Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Lorena nie mogła... nie umiała dochować tej tajemnicy. Ojciec Chiary będzie musiał jej wybaczyć, ale po prostu nie mogła. Chiara była dla niej taka dobra, była jej prawdziwą przyjaciółką, nie mogła narażać ich relacji, ponieważ dopiero co się poprawiły. Powolnym, lecz zdecydowanym krokiem podeszła do przyjaciółki.
- Chiara... - szepnęła łapiąc ją za ramię, aby się odwróciła. Dziewczyna oparła się o blat i spojrzała na blondynkę, która przygryzała wargę i próbowała się nie trząść.
- Co się stało? - zapytała patrząc jej w oczy. Włoszka wzięła głęboki oddech, a jej słowa same popłynęły.
- Dzwonił twój tata i powiedział, że.. - wypuściła powietrze próbując zebrać w sobie siły. - Twoja mama miała wylew i jest w szpitalu. - dodała mrużąc oczy. Czuła się, jakby wyjawiła właśnie tajemnicę strefy pięćdziesiąt jeden albo informacje o śmierci Kennedy'iego.
- Co ?! - krzyknęła. - O Boże! mama ! - łzy zaczęły jej płynąć po policzkach, cała zaczęła się trząść. - Muszę wracać do domu. - sapnęła i szybko pobiegła do sypialni. Wyciągnęła walizkę spod łóżka, zaczęła wrzucać do niej co popadło, co miała pod rękę.
- Chiara, twój ojciec prosił żebym ci tego nie mówiła! - zawołała Lorena biegnąc za nią. - Nie możesz jechać i nas wszystkich tutaj zostawić.
- Lori, nie rozumiesz ?! - odwróciła się w jej stronę nie przestając pakować rzeczy. - To jest moja mama ! - dodała.
- To porozmawiaj chociaż z Fabregasem. - poprosiła klękając obok przyjaciółki.
- Zadzwoń do niego, ja muszę się śpieszyć. - odparła. - Jezu, a co jeśli nie dojadę, a ona umrze ? - zapytała i znów zaczęła się trząść. Lorena przytuliła ją mocno i pocałowała w czoło.
- Jedź, jedź. Pogadam z nim. - wyszeptała jej we włosy. Kiedy sobie pomyślała, że to miałaby być jej matka serce podskoczyło Lorenie do gardła.
~*~
Piłkarze wchodzili do szatni po treningu. Jeden rzucił koszulką w szafkę, drugi w całym stroju poszedł pod prysznic, trzeci i czwarty wariowali. Cesc stanął przed szafką i już chciał zacząć się rozbierać, kiedy zadzwonił jego telefon. Wygrzebał go ze skórzanej kurtki wiszącej wewnątrz szafki i zobaczył nieznany numer. Czyżby to znowu Daniella próbowała się z nim skontaktować? Właśnie na to się przygotowywał, jednak usłyszał ten dziewczęcy, wysoki głos, który nadawałby się do śpiewania w operze.
- Cesc ? - zapytała Lorena.
- Tak, tak. Coś się stało? - westchnął siadając i rozwiązując sznurówki butów.
- Chiara kazała ci przekazać, że wyjeżdża. Jej mama miała wylew i... Cesc? Jesteś tam? - ale on jej już nie słuchał. Siedział i gapił się w podłogę szatni. Czy ona mu właśnie powiedziała, że Chiara wyjeżdża? To są chyba jakieś żarty! Nie mogła mu tego zrobić. Dopiero co, wszystko zaczęło się układać. Nie pozwoli jej na to.
- Gdzie ona jest?
- Chiara ? Zapewne już na lotnisku. - oznajmiła. - Cesc! Nie słyszałeś co mówiłam ? Ona musi jechać! Jej matka miała wylew, nie wiadomo czy żyje! Nie martw się, ona wróci! - mówiła do telefonu, starając się, żeby jej głos był opanowany i spokojny. Cesc rozłączył się i zaczął biec. Taak... zapomniał, że miał rozwiązane sznurówki i poleciał jak długi na korytarzu. Wypowiedział kilka niecenzuralnych słów i zaczął je wiązać.
