sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 6

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Minęły trzy dni. Przez te trzy dni nie pokazywała się na stadionie, Tito do niej nie dzwonił. Czuła się jak na wakacjach, udało jej się chociaż na chwilę zapomnieć o otaczającym ją świcie. Przemyślała wszystko, poukłada puzzle w swojej głowie i wiedziała co musi zrobić. Zmądrzała. Nie będzie żadnej idiotycznej zemsty, którą planowała. Krzywdziła samą siebie i nic jej to nie dawało. W Barcelonie nie znalazła nic, co mogłoby ją uszczęśliwić, raniło ją dosłownie wszystko... co ją tutaj trzymało? Lorena, która chciała zostać jeszcze kilka dni, praca, za która dostawała dużo pieniędzy no i ON. Od tych trzech dni marzyła, żeby znów zobaczyć jego twarz. Chciała zapamiętać go jako miłego, uczynnego, przyjacielskiego mężczyznę, który jej pomógł, a nie jako dupka, który ją porzucił. 
Wzięła się w garść. Zjadła płatki, umyła się, ubrała i poszła na stadion. Jeszcze tydzień. Zostanie tutaj tydzień i ani dnia dłużej. Wróci do domu, w którym czekają na nią rodzice i rodzeństwo. Miała na sobie zwiewną, bladozieloną, krótką sukienkę i brązową torebkę przewieszoną przez ramię. Kochała pogodę Barcelony. Zawsze świeciło słońce i wiał lekki, orzeźwiający wietrzyk, który rozwiewał jej długie, brązowe loki. Stanęła przed stadionem i wzięła głęboki oddech. Musi powiedzieć Tito, że za tydzień odchodzi. Na pewno nie będzie zadowolony, przecież opłacił jej mieszkanie na kilka miesięcy, z uśmiechem przyjął ją do pracy, traktował jak córkę... a ona jak mu się odpłaca? Ucieka, tchórzy. Nie może poradzić sobie z własnymi uczuciami i emocjami. Po chwili wahania pchnęła szklane drzwi i weszła do środka. Jak zwykle w korytarzu panowała grobowa cisza, było słychać tylko tykanie zegara. Zapukała do drzwi gabinetu Tita, jednak nikt nie odpowiedział. Nacisnęła klamkę, ale drzwi były zamknięte. Usłyszała krzyki piłkarzy dochodzące z murawy. No tak, przecież mają trening. Powoli poszła w ich stronę. Po raz kolejny uderzyła ją fala świeżego powietrza. Parsknęła śmiechem, kiedy zobaczyła ich tak zwany trening, na którym piłkarze ścigali się, który pierwszy dobiegnie do drugiej bramki z kolegą na plecach. Kątem oka zobaczyła Tita stojącego na rogu boiska. Podeszła do niego pewnym krokiem, jednak kiedy na nią spojrzał zdrętwiała i zaniemówiła. Nie mogła mu tego zrobić, nie miała na to odwagi. Zaufał jej, powierzył pełną odpowiedzialność, a ona miała go tak po prostu rozczarować?
- Witaj, Chiaro. - uśmiechnął się.
- Dzień dobry. - odparła jąkając się. Mężczyzna zmarszczył czoło.
- Coś się stało? Nie dzwoniłem...
- Ja.- jęknęła, nie miała pojęcia co mówi. - Chcia...chciałam się zapytać, czy nie potrzebujesz pomocy. - dodała. Żachnęła się w duchu. Dziewczyno! Miałaś mu powiedzieć, że wyjeżdżasz, a nie się pytać o pomoc!
- Znajdziemy coś dla ciebie. Tylko skończymy trening. - oznajmił szeroko się uśmiechając. Chiara usiadła na trybunach i zaczęła obgryzać skórki przy paznokciach. Zawsze tak robiła, kiedy się denerwowała, przez co jej dłonie nie wyglądały zbyt korzystnie. Po chwili podszedł do niej Gerard, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Co się szczerzysz? - parsknęła.
- Ty zawsze taka wredna? - podniósł brew i udawał obrażonego.
- Tylko dla tych, których lubię. - szturchnęła go nogą w ramię. - Co tam?
- Shak chce żebyś przyszła dzisiaj na obiad. - oznajmił. W końcu Lorena poznała jakiegoś przystojnego Hiszpana, o którym nawija bez przerwy, więc... czemu nie? Nie będzie się w domu sama nudzić, kiedy przyjaciółka leci na randkę.
- Jasne, przyjdę. - uśmiechnęła się.
- Świetnie, przyjadę po ciebie o piątej. - odparł, po czym wrócił do treningu. Piłkarze mieli za zadanie przebiec slalomem z piłka między ciasto ustawionymi słupkami.
- No, nie powiem. Wygląda to dosyć ciekawie. - parsknęła, kiedy Tito do niej podszedł.
- Przetłumacz dla mnie te wywiady. - mężczyzna podał jej pen drive'a
- Jasne. - włożyła go do torebki, po czym wróciła do oglądania treningu. Wcale nie miała ochoty wyjeżdżać. Czuła się tutaj, jakby nie patrzeć dobrze. Jakby nie patrzeć... Te trzy dni wolnego dały jej do zrozumienia, ze świat nie kręci się wokół niej, że jest młoda, że jej życie nie kończy się na Valdesie i Fabregasie. Po prostu zmądrzała, jednak gdzieś głęboko w sercu ciągle była tą samą zbuntowaną, nastoletnią artystką. Wczoraj w końcu kupiła sztalugę, farby i zaczęła malować. Czuła się tak dobrze... przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone w szkole, wśród przyjaciół.
~*~
Cesc przez cały trening nie mógł oderwać wzroku od Chiary. Te kilka dni, podczas których jej nie widział były męką. Po treningu umył się, przebrał, po czym poszedł w stronę domu. Przez przypadek usłyszał, jak Gerard mówi Chiarze o kolacji. Czy będzie miał odwagę niespodziewanie się tam zjawić?
Powoli, ospale wszedł do schodach, wyciągnął kluczyki z kieszeni o otwarł drzwi. Rzucił torbę na schody, kiedy zobaczył kątem oka coś dziwnego. Daniella siedziała, a raczej wylegiwała się na tarasie w skąpym stroju kąpielowym z szklanką alkoholu, pewnie whiskey w dłoni.
- Co ty do cholery robisz ?! -zapytał wchodząc na taras przez oszklone drzwi.
- Opalam się? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jesteś w ciąży! - krzyknął. Zobaczył jak jej źrenice powoli się rozszerzają. Daniella otwarła usta, żeby cś powiedzieć, jednak nie zdążyła. Cesc prychnął. - Nie jesteś w ciąży.
- Cesc ! Jak możesz tak mówić ?! - oburzyła się wstając.
- Doskonale cię znam. Gdybyś naprawdę była w ciąży, nie trułabyś dziecka tym świństwem. - spojrzał z odrazą na szklankę alkoholu. - Wynoś się z mojego domu. - dodał spokojnym już tonem. Nie mógł w to uwierzyć. Kobieta, z którą chciał spędzić resztę życia go okłamywała.
- Czy ty wiesz o czym mówisz ?! - zmarszczyła czoło. - Cescy... - podeszła i położyła dłoń na jego policzku. Fabregas niechętnie spojrzał w jej oczy. Nie mógł tego wszystkiego pojąć. - Weźmy ślub, zamieszajmy wszyscy razem i poczekajmy na narodziny naszego dziecka. - uśmiechnęła się półgębkiem.
-Udowodnij. - syknął przez zęby odsuwając jej dłoń.
- Ale co? - parsknęła.
- Udowodnij mi, że jesteś w ciąży. - skrzyżował ręce na piersi czekając na reakcję Danielli.
-  Nie ufasz mi ?! - zapytała unosząc się. Broniła się, wiedział o tym. Pokręcił przecząco głową, po czym wszedł do środka. Spojrzał na nią ostatni ram. Miał nadzieję, że ostatni raz w swoim życiu.
- Idę wziąć prysznic, kiedy wyjdę, chcę, żeby cię już nie było. - odparł. Daniella stała jak słup soli w miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą się stało. No dobra, nie była w ciąży, ale mogła być. Mogli być wielką, szczęśliwą rodziną, a teraz...? Wiedziała przez kogo to wszystko się popsuło. Chiara La Scozarri, ta małolata, która jest tłumaczką. Skąd ona się w ogóle tutaj wzięła? Cesc coś mówił, że jest znajomą Gerarda i Shakiry. Nie wiedziała o niej zbyt dużo, ale wiedziała, że nie odpuści i tak łatwo się nie podda. Nikt nie ma prawa tak po prostu odebrać jej Cesca.
~*~
Po powrocie do domu rzuciła się na kanapę, położyła laptopa na kolanach i zajęła się tłumaczeniem wywiadu Marca Bartry i Cristiana Tello. Po chwili Lorena wystrzeliła z sypialni jak torpeda, trzymając w ręku sukienkę Chiary.
- Pożyczysz mi ją, proszę, proszę, proszę! - rzuciła się przed nią na klęczki i ułożyła dłonie jak do modlitwy. Szatynka gapiła się na nią wybałuszonymi oczyma jak na wariatkę, która uciekła z psychiatryka.
