jest też Fabregas. - dodała wpatrując się w telewizor. Oglądały po raz setny "Titanic". Większość dziewczyn płacze, wyje, drze się wniebogłosy, że Jack zginął... przecież on i Rose kochali się, mieli przed sobą wspólną przyszłość. Ale Chiara nie należała do tych dziewczyn. Oglądała ten film beznamiętnie, pozbawiona emocji, nie wierzyła, że coś takiego mogło mieć miejsce. Przecież w końcu ludzie i tak stają się pieprzonymi egoistami. W prawdziwym życiu Rose zapewne wsiadłaby do kajuty i po prostu... siedziała na dupie i się nie ruszała. 
- Przestać chociaż na chwilę myśleć i gadać o tym debilu. Błagam. - jęknęła blondynka. Chiara wtuliła się w koc, oparła głowę o kant kanapy i zaczęła jeść popcorn. Tak, odżywiały się bardzo zdrowo. Lody, pizza, piwo, popcorn. Znając jej żołądek za kilka minut pobiegnie do łazienki żeby zwymiotować. W myślach cały czas odtwarzała dzisiejszy ranek. Tak bardzo chciała usłyszeć z jego ust słowa: "Wciąż mi na tobie zależy" albo coś w tym stylu. Kiedy uderzył Victora i pociągnął za sobą... chciała żeby wszystko było jak w jakiejś komedii romantycznej. Opiera ją o mur jakiegoś domu, powoli się do niej zbliża i całuje. 
Nie! Stop! Wróć! Dziewczyno, co ty do jasnej cholery robisz ?! Przyjechałaś tutaj, żeby się zemścić i skup się na tym. Nie pozwól, żeby znów złamał ci serce. Jest draniem sukinsynem, skończonym idiotą. Przypomnij sobie jak wiele razy przez niego płakałaś. Przypomnij sobie te wszystkie godziny spędzone w pustym pokoju, kiedy leżałaś w łóżku wtulona do poduszki i płakałaś PRZEZ NIEGO! Ale... były też te dobre chwile. Kiedy codziennie przychodził do Fabia i czekał aż skończysz pracę. Kiedy spacerowaliście po plaży trzymając się za ręce. Kiedy oprowadzałaś go po mieście i ... przypomnij sobie tą pierwszą, wspólna noc. Był taki delikatny, opiekuńczy... a później zwiał. Spakował się, uciekł bez pożegnania, wystraszył się. Okazało się, że byłaś tylko zabawką, chwilą zapomnienia... 
~*~
Od autorki: Rozdział miał być w przyszłym tygodniu, ale miałam wenę, spięłam się no i napisałam. Jest trochę dłuższy od poprzedniego. Mam nadzieję, że się podoba, bo ja jestem z niego zadowolona dużo bardziej niż z poprzedniego. Pewnie zauważyliście, że na blogu pojawił się nowy szablon, który jest zasługą Arowany, za co bardzo, bardzo dziękuję. Chciałabym również poprosić, abyście się zapisywali tutaj, jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach na którymś z opowiadań. A! I jeszcze jedno! Z prawej strony pojawiła się ankieta, w której głosujecie który blog powinnam zacząć już pisać. Jeśli remisy będą cały czas, na każdego z nich dodam prolog i znów zrobię ankietę. Ten który najbardziej wam się spodoba zacznę pisać jak najszybciej. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.