- Ej,ej,ej. Stary, co się stało? - podbiegł do niego Gerard w samym ręczniku.
- Chiara wyjeżdża. A raczej już wyjechała. - syknął. Zawiązał buty i ruszył korytarzem do wyjścia. Pchnął drzwi główne, po czym pobiegł na ulicę, łapiąc taksówkę. Serce zachowywało się, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Kierowca zmarszczył czoło na jego widok. W końcu nie codziennie widzi się sławnego piłkarza w stroju treningowym jadącym taksówką. - Lotnisko. - poprosił i zapiął pasy.
Po kilkunastu minutach byli już na miejscu. Wystrzelił z pojazdu jak z procy i ledwo zdążył się zatrzymać przed jednym z biurek, za którym siedziała wysoka, szczupła blondynka w kusej spódniczce.
- W czym mogę pomóc? - zapytała, uśmiechając się kokieteryjnie.
- Samolot do Włoch, do Neapolu. - wysapał łapiąc oddech.
- Właśnie wystartował. - odparła.
- Proszę go zatrzymać. - ułożył ręce jak do modlitwy. - Błagam panią.
- Przykro mi, ale to już niemożliwe, naprawdę. - westchnęła, udając, że ja to smuci.
- Kobieto, nie rozumiesz ?! - uderzył pięścią w biurko. - W tym samolocie jest dziewczyna, którą kocham i nie wiem, czy ją jeszcze zobaczę! - krzyknął tak głośno, że ludzie w całej sali patrzeli na niego jak na wariata.
- Proszę stąd odejść, albo zawołam ochronę. - oznajmiła. Cesc po raz kolejny uderzył pięścią w blat, wykrzyczał jakieś przekleństwa i wyszedł. Przed lotniskiem spojrzał na czyste niebo, po którym właśnie leciał jeden z samolotów.
Chciało mu się wrzeszczeć, płakać... miał też wielka ochotę uderzyć kogoś, ale nie wiedział do końca kogo. Piechotą wrócił na stadion, w końcu zostawił w szatni wszystkie swoje rzeczy.
~*~
Chiara wchodzi do jego domu. Stawia walizki obok schodów. Woła go, ale on nie schodzi. Zamiast niego, powolnym, pewnym siebie krokiem schodzi Daniella, owinięta w białe, jedwabne, cienkie prześcieradło.
- Co tutaj robisz? - syczy Chiara.
- A jak myślisz? Wyjechałaś, a Cesc od razu przyszedł do mnie. Jesteś naiwną smarkulą. - odpowiada jej z uśmiechem przepełnionym triumfem, po czym idzie do kuchni.
Obudził się łapczywie wciągając powietrze do płuc. Rozejrzał się dookoła. Była noc, leżał w swoim łóżku. Sam. Jaka ulga, pomyślał. Przez resztę poprzedniego dnia nie wiedział co ze sobą zrobić. Dzwonił do Chiary chyba z milion razy, Pique proponował mu, żeby poszli na piwo, ale on chciał pobyć sam i przemyśleć wszystkie sprawy. Rozumiał, że jej matka była chora, ale nie mogła do niego chociaż zadzwonić? Tak, zrobiła to Lorena, ale to go nie uspokoiło. Panicznie bał się, że mogę ją stracić. Trzy lata temu popełnij największy błąd w swoim życiu i nie pozwoli, żeby kolejny raz żyli bez siebie. Wieczorem zamówił bilet i o ósmej rano ma samolot. Tym razem nie odpuści. Zaufanie i moc polegania na drugiej osobie, to podstawy związku. Poleci do niej i będzie podporą dla Chiary nawet w najtrudniejszych chwilach. Na tym polega jego rola.Przez całą noc nie mógł zasnąć. Chodził po domu w tę i z powrotem. Kiedy zegar wybił szóstą rano zaczął się pakować. Przewiesił torbę przez ramię, wyszedł z domu, upewniając się, że wszystko pozamykał, po czym wsiadł do wcześniej zamówionej taksówki. Po kilkunastu minutach był już na miejscu. Kiedy podszedł do biurka, aby załatwić wszystkie formalności, ta sama pracownica, co poprzedniego dnia była mocno zdziwiona, jak bardzo jest opanowany, przynajmniej jak bardzo starał się wyglądać na opanowanego, bo w środku wszystko mu się wywracało. Wszedł do samolotu, zajął swoje miejsce i spojrzał w okno. Niedługo będę przy tobie, Chiaro, mówił w myślach, aż zapadł w głęboki sen.