- Ogarnij się, dziewczyno. - parsknęła śmiechem. - Bierz co chcesz. - dodała. Blondynka zaczęła dziękować i pocałowała ją w policzek. Po chwili wyszła z sypialni w sukience i czarnych obcasach, które również zwinęła przyjaciółce. I co z tego, ze były rozmiar za małe? Czego nie robi się dla ukochanego. Okręciła się wokół własnej osi czekając na oklaski, jednak Chiara powiedziała tylko: "Ślicznie".
- Umalujesz mnie? - zapytała. Kiedy były mniejsze i urządzały sobie piżama party Chiara była pierwsza do malowania, robiła to cudownie. Zawsze gdy wychodziły na imprezy dziewczyna wyglądała zabójczo.
- Pewnie. - szeroko się uśmiechnęła. - Czekaj, pójdę po kosmetyczkę. - dodała, po czym zniknęła w pokoju. Po minucie wróciła z powrotem, trzymając małą, ale pojemną kosmetyczkę. Klęknęła przed Loreną i nałożyła podkład na jej buzię. Później nałożyła lekki róż na jej policzki, aby uwydatnić kości policzkowe, podkreśliła oczy czarnym eye linerem, pomalowała rzęsy, a na końcu lekko nałożyła na usta matową pomadkę. Sięgnęła po lusterko, które podała Lorenie.
- Cudnie! - zachwyciła się. - Dzięki. - pocałowała Chiarę w policzek. Spojrzała na zegarek. Szykowała się dwie godziny! Za dziesięć minut musi być w restauracji. Złapała granatowy żakiet i czarną torebkę, która dostała od Chiary na urodziny, pożegnała się i wyszła. Schodząc ze schodów zaczęła szybciej oddychać, a serce podskoczyło jej do gardła. Gdyby Chiara dowiedziała się, z kim właśnie się umówiła już nigdy by się do niej nie odezwała, ba! Nawet by na nią nie spojrzała. (strój Loreny)
Po wyjściu przyjaciółki Chiara posprzątała i dokończyła tłumaczenie wywiadu. Wybiła szesnasta. W przeciwieństwie do Loreny, ona nie potrzebowała tyle czasu, żeby się przygotować. Szybko włożyła na siebie spodnie, dokładnie zapięła koszulę, ze szkatułki z biżuteria wyciągnęła naszyjnik Loreny i w końcu założyła buty. Zrobiła delikatny makijaż, po czym wyszła z mieszkania. Wrzuciła kluczyki do torebki, po czym usłyszała nadjeżdżające auto. Nie dało się tego nie słyszeć, w końcu parking, przed budynkiem był usypany z kamieni. (strój Chiary)
Zbiegła ze schodów, co utrudniały jej obcasy, jednak dała radę. Zobaczyła Gerarda opierającego się o drzwi samochodu.
- Cześć. - szeroko uśmiechnęła się na jego widok. Coraz bardziej podobała jej się ta nowa Chiara, która wiecznie się uśmiechała, starała się być miła i nikomu nie przeszkadzać. Gerard zmarszczył czoło, kiedy się do niego przytuliła.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Chiarą? - zapytał. Szatynka tylko cmoknęła go w policzek i wsiadła do auta. Hiszpan wzruszył tylko ramionami.
Po kilkunastu minutach wchodzili już do ich willi. Chiara jak zawsze była zachwycona wystrojem.
- Chiara! - zawołała Shakira z małym Milanem na rękach. Podeszła do niej i mocno przytuliła. - Cieszę się, ze przyszłaś.
- Ja też. - uśmiechnęła się. - Mogę ? - zapytała patrząc na chłopczyka. Blondynka kiwnęła głową podając jej synka. - Jejciu, jaki on słodki. - zaśmiała się. Pierwszy raz w życiu miała na rękach takie maleństwo. Milan złapał jej palec tak mocno, ze krew powoli nie dochodziła. - Tak, jestem pewna, że wdał się w tatę. - dodała. Gerard wziął syna z jej rąk, po czym poszedł z nim na piętro.
- Błagam cię, nie zabij mnie. - jęknęła Shakira.
- Ale o co chodzi? - lekko podniosła brew. Nagle zza drzwi wychylił się nie kto inny jak Cesc Fabregas we własnej osobie. - Kuźwa. - szepnęła sama do siebie.
~*~
Kiedy spacerowali ulicami Barcelony delikatny wietrzyk rozwiewał jej blond włosy. Czuła ciepło emanujące z ciała Victora. Mężczyzna przytulił ja do siebie całując w czoło. Lorena kompletnie zapomniała o tym, co zrobił Chiarze. Była zaślepiona tą miłością.
- Cieszę się, że tu jesteś. - szepnął jej do ucha. Jego ciepły oddech na jej szyi... poczuła jak dreszcz przebiega przez nią całą.
- Chodźmy do mnie. - uśmiechnęła się do niego. Hiszpan kiwnął głową, po czym ruszyli w kierunku jej mieszkania. Po kilku minutach byli już na miejscu. Serce Loreny biło coraz szybciej. Ręka trzęsła jej się, kiedy próbowała otworzyć drzwi.
- Spokojnie. - parsknął Victor obejmując ją w talii. W końcu otworzyła je. Kiedy weszli do środka dosłownie rzucili się na siebie. Owinęła nogi dookoła jego pasa, a on przyparł ją do ściany. Zaczęła rozpinać koszulę piłkarza. Dłonie wciąż cały czas jej się trzęsły. Gdy całował ją po szyi powoli odprężała się, czuła się jak w transie. Koszula Victora opadła na ziemię, tak samo jak żakiet Loreny.
- Tam jest sypialnia. - parsknęła wskazując palcem na otwarte drzwi. Przeniósł ją tam i rzucił na łóżko. Czuła się jak w niebie, kiedy całował całe jej ciało. Nie myślała teraz o konsekwencjach, o tym co sobie Chiara pomyśli. Chciała tylko jednego, chciała jego.
~*~
- Zachowujesz się inaczej. - Cesc uśmiechnął się do niej, kiedy stali sami na tarasie. Gerard i Shakira właśnie próbowali uśpić Milana, który nie dawał za wygraną.
- Poznaj nową Chiarę. - podała mu rękę z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Miło mi. - odparł ściskając ją. Na niebie księżyc zaczynał wyłaniać się zza chmur.
- Dlaczego tutaj przyszedłeś? - zapytała niepewnie. - Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów. Nie moja sprawa. -dodała, kiedy zauważyła, że Hiszpan się waha.
- Daniella mnie okłamała. - odparł.
- Jak to? - zmrużyła oczy mocniej ściskając kieliszek z alkoholem, który trzymała w ręku. Kiedy zawiał wiatr na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka. To nie był dobry pomysł, żeby nie brać nic oprócz koszuli bez rękawów. Cesc zauważył to, zdjął sportową marynarkę, po czym objął nią ramiona dziewczyny.
- Nie jest w ciąży. - powiedział w tym samym czasie. Chiarę zatkało. Nie miała zielonego pojęcia co powiedzieć.
- Przykro mi. - wydukała najgorsze słowa, jakie można powiedzieć w takiej sytuacji. Cesc tylko się do niej uśmiechnął. Oparł się o balustradę tarasu i wpatrywał się w pierwsze gwiazdy na niebie. Dziewczyna przyglądała mu się jak zahipnotyzowana. Wyglądał cudownie w blasku księżyca. Jego czarne oczy iskrzyły się, a delikatne piegi na nosie były prawie niewidoczne. Uśmiechnęła się lekko do siebie, na wspomnienie jednego z dni w Neapolu, kiedy siedzieli na plaży. Zapamiętała wtedy każdy milimetr jego twarzy.
- Cesc, ja... - zaczęła, ale kiedy na nią spojrzał spanikowała, zaniemówiła. Chciała wyznać mu wszystkie uczucia, które wciąż do niego żywi, jednak nie miała tyle odwagi. -... będę się zbierać. - jęknęła. Miała ochotę walnąć się z całej siły w twarz.
- Odprowadzę cię. - zaproponował.
- Nie, nie musisz, to nie tak daleko.
- Ale nie chcę, żebyś sama włóczyła się po nocy. - oznajmił. Pożegnali się z Gerardem i Shakirą, którzy wyglądali na bardziej śpiących niż Milan, po czym opuścili ich rezydencję. Po tym kilku wspólnie spędzonych dzisiaj godzinach czuła się w jego towarzystwie dużo lepiej. Była dumna z nowej Chiary. Kilka pierwszych metrów przeszli w ciszy, słuchając tylko cykania świerszczy.
- Pewnie cieszyłeś się na wieść, że będziesz ojcem. - westchnęła, przerywając ciszę.
- Nie chcę o tym rozmawiać, przepraszam. - lekko się do niej uśmiechnął.
- Jasne, nie ma sprawy. Nie przepraszaj. - odparła. Całą drogę do jej mieszkania milczeli. Cesc odprowadził ją pod same drzwi. - Dziękuję. - odwróciła się w jego stronę mocno ściskając klamkę. Hiszpan nie odpowiedział, tylko zbliżył się do niej. Serce Chiary zaczęło walić jak oszalałe. Czuła jego przyspieszony oddech, zapach wody kolońskiej. Ujął jej twarz w dłonie i delikatnie musnął warki, czekając na reakcję Włoszki.
- Ja... - szepnęła, przygryzając usta. Nie miała zamiaru dokończyć. Mimo, że miała obcasy musiała się wyciągnął, aby znów dotknąć jego ust. Całowali się coraz śmielej. Miała nadzieję, że zapomni uczucia, które jej towarzyszyło w Neapolu, kiedy ją pocałował, jednak nie. Doskonale pamiętała jego smak. Westchnęła otwierając drzwi do mieszkania. Zrobiła krok w tył, żeby Cesc mógł wejść do środka, jednak zaplątała się w coś. - Czekaj. - sapnęła. Spojrzała w dół. Deptała właśnie po białek koszuli, zapewne należącej do mężczyzny. Poczuła perfumy, których nie zapomni do końca życia. Kawałek dalej leżał żakiet Loreny. Powoli podeszła do sypialny i uchyliła drzwi. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na łóżku leżała Lorena wtulona w... Victora!
- Jak mogłaś?! - krzyknęła. Piłkarz spadł z łóżka, a blondynka przykryła się kołdrą.
- Chiara, ja... - zaczęła, jednak nie miała okazji dokończyć. W oczach Chiary pojawiły się łzy, nie mogła oddychać. Serce podskoczyło jej do gardła, świat wirował jak oszalały.
- Nie chce cię widzieć! - wrzasnęła. - Jutro rano ma cie tu nie być! - dodała jeszcze głośniej. Trzasnęła drzwiami i wyszła na klatkę.Kucnęła opierając się o ścianę, Cesc wyszedł zaraz za nią.
- Chodź do mnie. - objął ją. Serce mu się krajało kiedy płakała. Nie mógł uwierzyć, że trzy lata temu on sprawił to samo.
~*~
Od autorki: No i kolejny rozdział. Jestem z niego bardzo zadowolona, mam nadzieję, ze wam również przypadł do gustu. Po weekendzie zaczyna się szkoła, więc będę dodawała rzadziej. Na razie się żegnam i z całego serca dziękuję, za komentarze pod poprzednią notką. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 5

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
- Pierdolisz ?! - krzyknęła Lorena. Tak, to właśnie jej reakcja na to, co opowiedziała jej Chiara. - Powinnaś to zgłosić na policję jak najszybciej ! Dziewczyno, on cię zgwałcił! - dodała jeszcze głośniej. - A co jeśli jesteś w ciąży? - skrzyżowała ramiona na piersiach. - Ga dziecka niańczyć nie będę. 
- Lori, weź się uspokój. Po pierwsze nie pójdę z ty, bo mi nie uwierzą, a po drugie nie jestem w ciąży, bo miał gumkę. - odparła.
- Jesteś nieodpowiedzialną smarkulą! W dupie mam to, czy tego chciałaś czy nie. Od początku wiedziałam, że coś kombinujesz. Nie pomyślałaś, że Fabregas będzie to mieć w dupie?! 
- Lorena! - Chiara wstała z kanapy oburzona tym, co mówi przyjaciółka.
- Jesteś małą dziwką! - warknęła, po czym zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni. Chiara stała w miejscu jak wryta. Jak ona mogła tak powiedzieć ?! Przecież były przyjaciółkami, najlepszymi przyjaciółkami, robiły razem wszystko, a teraz...? Lorena nazwała ją dziwką, zamiast przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Momentalnie przypomniała sobie, jak blondynka robiła za każdym razem maślane oczka do bramkarza. Kiedy wpadła na niego przed gabinetem Tito, w restauracji... wszystko układało się w jedną całość.
- Lori... - szepnęła wchodząc do sypialni. Przyjaciółka siedziała na parapecie i patrzyła przez okno.
- Przepraszam. - odparła blondynka, jednak dalej nie patrzyła na przyjaciółkę. 
- Ja... wiem o co ci chodzi. - usiadła obok niej. - Zakochałaś się w Victorze. Ale uwierz mi, że ja tego naprawdę nie chciałam !
- Wiem... ale to nie chodzi o to, czy go lubię czy nie. Mój ojciec zdradzał mamę... - oznajmiła. - Ona się an to godziła! Wiedziała o wszystkich zdradach, ale nic nie robiła, żeby od niego odejść... - łzy spłynęły po jej policzkach. Chiara mocno ją przytuliła. Nie miała pojęcia o sytuacji rodzinnej Loreny. Mówiły sobie o wszystkim, jednak przyjaciółka nie wspomniała o zdradach ojca.
~*~
Następnego dnia Chiara poszła na stadion, bo Tito dzwonił wcześnie rano i prosił, żeby przyszła. Weszła przez główne drzwi, po czym skierowała się do gabinetu trenera. Tym razem zapomniała zapukać i wparowała do środka jak strzała. Zamarła w bezruchu, kiedy zobaczyła Valdesa siedzącego na kanapie.
- Przepraszam, przyjdę za chwilę. - oznajmiła kurczowo trzymając w dłoni klamkę.
- Nie,nie. Wejdź. Mamy pytania od fanów z różnych krajów i trzeba je przetłumaczyć. - odparł Tito. Serce Chiary waliło jak oszalałe. Poczuła jak gardło ją pali. Powoli podeszła do nich i zajęła miejsce na kanapie obok trenera. Mogła chociaż dziękować Bogu, ze Victor siedzi na fotelu. Po około godzinie Chiara pożegnała się z Titem i popędziła do drzwi głównych. Nie było jej to jednak dane. Jakieś dwa metry od jej wybawienia Victor złapał ją za nadgarstek i pociągnął do siebie.
- Zostaw mnie. - syknęła przez zęby.
- Oj, nieładnie. - usmiechnął się szyderczo. - Nie mogę doczekać się następnego razu. To co? tym razem u mnie... - wyszeptał jej do ucha. Czuła ciepły, miętowy oddech bramkarza. Dostała gęsiej skórki.
- Nie będzie następnego razu. - próbowała się mu wyrwać, ale nic to nie dało. Nagle drzwi się otwarły i do środka wszedł nie kto inny jak Cesc Fabregas, który po wyjeździe Danielli nie miał co ze sobą zrobić i przychodził na stadion, żeby pograć sam ze sobą. Jego wzrok zawiesił się na nadgarstku Chiary, który zaczerwienił się pod wpływem uścisku Victora.
- Puść ją. - odparł beznamiętnym tonem. Ręce wciąż trzymał w kieszeni bluzy, a na głowie miał kaptur.
- Bo co? - prychnął Victor. Chiara miała nadzieję, że się lubią i na widok Cesca ten kretyn ją puści, jednak nie zanosiło się na to. Hiszpan zrobił kilka kroków zrównując się tym samym z bramkarzem. Mimo, że był jakieś osiem centymetrów niższy patrzył mu prosto w oczy. Dzielił ich niecały metr. Chiara obserwowała to wszystko z walącym sercem, które teraz podeszło do gardła. Fabregas zamachnął się i tak po prostu... uderzył Victora pięścią w twarz. Ten zachwiał się i uderzył o ścianę. Dziewczyna odskoczyła przykładając dłoń do ust.
- Chodź. - wyciągnął do niej rękę. Chiara stała w miejscu oszołomiona. Victor kilka razy zamrugał oczami. Złapała Cesca za rękę, a po chwili byli już na zewnątrz.
- Co przed chwilą się stało...? - zapytała wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyła.
- Victor dostał w łeb za to, że cię dotyka. - odparł. - A teraz możesz mi powiedzieć dlaczego. - westchnął odwracając się w jej stronę. stali właśnie naprzeciw pięknego, wysokiego kościoła, zbudowanego z kamienia. Dookoła parteru okna były ozdobione witrażami, a na samym szczycie ogromny zegar, który wybijał godzinę dziesiątą rano. - Chiara? - zapytał. Jej wzrok przeniósł się na jego oczy. Doskonale je pamiętała. Były czarne jak węgiel, ich obwódka była ciemno brązowa, a w środku przeplatały się ciemnoszare niteczki. Czuła się jak w transie. Świat wokół zatrzymał się, liczył się tylko on. - Chiara. - znów się odezwał, tym samym wyrywając ją z transu. Przeklęła w duchu. - Co on ci zrobił?
- Zgwałcił mnie. - odparła bez namysłu zaciskając usta. Jej wzrok powędrował gdzieś w ziemię. Powinien znać prawdę, w końcu grają w jednym klubie. Chociaż... tak naprawdę to nie o to chodzi. Powinien znać prawdę, bo go kochała, bo to on jej pomógł, bo na to zasługiwał.Wytrzeszczył oczy, w których teraz pojawiły się iskierki.
- Zabije skurwysyna. - syknął.
- Cesc, nie ! - złapała go za ramię powstrzymując napływające łzy.
- Chiara, czy ty tego nie rozumiesz ? - prychnął. - On cię zgwałcił. - wyraźnie wymówił każde słowo. - Nie może czuć się bezkarny. Nie pozwolę na to. -dodał.
- Dlaczego? - zapytała. Przyjrzała mu się uważnie obejmując się rękami. Zaczęła nerwowo pocierać rękawami o sweter.