~*~
Od kilkunastu dobrych godzin leżała przy łóżku matki opierając się policzkiem o jej bladą, żylastą dłoń. Kiedy przestąpiła próg jej pokoju ojciec spojrzał na nią, jakby zobaczył ducha.- Co ty tutaj robisz?! - zapytał bulwersując się.
- To moja matka ! Nie miałeś prawda mi o tym nie mówić ! Kocham ją! - odpowiedziała. Z ojcem nigdy nie miała takiego dobrego kontaktu jak z mamą, która wierzyła w nią i zawsze wspierała, a teraz ? Leżała bezwładnie w łóżku, na białej pościeli, a jej kruczoczarne loki były rozrzucone wokół drobnej, bladej twarzy. Wyglądała jak czterdziestoletnia królewna śnieżka, obok łóżka której siedział wielki, obleśny krasnolud. Nigdy nie mogła, a raczej nawet nie próbowała zrozumieć dlaczego jej piękna mama, o złotym sercu wyszła za takiego człowieka. Był od niej piętnaście lat starszy, gruby, z zarostem na pół twarzy i zapadniętymi policzkami. Wyglądał jak chodząca śmierć. I co z tego, że był jej ojcem? Nigdy nie okazywał jej miłości, nie cieszył się z jej sukcesów. Teraz ledwo żywa starała się nie zasnąć przy łóżku swojej ukochanej rodzicielki.
- Mamo, proszę... - jęknęła nie mogąc powstrzymać kolejnej rzeki łez. Wczoraj miała wyrzuty sumienia, że osobiście nie powiedziała wszystkiego Cesc'owi, modliła się, żeby zrozumiał, w końcu to była jej mama.
- Przestań już jęczeć, przecież i tak cię nie słyszy. - syknął Diego spoglądając z obrzydzeniem na kobietę, w której ciało były wpięte różnego rodzaju rurki. Chiara prychnęła ze złością i wstała podchodząc do niego.
- Czy ty kiedykolwiek nas kochałeś ?! - krzyknęła. - Jesteś zwykłym śmieciem, którego grzechem jest nazywać ojcem! - spoliczkowała go. Myślała, że tego pożałuje, ale tak nie było. W środku była tak szczęśliwa... w końcu udało jej się postawić temu tyranowi. Co prawda nigdy nie znęcał się nad nimi fizycznie, ale za to psychicznie jak najbardziej. Wielokrotnie uświadamiał całej rodzinie, jak bardzo są beznadziejni. - Smaż się w piekle, a teraz wynoś się ! - dodała.
- Nie pozwalaj sobie ! - wstał odrzucając gazetę na bok. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, a jego brzuch zajmował dość dużą część szpitalnej sali. - Jestem twoim ojcem, trochę szacunku! - dodał zamachując się, jednak ona skoczyła w tył.
- Wymagasz ode mnie szacunku? - parsknęła głośnym śmiechem. - Kpisz sobie? Nikt nigdy nie poniżał mnie tak jak ty! Nie kochałeś nas, uważałeś, że to tylko i wyłącznie obowiązek. Mama zmarnowała sobie życie przez ciebie! - krzyknęła.
- Ty niewdzięczna smarkulo ! - wrzasnął i pchnął ją na drzwi, które w tym samym momencie otworzyły się. Chiara poczuła, że ktoś ją podtrzymuje. Spojrzała na rękę - doskonale znała te tatuaże.
- Cesc. - uśmiechnęła się szeroko wtulając się w Hiszpana. - Co tutaj robisz?
- A jak myślisz? - pocałował ją w czoło. Spojrzał na mężczyznę sapiącego parę metrów od niego. - A to kto? - zapytał.
- Śmieć, mylnie nazywanym moim ojcem. - syknęła.
- Chciałbym powiedzieć, że miło pana poznać, ale jednak zrezygnuję. - odparł Fabregas. - Mógłby pan opuścić ten pokój? - zapytał grzecznie.
- Nie możesz mnie stąd wyrzucić, to moja żona. - uśmiechnął się półgębkiem.
- Chce się pan założyć, że wezwę policję i skorzystam z tego, że jestem sławny? - podniósł lekko brwi odsuwając się z Chiarą od drzwi. Jej ojciec burknął coś pod nosem, po czym wyszedł. Włoszka przez kilka sekund stała jak słup soli wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Diego. - Wszystko dobrze ? - zapytał po chwili niepewności.
- Tak,a le powiedz mi... jak ty się tutaj tak szybko znalazłeś?
- Wsiadłem w samolot i jestem. - pocałował ją w skroń. - Nie mogłam cię znowu stracić, jesteś dla mnie wszystkim. - uśmiechnął się.
- Kocham cię. - jęknęła ledwo powstrzymując łzy, po czym wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie w usta.
~*~
Musiała, nie miała innego wyboru. Po tym, jak powiedziała Chiarze o wylewie jej matki miała potworne wyrzuty sumienia, w końcu Diego prosił ja żeby nie mówiła o niczym przyjaciółce, ale nie rozumiała dlaczego w ogóle do niej zadzwonił. Po wyjeździe Chiary zadzwoniła do Cesc'a, żeby mu o wszystkim powiedzieć, żeby nie martwił się o nią, ale on - impulsywny zawsze musi mieć coś do powiedzenia w każdej sprawie. Nic do niego nie miała, ale nie zapomni tego, co zrobił Chiarze, nigdy nie zapomni.Lorena siedziała w mieszkaniu i nie wiedziała co ze sobą zrobić. W szafce nocnej szatynki znalazła kilka własnoręcznie zrobionych skrętów, więc usiadła na balkonie i zaczęła powoli wypalać jeden z nich. Nigdy nie pochwalała zachowania przyjaciółki, ale... jeden jeszcze nikomu nie zaszkodził. Po kilku minutach usłyszała dzwonek do drzwi. Wzdrygnęła się, to na pewno Victor. Całe jej ciało zostało w mgnieniu oka sparaliżowane. Powoli wstała z zimnego betonu i poszła w stronę drzwi.
- Kto tam? - zapytała niepewnie.
- Marc. - usłyszała trochę rozbawiony głos. Odetchnęła z ulgą i otworzyła drzwi.
- Cześć. - uśmiechnęła się.
- Hej, jest Chiara? - zapytał.
- Nie, to trochę długa historia, więc może wejdziesz. - parsknęła otwierając je bardziej. Chłopak wszedł do środka i runął na kanapę łapiąc za pilota. Jak widać czuł się jak u siebie w domu.
- Napijesz się czegoś? - lekko podniosła brwi czekając na odpowiedź.
- Może być kawa. - odparł. Lorena zniknęła na chwilę w kuchni. Zaparzyła kawy, po czym wróciła do chłopaka, który oglądał jakiś mecz. Podała mu jeden z kubków siadając obok.
Opowiedziała mu o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin. Za każdym razem, kiedy czekała te kilka nieszczęsnych sekund na jego chociażby kiwnięcie głowy, żeby kontynuowała serce zaczynało bić jej szybciej. Na początku nie wiedziała co takiego Chiara w nim widzi, ale cieszyła się, że są tak dobrymi przyjaciółmi. Umiał słuchać, każda dziewczyna chciałaby wypłakać się na jego ramieniu, był po prostu kochany.
Nie zdawała sobie sprawy, ze temat Chiary zakończył się kilka dobrych godzin temu, a oni pili już trzeci kubek kawy. Opowiadała mu o swojej rodzinie, o sprawie z Victorem, a on tak po prostu... słuchał, a czasem nawet wyrażał swoje opinie. W tym momencie była prze szczęśliwa, ze to właśnie on siedzi przy niej.