- Bo... - zaczął bardzo pewny siebie, ale z każą sekundą, którą odczekiwał odwaga znikała. Zawiesił się. Stał na środku rynku, obok fontanny z rozłożonymi rękami, kilka metrów od Chiary. Przypomniał sobie, wieczór, w który odeszła Daniella. Wtedy też stał jak wryty zamiast za nią biec. Ale, to zupełnie co innego. Właśnie w tej chwili uświadomił sobie, ze wcale nie kochał Danielli, tylko Chiarę. - Bo przecież nie można robić takich rzeczy. - odparł. Cholera jasna ! "Nie można robić takich rzeczy. Amerykę odkryłeś, cioto!" zganił się w myślach. Chiara zdała sobie sprawę, ze przez te kilkadziesiąt sekund wstrzymywała oddech. Na co liczyła? na to, że Fabregas powie, ze wciąż mu na niej zależy? a może, że nadal ją kocha? Chyba w snach. Przecież ma Daniellę, dziecko w drodze... jak mogła tak pomyśleć. Szatynka parsknęła. Nie mogła uwierzyć w tą całą idiotyczną sytuację. Przez ułamek sekundy zdawało jej się, że może on wciąż żywi do niej takie uczucia, jak ona do niego.
- Dobra... - westchnęła. - Po prostu to zostaw, nie powinnam ci o tym mówić. To sprawa między nim, a mną. - odparła. - Muszę już iść. - przeczesała włosy dłonią. Odwróciła się w przeciwną stronę i szła przed siebie. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Szybko ją starła, przecież obiecała sobie, że już nigdy nie będzie przez niego płakać. Jest silna.
~*~
Czym jest miłość? 
Śmiercią.
Napisała na kartce, wyrwanej z zeszytu i powiesiła na tablicy korkowej. Na początku miała ochotę iść nigdzie, ale nogi same przywiodły ją z powrotem do mieszkania. Trzasnęła drzwiami z całej siły, po czym stanęła na środku salonu i krzyknęła, dając tym samym upust emocją. Lorena wybiegła z kuchni wycierając ręce w ścierkę.
- Co się stało?! - zapytała.
- Gówno ! - warknęła. Znów te jej humorki. Trzeba przyznać, że ma charakterek, ale nie umie panować nad emocjami. Jest pyskata, opryskliwa, wybuchowa, ale z drugiej strony kochana, wyrozumiała i, gdy trzeba milutka jak kociak. Teraz, jednak wbiegła do sypialni, po raz kolejny wyżywając się na drzwiach. Chodziła dookoła łóżka i przeklinała. Lorena jeszcze nigdy nie słyszała, żeby wiązanka takich słów wypływała z ust Chiary. W końcu usiadła na parapet, wyciągnęła papierosa i zaciągnęła się. Od razu poczuła ulgę. Zwiesiła nogi na zewnątrz głęboko oddychając. Może wyglądało to niebezpiecznie, jakby chciała skoczyć, ale dawało jej to adrenalinę. Kolejny raz się zaciągnęła. Spojrzała w niebo. Było niebieskie, bez ani jednej chmury. Przecinał je jedynie pojedynczy samolot lecący na północ. Po chwili skinęła głową spoglądając w dół. Dlaczego by nie skoczyć? Przecież życie i tak jest do dupy. Gdyby skoczyła, to skończyłaby nie tylko swoją mękę, ale także innych ludzi. Kto by za nią płakał? Lorena, ale w końcu by jej przeszło, bo zrozumiałaby jaką miała głupią przyjaciółkę. Rodzice? Pf. I tak nie zwracali na nią uwagi, nawet kiedy była w domu. Marc? Raczej nie, przecież znali się tylko od kilku dni. Cesc? Cieszyłby się jak głupi. Westchnęła głośno, po czym ponownie się zaciągnęła.
Mon seul amour que j'aie jamais connu,
il est venu, où la haine ne semées.
Eh bien trop tard et au début connu et inconnu? -
amant haine, ennemi de mon cher ...!

Zacytowała cicho fragment "Romea i Julii" Szekspira. Był angielskim poetom, jednak prawda była taka (jak kiedyś stwierdziła Lorena), że wszystko brzmiało lepiej po francusku. Wszystko - dosłownie. 
- Chiara ! Co ty do cholery robisz ?! - do pokoju wparowała Lorena.
- Planuję popełnić samobójstwo. - parsknęła. Zobaczyła panikę w oczach przyjaciółki, na co uśmiechnęła się szeroko. - Żartuje, spokojnie. 
- No, ja mam nadzieję. Przyszła pizza. - usiadła na łóżku. - Zjemy ją, zobaczymy jakiś wyciskacz łez, później zjemy lody czekoladowe, a na koniec będziemy tym wszystkim rzygać, co ty na to? - podniosła brew. Chiara tak bardzo kochała ją za to, ze mimo jej humorów była przy niej nawet w tych najbardziej beznadziejnych momentach. 
~*~
Cesc wrócił do domu. On również trzasnął drzwiami, jednak dużo mocniej niż Chiara. Zaczął przeklinać tak głośno, że zagłuszał głos prezentera wiadomości w telewizorze. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nie jest sam. Na tarasie stała Daniella z drinkiem w dłoni. Otworzyła szklane drzwi i weszła do środka.
- Co tutaj robisz? - zapytał. - Nie zadzwoniłem.
- Kochanie, wiedziałam, że twoja męska duma nie pozwoli ci do mnie zadzwonić, więc wróciłam. - uśmiechnęła się szeroko. - podeszła do Hiszpana, by go namiętnie pocałować, jednak od odwrócił głowę. Jego wzrok spoczął na stoliku, a raczej na gazecie leżącej na nim. Podszedł bliżej, wziął czasopismo do ręki i zdębiał. Na okładce było zdjęcie jego i Chiary na rynku. Przejrzał szybko wnętrze i znalazł kilkustronicowy artykuł o nim i domniemanej zdradzie. Było w nim również mnóstwo zdjęć z restauracji. Gerard, Marc, on i Chiara. Fotograf uchwycił nawet chwilę, w której oboje są na zewnątrz, stoją kilka centymetrów od siebie, Chiara uśmiecha się szeroko, kiedy on mówi "Chciałabyś". W tle został uwieczniony nawet Victor z Yolandą na ławce. Czyli to dlatego Chiara uciekła? 
Cesc spojrzał na Daniellę. Kobieta skrzyżowała ręce na piersiach. Przyjechała z powrotem, bo myślała, że Cesc będzie o nią walczyć, a on? Już zaczął flirtować z jakaś smarkulą. Nie pozwoli na to, aby ta panienka odebrała jej Fabregasa ! O nie, nie ma mowy. 
- Cesc, nie bój się. Ja w to nie wierzę. Wiem, ze mnie kochasz. - podeszła i wtuliła się w niego. Ciało Hiszpana było sztywne, nie odwzajemnił jej uścisku. Odsunął ją od siebie, po czym wyszedł na taras. Zdjął ubrania, został w samych bokserkach i wskoczył do wielkiego basenu za domem. Czuł, jak każdy cal jego ciała powoli rozluźnia się. Każdy bolący mięsień poddaje się wodzie. Zanurkował. Przed oczami zobaczył Chiarę i jej minę, kiedy powiedział najgłupszą rzecz w swoim życiu. Że "Nie można robić takich rzeczy", to było takie żenujące, że miał ochotę wymazać ten moment z pamięci.  Nie mógł sobie wybaczyć, że znów ją rozczarował. Trzy lata temu miała taką samą minę, kiedy się żegnali, jednak ona nie miała pojęcia, że na zawsze. Był takim kretynem, że ją zostawił... kochał ją tak bardzo.
~*~
- Wiesz co? Mimo tego wszystkiego... nie tęsknie za domem. - westchnęła Chiara. Siedziała razem z Loreną na podłodze, oparte o kanapę, nogi miały przykryte kocem, a dookoła nich walało się pudełko po pizzy, lodach i puszki piwa.
- Ja też nie. Barcelona jest wspaniała. - parsknęła Lori pakując do ust garść popcornu. 
- Może z twojej perspektywy. - odparła. - Powinnam się cieszyć. W końcu mam pracę, mieszkanie, ciebie przy sobie... ale jest też Fabregas. - dodała wpatrując się w telewizor. Oglądały po raz setny "Titanic". Większość dziewczyn płacze, wyje, drze się wniebogłosy, że Jack zginął... przecież on i Rose kochali się, mieli przed sobą wspólną przyszłość. Ale Chiara nie należała do tych dziewczyn. Oglądała ten film beznamiętnie, pozbawiona emocji, nie wierzyła, że coś takiego mogło mieć miejsce. Przecież w końcu ludzie i tak stają się pieprzonymi egoistami. W prawdziwym życiu Rose zapewne wsiadłaby do kajuty i po prostu... siedziała na dupie i się nie ruszała. 
- Przestać chociaż na chwilę myśleć i gadać o tym debilu. Błagam. - jęknęła blondynka. Chiara wtuliła się w koc, oparła głowę o kant kanapy i zaczęła jeść popcorn. Tak, odżywiały się bardzo zdrowo. Lody, pizza, piwo, popcorn. Znając jej żołądek za kilka minut pobiegnie do łazienki żeby zwymiotować. W myślach cały czas odtwarzała dzisiejszy ranek. Tak bardzo chciała usłyszeć z jego ust słowa: "Wciąż mi na tobie zależy" albo coś w tym stylu. Kiedy uderzył Victora i pociągnął za sobą... chciała żeby wszystko było jak w jakiejś komedii romantycznej. Opiera ją o mur jakiegoś domu, powoli się do niej zbliża i całuje. 