- Jest już późno. - westchnął. - Będę się zbierał.
- Nie. - uśmiechnęła się leniwie. - Zostawisz maleńką, bezradną dziewczynę, żeby siedziała sama, po ciemku w mieszkaniu z balkonem? - zapytała marszcząc czoło. Marc kilka razy się pokiwał, poprzewracał oczami, myślał, aż w końcu stwierdził, że nie i usiadł z powrotem.
- Wiesz, nigdy nie podejrzewałem, że możesz być taką fajną osobą. - prychnął, tak jakby od niechcenia.
- A co? Sądziłeś, że jestem pustą, rozpieszczoną dziewczynką? - uniosła brwi.
- No nie, tylko, no... po tym co zrobiłaś, to wiesz. - chciał uniknął jej wzroku. - Przepraszam, nie chciałem znowu zaczynać tego tematu. -dodał, zanim zdążyła odpowiedzieć. - Kiedy wracasz do Włoch?
- Nie wiem, na razie mi się nie spieszy. Tu mi dobrze. - uśmiechnęła się, a on odpowiedział jej tym samym. Mijały kolejne minuty, a Lorena robiła się coraz bardziej śpiąca. Położyła łokieć na kanapę oparła się o niego i powoli zamykała oczy. Marc odwrócił wzrok od telewizora i spojrzał na nią. Była taka śliczna, drobna, bezbronna. Sięgnął po pilot, wyłączył telewizor, przez co w pokoju zapadły egipskie ciemności. Podniósł ją i razem z Loreną położyła się na kanapę, tak, że leżał na jej krawędzi, żeby Włoszka nie spadła. Odsłonił pojedyncze pasmo jasnych włosów z jej twarzy i mimowolnie się uśmiechnął. Przybliżył się na kilak centymetrów, po czym pocałował ją w czoło. Do tego czasu jedyną kobietą w jego życiu była piłka, ale czuł, że to się zmienia. Dzięki tej rozmowie zrozumiał Lorenę i jej czyny - te dobre i te złe.
~*~
Od autorki: Uff, no to ostatni rozdział za nami. Coś ostatnio rozleniwiłyście się z komentarzami. Pod rozdziałem 8 było ich aż 30, a pod poprzednim? 16. Na tu-me-ayudas pod pierwszym było ich 19, a pod drugim jest zaledwie 7, kolejny rozdział dodam tam jak będzie 15, więc brać się do roboty!. Ten rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie i jestem z niego zadowolona, mam nadzieje, ze Wy też. Dużo się w nim wyjaśniło i zaczęłam nowy wątek. Epilog pojawi się, jeśli zobaczę tutaj 20 komentarzy. Wiem, jestem straszna, ale każda opinia, to taki kop i energia jeśli chodzi o twórczość. Zapraszam również na cielo-grande, gdzie pojawili się bohaterowie. I mam jeszcze prośbę. Jeśli ktoś chce być powiadomiony o prologu, jak i kolejnych rozdziałach na que-me-amas to proszę zgłaszać się pod tym postem. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
Jejku <3 Marc i Lorena. Dlaczego to już musi być koniec?! Ja się chyba załamię. Cesc jest taaki kochany. Uwielbiam Cię po prostu ;)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie się ten rozdział czytało. Aż szkoda, że tak szybko się skończył :) Teraz pozostaje tylko czekać na epilog.
OdpowiedzUsuńCesc jest takiii kochaaaanym <33
OdpowiedzUsuńUwielbiam go *___* przez twoje opowiadanie jeszcze bardziej. Hmm, nareszcie Lorena sobie kogos znalazla a Ty mi tu konczysz opowiadanie? ;> no jak tak mozna no? :)
Mam nadzieje, ze Marc dzie tym wlasciwym d
Oby mama Chiary nie umarla xd
Rozdzial czytalo sie bardzo milo =) szkoda, ze juz konczysz te opowiadanie bo bylo w pierwszej 5 ktore sprawdzalam zaraz po odpaleniu kompa =) no ale dobrze, ze w ogole nie znikasz blogspotu :)
Jak ja się cieszę, że w końcu Chiara wygarnęła temu pożal się Boże tatusiowi, co tak na prawdę o nim myśli. Powinna mu jeszcze z raz przywalić, tak na drugą nogę :D Dobrze, że Cesc pojawił się w odpowiednim czasie, bo nie wiadomo co ten wielkolud mógłby jej zrobić. Oby jej mama wróciła do zdrowia.
OdpowiedzUsuńBiedny Cesc tak prędko biegł, że aż się przewrócił, to musiało komicznie wyglądać.
Jakoś tak słodko się zrobiło na końcu za sprawą Marca i Loreny. Zdecydowanie mogliby być razem :)
To, co teraz napiszę już wiesz ale ja lubię się powtarzać :) Kocham to opowiadanie i bardzo żałuję, że to już koniec. Na szczęście piszesz też inne blogi :) Nie będę więc umierać z tęsknoty
PS: Możesz zostawić sobie z jednego snikersa, bo coś czuję, że po tym rozdziale usłyszysz same pochwały :P
Buziaki ;**
Aaa i jeszcze jedno! Liczę na szczęśliwe zakończenie, bo Chiara i Cesc na to zasługują :) Z niecierpliwością czekam na epilog :)
UsuńKurczę, ale że już zaraz epilog? Nie chcę tego, nie chcę epilogu, nie chcę końca tego opowiadania, chcę jeszcze 15 tysięcy odcinków i nigdy niekończącej się miłości Cesca i Chiary </3
OdpowiedzUsuńOdcinek świetny. :*
xxxbarcaxxx [always-and-forever-barcelona.blogspot.com]
i bardzo dobrze, że Chiara wygarnęła wreszcie temu swojemu pożal-sie-Boże ojcu, zdecydowanie mu się należało. co do jej matki.. mam nadzieję, że wyzdrowieje i wszystko się ułoży. jak dobrze, że Chiara może liczyć w tej chwili na wsparcie Cesca, na jego obecność.
OdpowiedzUsuńogólnie szkoda, że to już koniec.
+ nie spodziewałam się, że Marc i Lorena. ;)
zapraszam na nowy rozdział deutsch-herz.blogspot.com i nie tylko ;>
UsuńJejku twoje opowiadanie jest po prostu niesamowite. Znalazłam je dopiero teraz. Proszę cię dodaj szybciutko kolejny i proszę cię informuj mnie ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie :)
Ciekawy rozdział! ;)))
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością za ostatnim ;)
super rozdział juz nie moge sie doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńWITAM! Bardzo dobrze, że Chiara wygarnęła temu swojemu 'tatusiowi' bo na to zasłużył. Do tego połączenie Loreny i Marca awwwwww <3 Ogólnie, żałuje bardzo ,że to już koniec :( Zniecierpliwieniem czekam na epilog <3 jak dobrze,że piszesz inne blogi to nie będę tak tęsknić! :* @katalonigirl
OdpowiedzUsuńfajny rozdział i całe opowiadanie szkoda że to już koniec
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec... Cesc jest taki kochany *____* ojciec Chiary to jakiś totalny idiota. Trochę szkoda że Cesc mu nie przywalił :P Super że dodałaś kolejny wątek miłosny, na dodatek taki słodki... awww ;D Czekam na Epilog!!!!!
OdpowiedzUsuńJeju jakie to piękne *o* i że to ma być już koniec? eh, będę płakać. Cieszę się, że Chiara przywaliła temu swojemu ojczulkowi xD i mam nadzieję, że jej mama szybko wyzdrowieje. I jeszcze Lorena i Marc awwww <333 Już nie mogę doczekać się epilogu.