Nie! Stop! Wróć! Dziewczyno, co ty do jasnej cholery robisz ?! Przyjechałaś tutaj, żeby się zemścić i skup się na tym. Nie pozwól, żeby znów złamał ci serce. Jest draniem sukinsynem, skończonym idiotą. Przypomnij sobie jak wiele razy przez niego płakałaś. Przypomnij sobie te wszystkie godziny spędzone w pustym pokoju, kiedy leżałaś w łóżku wtulona do poduszki i płakałaś PRZEZ NIEGO! Ale... były też te dobre chwile. Kiedy codziennie przychodził do Fabia i czekał aż skończysz pracę. Kiedy spacerowaliście po plaży trzymając się za ręce. Kiedy oprowadzałaś go po mieście i ... przypomnij sobie tą pierwszą, wspólna noc. Był taki delikatny, opiekuńczy... a później zwiał. Spakował się, uciekł bez pożegnania, wystraszył się. Okazało się, że byłaś tylko zabawką, chwilą zapomnienia... 
~*~
Od autorki: Rozdział miał być w przyszłym tygodniu, ale miałam wenę, spięłam się no i napisałam. Jest trochę dłuższy od poprzedniego. Mam nadzieję, że się podoba, bo ja jestem z niego zadowolona dużo bardziej niż z poprzedniego. Pewnie zauważyliście, że na blogu pojawił się nowy szablon, który jest zasługą Arowany, za co bardzo, bardzo dziękuję. Chciałabym również poprosić, abyście się zapisywali tutaj, jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach na którymś z opowiadań. A! I jeszcze jedno! Z prawej strony pojawiła się ankieta, w której głosujecie który blog powinnam zacząć już pisać. Jeśli remisy będą cały czas, na każdego z nich dodam prolog i znów zrobię ankietę. Ten który najbardziej wam się spodoba zacznę pisać jak najszybciej. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 4

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Miało być spotkanie, wspólnie zakupy, pomoc. Zwykła, przyjacielska pomoc. A na czym się skończyło? A na tym, ze po tym, jak Chiara pomogła Victorowi wybrać pierścionek dla Yolandy zaprosiła go do swojego mieszkania. Co jej strzeliło do głowy ? Na kolejne nieszczęście Lorena wyszła na trening. Usiedli na kanapie, mieli coś zjeść, ale Victor zaczął ją dotykać. Najpierw się opierała, później odpuściła. Momentalnie przed oczami zobaczyła jego żonę, kiedy dowiaduje się o tym, co zrobił Valdes. A mieli przecież dziecko. Zaczęła go odpychać, bronić się, krzyczeć...nic to nie dało. Teraz siedziała sama w sypialni, obejmując nogi rękami i cicho łkając. Co ona najlepszego zrobiła? Dlaczego pozwoliła mu ? Od samego początku mogła odmówić. Myślała tylko o zemście na Fabregasie. Wkurzyłby się, gdyby się dowiedział, ze spała z kolegą z drużyny, ale to nie było to. Sama się skrzywdziła. Czuła się jak tania dziwka nieszanująca swojego ciała. Po chwili usłyszała telefon. Otarła oczy wierzchem dłoni, po czym sięgnęła po komórkę. Na wyświetlaczu zobaczyła nazwisko trenera.
- Słucham ?- pociągnęła nosem próbując się uspokoić.
- Mamy tutaj włoską telewizję. Mogłabyś przyjść ? - zapytał.
- Tak, jasne. Będę za 15 minut. - odparła, po czym rozłączyła się. Szybko umyła się, umalowała, założyła czyste ubrania i zbiegła po schodach na zewnątrz. Droga do stadionu zajęła jej nie więcej niż siedem minut. Była zaskoczona, że uwinęła się z tym tak szybko.Weszła przez główne drzwi zderzając się tym samym z Marc'iem.
- Co się stało? - zapytał widząc jej opuchnięte oczy. Chiara miała duże szczęście, że udało jej się znaleźć takiego wspaniałego przyjaciela jak Marc, z którym rozumiała się bez słów. Był prawdziwym skarbem.Szatynka tylko lekko kiwnęła głową, kiedy ten ją przytulił. Kilka łez spłynęło jej po policzku. Tak bardzo nienawidziła siebie za to, co zrobiła zaledwie godzinę temu. Po tym wszystkim wyrzuciła Victora z mieszkania i zamknęła się w łazience.
- Muszę iść do Tita. Poczekasz na mnie ? Pójdziemy na obiad albo coś. - zapytała ocierając oczy.
- Jasne. Za pół godziny w El cielo en la boca? - Chiara kiwnęła głową, po czym poszła do gabinetu trenera. Zapukała do drzwi, a kiedy usłyszała "Proszę" weszła do środka. Na kanapie siedział mężczyzna, około trzydziestki i popijał kawę.
- Dobrze, że jesteś. Ten pan jest z włoskiej telewizji, chce przeprowadzić ze mną krótki wywiad. - odparł Tito.
- Jasne, nie ma sprawy. W końcu od tego tu jestem. - westchnęła siadając na fotelu. Całość nie zajęła więcej niż dwadzieścia minut, więc Chiara mogła spokojnie, spacerkiem iść w kierunku knajpki. 
~*~
- Na jak długo Daniella wyjechała? - zapytał Gerard. Razem z Cesc'iem kopali piłkę na murawie. 
- Bo ja wiem. Powiedziała, że jak się namyślę, to mam zadzwonić. - westchnął podając piłkę przyjacielowi. Mimo, że zaledwie kilka dni temu dał mu w mordę, za to, co zrobił Chiarze, to nie mogli bez siebie wytrzymać. To była ta wieczna, męska przyjaźń, o której kobiety mogą najwyżej pomarzyć. 
- Nie wiem który raz to powiem, ale muszę: jesteś idiotą, kretynem, debilem. Zamiast nie pozwolić jej wyjechać, biec za nią to ty stałeś jak kołek. - pomachała przecząco głową. 
- Szczerze? Nie jestem pewien czy...
- Stop ! - krzyknął Pique podnosząc rękę. - Tylko mi nie mów, że dalej czujesz coś do Chiary, bo przyłożę ci drugi raz. Wiesz ile ona się przez ciebie wycierpiała ?!
- Gerardzie Pique ! Jeśli mi przyłożysz, to tym razem, mimo, że jestem niższy oddam ci. - zmrużył oczy. - A co do Chiary... kiedy zobaczyłem ją z Bartrą, to czułem się...dziwnie. - wzruszył ramionami.
- To się nazywa zazdrość. - zaśmiał się piłkarz. 
- Poradzę ci coś. Czasem powinieneś się zamknąć. - Cesc poklepał go po ramieniu. - Chodź coś zjeść. - dodał. 

Chiara siedziała przy jednym ze stolików z Marc'iem. Mieli coś zjeść, jednak ona nie była w stanie niczego przełknąć. Nie miała odwagi opowiedzieć, o tym co się stało. Tak bardzo tego żałowała, gdyby mogła cofnęłaby czas i nie zaprosiła Victoria do mieszkania. Kiedy to... działo się, czuła niesmak do samej siebie. Nie zgadzała się na to, krzyczała, że pójdzie na policję, jednak on nic sobie z tego nie robił. Śmiał się... miał rację. Nie byłaby na tyle silna, żeby to zgłosić. A poza tym, to kto by jej uwierzył ? Masa zakochanych na zabój wariatek robi takie rzeczy. Uznaliby, że ona jest taka sama i w dodatku wylaliby ją z pracy. 
Długą chwilę milczenia przerwał dzwoneczek, wiszący nad drzwiami, który ogłaszał przybycie kolejnych gości. 
- Boże, jeszcze tego brakowało... - szepnęła do siebie. W drzwiach stali Fabregas i Pique. Ten drugi szeroko się uśmiechnął, po czym podszedł do nich. Czy on naprawdę jest taki głupi, czy robi to specjalnie ?
- Co za niespodzianka. - usiadł obok Chiary i objął ją ramieniem. 
- Tak, duża niespodzianka. - prychnęła przewracając oczami. Fabregas również usiadł przy stoliku, jednak nic nie mówił. Skinął jedynie ręką w stronę kelnera, który po chwili podszedł i zapisał zamówienia mężczyzn. Przez dobre pół godziny siedzieli i jedli. W końcu Gerard zaczął rozmowę tak naprawdę o niczym. Dziwne było to, że Cesc przez cały czas siedział cicho. Chiara nie mogła uwierzyć, że jadaczka mu się w końcu zamknęła. 
- Co mu się stało? - zapytała w końcu Gerarda spoglądając na barcelońską czwórkę. 
- Daniella wyjechała. - westchnął.
- Super ! Od razu całemu światu rozgadaj ! - wybuchł Fabregas. 
- Dobra, dobra. Uspokój się. - Gerard lekko szturchnął go w łokieć. Śmiać się, cieszyć czy mu współczuć? Co Chiara powinna zrobić ? "Dobra, jestem wredna" pomyślała w myślach i parsknęła śmiechem. Choć na chwile zapomniała o tym, co zrobiła kilkadziesiąt minut temu. Cesc uderzył pięścią w stół, po czym wyszedł z lokalu. Pique odprowadził go wzrokiem do drzwi. 