OdpowiedzUsuńPS Mogłabyś mnie informować o nowych odcinkach na swoich blogach? Byłabym wdzięczna :)
+ zapraszam do mnie: http://por-siempre-barcelona.blogspot.com/
Jaki swietny rozdział. ;D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z mamą Chiary będzie wszystko dobrze. A Cesc? Jaki kochany, wydaje mi się, że naprawdę zrozumiał swój błąd. A Marc i Lorena... Tego się nie spodziewałam, ale to dobrze. Lorena potrzebuje kogoś takiego. Marc <3
Już tylko epilog ;c Nie mogę się z tym pogodzić. Po raz enty napiszę: boski blog. <33
I proszę, o informowanie mnie o nowych rozdziałach na Twoich blogach tu - the-meleth.blogspot.com
Czekam na epilog, tam chyba się rozpiszę ;D
Pozdrawiam ;**
Martwi mnie że to już koniec.....
OdpowiedzUsuńNo ale.... Z jednej strony między Chaira i Cesciem w końcu wszystko się ułożyło i zdaję się, że Lorena znalazła miłość swojego życia.
Marc & Lorena - I ship this!
Przepraszam teraz będzi eot raczej taki krótki komentarz, ale na dniach postaram napisać się nieco bardziej wartościowy :)
P.S. www.gunner-love.blogspot.com Zapraszam na nowość
Czekam z niecierplowością na kolejny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowość : http://me-gusta-fcb.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńDopiero zaczęłam czytać te opowiadanie, a ty już kończysz. Szkoda bo to bardzo ciekawa historia. Z niecierpliwością czekam na epilog;)
OdpowiedzUsuńSuper, ale tak strasznie szkoda że to już koniec, czekam na ostatni, kiedy będzie?
OdpowiedzUsuńDlaczego jak już znalazłam opowiadanie z fajnymi bohaterami, ciekawą fabułą, a co najważniejsze ładnie napisane, to musi się ono kończyć? ;/ No ale tak na podsumowanie go, zaciekawił mnie ten pomysł Chairy z zemstą na Fabregasie, po tym co jej zrobił, należało mu się. Zaskoczyło mnie trochę, że mimo wszystko w tych relacjach wygrały uczucia które u obu stron jak widać nie umarły, ale to nawet ciekawiej, bo przyznaje, takiego obrotu spraw z samego początku sie nie spodziewałam. Aż się miło czyta jak teraz są tacy słodcy i zakochani, oby tak już zostało. A co do postaci Valdesa...brak słów, już chyba nie będę w stanie spojrzeć na niego w sposób w jaki go postrzegałam przed tym opowiadaniem... ;D Ale za to Marc *.* Eh Marc, młody, zbuntowany, ale za to świetny przyjaciel, brałabym w całości ;) Wprawdzie został już tylko epilog ale byłabym wdzięczna gdybyś mnie poinformowała jak się pojawi [sufrir-y-llorar-significa-vivir.bloog.pl] a ja tymczasem lece czytać Twoje pozostałe opowiadania ;D
OdpowiedzUsuńi przy okazji prosiłabym tez o informowanie o rozdziałach na que-me-amas, po zobaczeniu tych bohaterów nie mogę tego nie przeczytać ;)
Usuńkiedy pojawi się nowy ?
OdpowiedzUsuńDosłownie chce mi się ryczeć, no ale w sali komputerowej chyba nie wypada... :) Ten blog jest naprawdę super. Laurel naprawdę piszesz świetnie kocham twoje blogi!
OdpowiedzUsuńA teraz co do treści bloga. Cieszę się, że między Chiarą i Cescem wszystko się ułożyło. Cesc tym razem nie odpuścił i poleciał za nią do Włoch, aby znów jej nie stracić. Podziwiam to :) Ale muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie tą końcówką- Lorena i Marc, któż by pomyślał? :) Szkoda tylko, że kończysz tego bloga... On jest taki świetny i wciąż nie mogę uwierzyć, że chcesz już skończyć go pisać. Chyba przeczytam go jeszcze raz od początku do końca :)
Masz talent do pisania takich blogów. Musisz kiedyś wydać książkę o przygodach takich jak ta :)
Pozdrawiam i życzę Ci weny do pisania kolejnych blogów :* ♥