- Nie pójdziesz za nim? - zapytała Chiara.
- Musi pobyć sam. Zachowuje się jak baba w ciąży. 
- Jesteśmy jeszcze bardziej agresywne kiedy mamy okres. - odparła. 
- No to zachowuje się jak baba z okresem. - podsumował. Chiara patrzyła jak jej dawna miłość idzie szybkim, zdecydowanym krokiem w stronę stadionu. Założył kaptur bluzy, że osłonić się przed lekkim wiatrem Barcelony. Nie wiedziała co robi, nogi niosły ją za nim, a umysł podpowiadał, żeby została i siedziała na tyłku. Kompletnie nie wiedziała co robi, w tym momencie wcale nie myślała. Obwiązała szyję chustką, opatuliła się swetrem i po prostu pobiegła za mężczyzną, który ją skrzywdził. Co ona robi? W co się pakuje? 
- Cesc. - stanęła przed nim zziajana. Wytrzeszczył oczy nie mogąc uwierzyć, że dziewczyna stoi przed nim. Miała zarumienione policzki, iskierki tańczyły w jej oczach, wiatr rozwiewał brązowe, długi loki. - Przepraszam. - jęknęła. Czy on się przypadkiem nie przesłyszał ? Ona...go...przeprasza? 
- Za co mnie przepraszasz ? Tak dokładniej. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Chciało jej się płakać. 
- Kurwa. Nie wystarczy ci, że przepraszam? Muszę się jeszcze bardziej poniżać? - zapytała. Hah, właśnie wróciła na ziemie. Kiedy biegła w jego stronę, czuła, że jej ciało i rozum się od siebie w jakiś sposób, oddzieliły, jednak teraz brutalnie się złączyły. 
- Chcę żebyś sama wiedziała za co mnie przepraszasz. 
- Wal się. - przewróciła oczami, po czym ruszyła w stronę lokalu. Usłyszała za plecami śmiech Cesca. Odwróciła się. - Nie mogę uwierzyć, że cię przeprosiłam. Jesteś pieprzonym dupkiem. 
- Dobra, niech ci będzie. Jestem dupkiem. Ale po prostu śmieszy mnie ta cała sytuacja. Chcesz się zemścić, ale coś ci to nie wychodzi. Krzywdzisz samą siebie bardziej niż mnie. 
- Czyli mam rozumieć, że nie zależy ci na Danielli? - lekko podniosła brew. Coś zaświtało jej w głowie, szeroko się uśmiechnęła i zrobiła kilka kroków w jego stronę. Przez dłuższą chwile nie odpowiadał, tyko pustym wzrokiem gapił się w ziemię. - Lubisz mnie. Wciąż mnie lubisz. - stanęła kilak centymetrów od niego. W środku triumfowała. Przygryzła dolną warkę i czekała na jego reakcję. 
- Chciałabyś. - prychnął.Chiara nie zrobiła nic tylko stała w miejscu. Patrzyli sobie w oczy. Znajoma, brązowa, skórzana kurtka mignęła jej przed oczami. Obok fontanny przechodził właśnie Victor z żoną, której zapewne prezent przypadł do gustu, bo trzymali się za ręce i śmiali. Szatynka momentalnie zesztywniała. Opatuliła się swetrem i biegiem wróciła do restauracji. Za każdym razem gdy sobie to przypomniała czuła się taka bezbronna, jakby dzisiaj rano Victor stłukł skorupę, w której się znajdowała. Na zewnątrz twarda, pewna siebie, pyskata, niezależna...a w środku? czuła się jak szczeniak zdany na łaskę ludzi. Nie mógł być pewny ani jednej chwili w swoim życiu, nie wiedział co go czeka. Chiara czuła się dokładnie tak samo. 
- Co się stało? - zapytał Marc. Włoszka spojrzała przez okno Cesca już nie było, za to Victor i Yolanda siedzieli na ławce i się przytulali. 
- Nic, muszę kupić ę... sztalugę. - wycedziła. W myślach sama siebie skarciła. Sztalugę? gorzej juz być nie mogło.
- Po co ci sztaluga? - Bartra zmarszczył czoło i nachylił się w jej stronę.
- Studiuję w szkole artystycznej malarstwo. Muszę ćwiczyć rękę. - odparła. Pożegnała się z chłopakami, po czym wyszła z lokalu nie zwracając uwagi na Victora. Po kilkunastu minutach była już w mieszkaniu. Lorena siedziała na macie przed telewizorem i oglądała jakiś program dotyczący jogi.
- Myślałam, że będziesz jeszcze na treningu. - oznajmiła.
- O czym ty gadasz ? Przecież dziewczyny rano wyjechały. - parsknęła. - Co się stało z łóżkiem? Wygląda jakby huragan przez nie przeszedł. - dodała. Chiara miała ochotę walnąć sobie w czoło z plaskacza. Przecież jeśli Lori się dowie, to nie będzie chciała na nim już więcej spać. Ale musiała to powiedzieć, były najlepszymi przyjaciółkami, miała do tego prawo.
- Musimy pogadać... - szatynka usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok siebie.
~*~
Co to miało być? Patrzył w osłupieniu jak Chiara komuś się przygląda, a zaraz potem ucieka. Po głowie mu chodziło: czego się wystraszyła?; ale z drugiej strony dobrze, że tak się stało, bo nie chciał myśleć, co mógłby zrobić, gdyby tam została.
Wszedł do domu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Usiadł przed telewizorem, później wstał i zrobił sobie coś zjeść, wyszedł na taras, patrzył na zachodzące słońce. Co tak naprawdę działo się w jego sercu? Nie mógł pojąć tego wszystkiego.

Od autorki: Za nami kolejny rozdział. Przepraszam, że taki krótki, ale chciałam dodać go jeszcze przed moim wyjazdem. Mam nadzieję, że podoba się chociaż trochę. Kolejny pojawi się w przyszłym tygodniu i obiecuję, że będzie dużo dłuższy. Zapraszam również na pierwszy rozdział, który pojawił się na będziesz-legendą.blogspot.com. Pozdrawiam i do napisania, Laurel !


wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 3

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
- Bejbe, bejbe, bejbe ooo ! - Chiara zaczęła wyć do piosenki Biebera, którą puścili w radiu, po czym sięgnęła po kolejną butelkę z bliżej niezidentyfikowanym trunkiem.
- Chiara ! - usłyszała swoje imię. Tak się wystraszyła, że wypuściła butelkę z ręki i dostała czkawki.
- No i patrz coś zrobił ! - spojrzała na Fabregasa z wyrzutem. Mężczyzna przewrócił oczami. - Panowie! Do więzienia z nim! - wypaliła spoglądając na kolegów siedzących, a raczej leżących na blacie.
- Idziemy. - Gerard machnął ręką w stronę drzwi.
- E-e. Nigdzie z wami nie pójdę do puki.... - zaczęła rozglądać się dookoła. - Do puki mnie nie złapiecie. - parsknęła. Szybko złapała piwo należąc do jednego z chłopaków i ruszyła w stronę damskiej toalety. Zamknęła się w jednej z kabin, oparła nogi o drzwiczki, a sama usiadła na ubikacji. Wyjęła z torby papierosy. Niestety, do głowy wpadł jej nie za mądry pomysł. Zaciągnęła się i szybko zapiła to alkoholem.
- Haha, dobre. - zaśmiała się sama do siebie. Po chwili usłyszała kroki.
- Myślałaś, że tu nie wejdziemy ? - usłyszała głos Pique.
- Eeee.... - przygryzła dolną wargę. - No to jest damska toaleta, więc tak. Myślałam, że tutaj nie wejdziecie.
- Jezu, Chiara ! - tym razem zawołał Cesc. - Możesz przestać palić to gówno ?! - wrzasnął.
- Odwal się cioto ! - ryknęła. Przy tym mocniejszy nacisk położyła na nogi i drzwi po prostu się otwarły. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, ze nie zamknęła ich na klucz. - Kuźwa. - warknęła.
- Chodź. - Gerard podszedł do niej i wyciągnął rękę. Szatynka tylko kolejny raz się zaciągnęła.
- Po co się starać ? Jezu, nie możemy jej tutaj zostawić ? - zapytał Fabregas.
- Nie, bo obiecałem, że będę się nią opiekować. - odparł.
- Co ...? Czyli, że... - Cesc wytrzeszczył oczy. - To ty ja tutaj sprowadziłeś ?!
- No ja, a co ?! - podniósł ton. - Ludzie, powiedzcie mi wreszcie o co z wami chodzi ! - spojrzał na rozbawioną ich kłótnią Chiarę.
- On... - Włoszka wskazała Fabregasa palcem, po czym pociągnęła szybki łyk piwa. - trzy lata temu był w Neapolu. Rozdziewiczył mnie i spierdolił w długą.... - parsknęła. Gerard wytrzeszczył oczy i spojrzał na przyjaciela.
- To nie tak... - westchnął Cesc. - Ona to streściła. Jakbyś poznał szczegóły to byś tak na mnie nie patrzył.
- No to gadaj. - ponaglił go.
- No bo to było tak, że... - zawiesił się. Nie miał ochoty właśnie teraz opowiadać Hiszpanowi o swoich uczuciach. - Nie ważne. Powiem ci kiedy indziej... teraz ją stąd weźmy. - odparł.
- Niech będzie, ale ja ci tego nie odpuszczę... - pogroził mu palcem. Pique wziął opierającą się Chiarę na ręce, a Fabregas otworzył drzwi baru, a później samochodu. Przejechali zaledwie kilkanaście metrów, kiedy dziewczyna oznajmiła:
- Będę rzygać. - jęknęła. Nie zdążyli nawet się rozejrzeć za jakaś reklamówką, kiedy ta już pokolorowała spodnie Cesca, siedzącego obok niej na tylnym siedzeniu. - Przepraszam. - zerknęła na niego. Gerard zaczął się śmiać.
- Zamknij się. - syknął.
- Uspokój się. - odparł nie przestając się śmiać. - Uśmiechnij się.
~*~
Po powrocie do domu Gerarda Chiara zdążyła rzucić do Shakiry krótkie "cześć", po czym wbiegła do łazienki.
- Co się jej stało ? - blondynka wstała od stołu i podeszła do mężczyzn.
- Powoli odzyskuje świadomość. - westchnął Pique.
- A tobie...? - Kolumbijka spojrzała na spodnie Cesca z niesmakiem.
- Wypadek przy pracy. - przewrócił oczami. Mężczyźni poszli do sypialni. Gerard wygrzebał z półki jakieś spodnie.
- Podwiń nogawki, maluszku. - parsknął.
- Jeszcze jedno słowo... - przyjaciel zacisnął usta. Szatyn zaczął bronić się rękami, po czym wyszedł.Fabregas ściągnął spodnie i zaczął podwijać nogawki w drugich. Po chwili do pokoju weszła Chiara w samym staniku. Nawet nie raczyła spojrzeć na Hiszpana. Wyjęła z szafki czystą bluzkę, należącą zapewne do Shakiry.
- Przepraszam ? - Cesc lekko zmarszczył czoło.
- Nie widziałam cię, już idę. - odparła. Miała wielkie doły pod oczami, włosy w nieładzie, buty były poplamione, a cała śmierdziała papierosami.
- Czekaj... - mężczyzna rzucił spodnie na łóżko i nie zwracając uwagi na to, ze jest w samych bokserkach
- Nie ! Nie mam ochoty z tobą gadać! - wypaliła.
- Chiara, do cholery ! - złapał ją za nadgarstek, kiedy chciała wyjść. - Przestań zachowywać się jak dziecko. Minęły trzy lata i każde z nas użyło już sobie życie.
- Możesz mnie z łaski swojej puścić ? - zapytała w miarę grzecznie nie zwracając uwagi na to, co powiedział.
- A ty możesz z łaski swojej chodź przez chwile mnie posłuchać ? - warknął.
- Ostatnio cię słuchałam i nie wyszło mi to na dobre. - uśmiechnęła się półgębkiem dalej usiłując uwolnić rękę, jednak na marne. Nagle drzwi się otwarły i stanął w nich nie kto inny jak Daniella. Zaewne nie wyglądało to zbyt korzystnie. Cesc w samych bokserkach, a Chiara w staniku i bluzce w ręce.
- Co tu się dzieje ? - zapytała unosząc brwi.
- To nie tak... - Fabregas szybko puścił nadgarstek Chiary. Dziewczyna ubrała się, po czym szybko wyszła z pokoju. Gerard bawił się z małym Milanem, kiedy Shakira sprzątała ze stołu.
- Shaki... - szatynka podeszła do kobiety. -Nawet nie wiem jak mam cię za to przepraszać. Gdybym była trzeźwa to na pewno...
- Chiara, przestań. - Kolumbijka uśmiechnęła się do niej. - My zawsze ci pomożemy, jasne ? Zawsze możesz na nas liczyć... - dodała. W tym samym czasie Gerard potknął się i prawie przewrócił, jednak zapanował nad sytuacją. Shakira wstrzymała oddech. - Znaczy... na mnie możesz zawsze liczyć.
- Dzięki. Jesteś kochana. - przytuliła ją.
- No... to jak rozumiem Gerard już się dowiedział o was ? - zapytała. Chiara kiwnęła głową. - Uf, to dobrze, bo nie mogłam go dłużej okłamywać, ze nic nie wiem.
- Przepraszam, że was w to wszystko wplątałam, ja tylko...
- Chiara. - zaśmiała się. - Po raz kolejny mówię, żebyś przestała. Miłość jest ślepa, nierozważna... znam to. A ty jesteś dla mnie jak młodsza siostra i zawsze chętnie cię wysłucham.
- Mówiłam już że jesteś kochana ? - po raz kolejny wpadły sobie w objęcia. - Muszę iść poprztykałam się trochę z Loreną i chciałabym ją przeprosić...
- Jasne, Geri cie odwiezie.
- Nie, nie trzeba. Pójdę piesza. - odparła szybko. Blondynka próbowała ją jeszcze przekonać, jednak nic z tego. Wychodząc słyszała krzyki Danielli z sypialni. Nie planowała takiej akcji, jednak trzeba przyznać... było jej to na rękę. Wyszła z domu, po czym skierowała się w stronę ulicy głównej. Wciąż trochę szumiało jej w głowie, jednak kiedy zwymiotowała w samochodzie Pique umysł częściowo jej się oczyścił. Wyciągnęła z torby papierosa, jednak po chwili namysłu schowała go z powrotem. Po przejściu kilkudziesięciu metrów usłyszała dźwięk powoli zwalniającego samochodu. Chłopak siedzący na miejscu kierowcy zsunął szybę.
- Cześć. - uśmiechnął się szeroko. -  O ile się nie mylę jesteś naszą tłumaczką, prawda ? - zapytał. Chiara przez dość długą chwilę stała w ciszy. Nie mogła sobie przypomnieć skąd zna tą twarz.
- Jesteś Marc ! - wypaliła dumna z siebie, że sobie przypomniała.
- A ty Chiara. - parsknął. - Podwieźć cię ? - przez chwilę kręciła się w miejscu, jednak uśmiechnęła się kiwając głową. Wskoczyła na miejsce pasażera. Marc zapytał się gdzie mieszka, ona podała adres, po czym ruszyli w drogę. Nagle w oczy rzuciło jej się małe pudełeczko położone obok kierownicy. Doskonale wiedziała co w nim jest, wielokrotnie jej koledzy chowali w nich swoje "rękodzieła".
- Sam je robiłeś ? - zapytała.
- Ale co? - zauważyła, ze na policzkach chłopaka pojawiły się rumieńce.
- Daj spokój. Wiem, że tam są skręty. - parsknęła.
- Chyba nie wydasz mnie trenerowi ?
- Nie bój się.
Po kilku minutach Marc podwiózł ją pod mieszkanie. Pożegnali się, po czym Chiara biegiem ruszyła po schodach. Wygrzebała klucze z torby, otwarła mieszkanie, a w nim zastała pakującą się Lorenę.
- Co robisz ? - wybałuszyła oczy. - Lori, przepraszam za tamto. Nie chcę żebyś wyjeżdżała. Jesteś mi tutaj potrzebna. - zaczęła błagać przyjaciółkę.
- Nie wyjeżdżam. Pakuje strój na jutro. - odparła.
- Hę ? - zmarszczyła czoło.
- Dobra, to miała być niespodzianka, ale niech ci będzie. - westchnęła. - Nasza grupa taneczna przyjeżdża jutro. Pamiętasz, jak wygrałyśmy półfinały u nas. Właśnie w Barcelonie odbędą się finały. - uśmiechnęła się szeroko. - A tak w ogóle to strasznie śmierdzisz.
- Ale zajebiście ! Myślisz, że ja też będę mogła wystąpić?
- Pewnie. Jutro o dziewiątej mamy trening. - oznajmiła.
~*~
W aucie panowała nieznośna cisza. Daniella siedziała na miejscu pasażera i spoglądała przez okno. Po wyjściu Chiary z pokoju. pokłócili się. Cesc wykręcał się jak tylko mógł. Co robicie w samej bieliźnie ? A, to nic. Po prostu obrzygała mi spodnie i się przebieraliśmy. Dlaczego nie chciałeś jej puścić? A, to nic. Uzgadnialiśmy kto pierze ubrania. Dlaczego to właśnie jej imię wymawiałeś przez sen? A, to nic. Przypadek. nie wierzy ci. A, to nic... znaczy się.. dlaczego mi nie wierzysz ? Nie znam tej dziewczyny. Jest naszą nową tłumaczką, nie znałem jej wcześniej. To zwykły przypadek. Jestem w ciąży. Słucham ?!
Tak mniej więcej przebiegła ich rozmowa. Jakby tego jeszcze było mało, okazało się, że Chiara wypaplała już na początku wszystko Shakirze. Usłyszał to Gerard, który wkurzył się na partnerkę, że mu o niczym nie powiedziała. Skończyło się na tym, że Pique przyłożył Fabregasowi, Daniella go spoliczkowała, a Shakira wywaliła z domu.
- Śpisz na kanapie. - oznajmiła Daniella zatrzaskując drzwi do sypialni.
- Daniella, zlituj się ! - uderzył pięściami o nie, jednak bez skutku. Przeklął pod nosem. Wyciągnął z szafy koc, po czym położył się na kanapie. "Jestem w ciąży" - czy ona to powiedziała naprawdę, czy tylko po to żeby... żeby co? jeśli to nie na poważnie to co chciała tym osiągnąć ?

Następnego dnia wstał z okropnym bólem pleców. Sięgnął po komórkę. Była godzina 8:25.
- Cholera ! Trening ! - warknął. Zerwał się na równe nogi, ubrał pierwsze lepsze rzeczy, wziął torbę, po czym popędził na trening. Na stadionie już wszyscy byli obecni i grali w dziada.Tito spojrzał na niego spode łba i kazał się przebrać. Wchodząc do szatni poczuł dość dziwny, mdły zapach.  Odsłonił zasłonę jednego z pryszniców, a tam...
- Co wy kurwa robicie ?! - syknął widząc Chiarę z Marc'iem. Siedzieli na ziemi i palili, nie były to jednak zwykłe papierosy.
- A co cie to obchodzi ? tatuś się znalazła ? - warknęła. Cesc pokręcił tylko głową. Z jednej strony nienawidził Chiary za to, że wróciła i zaczęła mieszać w jego prawie idealnym życiu, a z drogiej strony... kochał ją. Naprawdę ją kochał. Zależało mu na tej smarkuli bardziej niż na kimkolwiek innym. Wiedział, że stała się taka przez niego.
- Idziemy. - złapał ją za nadgarstek i pociągnął.
- Fabregas, kurwa! - ryknęła. - Mam dość tej twojej chorej troski! Tu po mnie wrzeszczysz, proponujesz kasę, żebym tylko zniknęła z twojego życia, a teraz odgrywasz troskliwego tatusia, który nie chce żeby jego kochanej córeczce stałą się krzywda. Ale wiesz co? Mimo, że mam cie po dziurki w nosie to jeszcze mnie popamiętasz ! - skwitowała. Szarpnęła torbę, po czym wybiegła z szatni. Marc spojrzał na Cesc'a jednak ten nie raczył go nawet obdarować spojrzeniem. Rzucił się biegiem za Chiarą. Szatynka wychodziła właśnie przez główne drzwi.
- Czekaj ! - zawołał. Dogonił ją, złapał za nadgarstek, pociągnął do siebie i po prostu... nie, nie pocałował jej. Próbował to zrobić, jednak ta uderzyła go w twarz.
- Nigdy więcej tego nie rób. - syknęła, wyrywając się mu. Poszła do budynku, w którym rozpocząć się miały zawody taneczne.
~*~
Stanęła w przejściu, czekając aż ktoś się ruszy, jednak nie było jej to dane. Przeklęła i zaczęła przepychać się przez tłum ludzi, dopóki nie zobaczyła Loreny w kostiumie.
- Nie mogę wystąpić. - wyszeptała przez łzy.
- Chiara ! Co się stało ?! - zapytała prowadząc przyjaciółkę do szatni.
- Chciał mnie pocałować... - jęknęła.
- Ale kto ? Fabregas ? - Chiara tylko kiwnęła głową.
- Nie ma słowa dość złego, żebym mogła określić nim jego osobę. - odparła Lorena. - Wiem, że się powtarzam, ale... odpuść sobie. Chiara, odpuść sobie tego kretyna. on nie jest wart tego wszystkiego. Tylko przez niego cierpisz...
Dziewczyna jednak nie posłuchała przyjaciółki. Wlokła się tutaj taki kawał drogi, żeby tylko popłakać ?! O, nie ! Niedoczekanie ! Zemści się na nim, za to, co jej zrobił. Dlaczego to tylko ona ma mieć złamane serca ? Nie będzie już nigdy płakać przez tego palanta. postanowione : nigdy już nie uroni przez niego łzy. 
Przeprosiła Lorenę i ich trenerkę, po czym wyszła z zatłoczonego budynku. nie miała nastroju do tańca. Wróciła do mieszkania. Włączyła telewizję a w niej ... trening zawodników FC Barcelony emitowany na żywo. Walnęła się w czoło blokiem rysunkowym, który wyciągnęła spod stołu. Szybko przełączyła na jakaś stację muzyczną. Wyciągnęła z piórnika ołówek, po czym zaczęła coś szkicować. Wyszło na to, że jej oczom ukazał się portret Marca. Wyrwała kartkę, położyła ja na stoliku, po czym zaczęła szkicować Victora. On wyszedł jej zdecydowanie lepiej. Do szkoły artystycznej chodzi już drugi rok. Studiuje malarstwo, a oprócz tego tańczy modern jazz w pobliskiej szkole tańca.
Po około trzech godzinach Lorena wróciła do mieszkania.
- I jak poszło ? - zapytała Chiara.
- Drugie miejsce. - odparła. - Idę pod prysznic.
Szatynka poszła do sypialni, wzięła laptop, po czym wróciła na kanapę. Wygodnie się ułożyła i zaczęła tłumaczyć wywiad, który dał jej Tito. Głos Fabregasa wzbudził w niej ciarki, jednak starała się to opanować. W końcu się jej udało. Po godzinie, którą Lorena spędziła w łazience Chiara miała już przetłumaczony wywiad. Przerzuciła go na pen drive'a, który schowała do torby.
- Idziemy coś zjeść na miasto ? - zapytała Lori. Włoszka kiwnęła głową, po czym razem wyszły z bloku. Skierowały się w stronę wielkiego 'rynku' dookoła którego mieściły się przeróżne restauracje, markowe sklepy itp. Dziewczyny wybrały restaurację o nazwie "El cielo en la boca" co można przetłumaczyć jako "Niebo w gębie". Usiadły przy stoliku obok okna, złożyły zamówienie i czekały. 
- No,no. Kogo ja widzę. - odezwał się Victor, który teraz stał obok nich.
- Cześć ! Siadaj ! - uśmiechnęła się Lorena. Znów zaczęła robić do niego te swoje maślane oczka. Ciekawe czy wiedziała, że ma syna i długoletnia partnerkę...
- Co się stało w szatni ? Widziałem, jak Fabregas za tobą biegł. - oznajmił bramkarz.
- A, to... - przygryzła wargę. - Wisi mi kasę, a dałam mu mało czasu. Chciał się wykręcić. 
- Mhm. - zmrużył oczy z niedowierzaniem, jednak nie drążył dalej tematu. - Więc, robisz coś jutro ? - zapytał. Chiara aż zakrztusiła się pitą właśnie kawą. Czy on sobie żartuje? Wytrzeszczyła oczy na Lorenę, która robiła to samo.
- Słucham ? - jęknęła. Victor parsknął śmiechem.
- Chodzi o to, że mamy z Yolandą rocznicę, a kompletnie nie wiem co jej kupić. To, ze Tito cię przyjął jest spełnieniem marzeń. - oznajmił. Szatynka lekko się zaczerwieniła. 
- Jasne. Spotkamy się rano przy stadionie, bo muszę oddać Tito przetłumaczony wywiad. - odparła. 
~*~
Po treningu Cesc zmarnowany wrócił do domu. Otwarł drzwi i zobaczył Daniellę siedzącą na kanapie. obok której stała walizka.
- Co... - zaczął, jednak słowa ugrzęzły mu w gardle.
- Jadę na kilka dni do rodziców, do dzieci. Masz czas, żeby sobie wszystko przemyśleć. Jak się zdecydujesz na coś, to zadzwoń. - oznajmiła. Chwyciła walizkę, po czym przepchnęła się obok drzwi. Fabregas stał obok oniemiały z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ustami. Czy ona naprawdę... ale mają mieć dziecko... i ... debilu ! czemu za nią nie biegniesz ?! kochasz tę kobietę ! właśnie to mówił sobie w myślach, jednak ciało nie chciało słuchać. Stał, po prostu stał w miejscu, zamiast biec za kobietą, która nosiła jego dziecko. Usłyszał samochód opuszczający podjazd, a on.. wciąż stał tam jak idiota i bił się z myślami. Po jakimś czasie odetchnął i usiadł na kanapie. Wciąż był w szoku... nie mógł uwierzyć, że to, co przed chwilą się stało naprawdę miało miejsce. 
W końcu podniósł się z kanapy, jednak nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. 
~*~
,,To, że czasami płaczę, nie oznacza, że jestem słaba. To, że często marzę, nie oznacza, że nie potrafię myśleć realnie. To, że kocham za mocno, nie oznacza, że można mnie ranić." Właśnie taki napis Chiara powiesiła na tablicy korkowej w sypialni nad biurkiem. Po wspólnym obiedzie Lorena poszła na spotkanie zespołu tanecznego, bo trenerka chciała im osobiście pogratulować. Na szczęście, nie musiała siedzieć sama. Zadzwoniła do Marca, który szybko przyjechał. Dziwiła się, że zaprzyjaźni się z kimś tak bardzo jak z nim po krótkim czasie, ale była szczęśliwa, że ma go przy sobie. Marc Bartra miał 22 lata i był obrońcą FC Barcelony. Podobała jej się jego niezależność, pewność siebie i to, że kiedy było trzeba umiał napyskować. Teraz siedzieli na balkonie ze skrętami między palcami. 
- Powiesz mi o co chodzi z Fabregasem ? - zapytał po chwili.
- My... tak jakby byliśmy razem. -odparła. - Ale nie mam ochoty o tym gadać. 
- Jasne. - lekko się uśmiechnął. 
- Nie obrażaj się. - parsknęła lekko szturchając go nogą. - Po prostu nie mam nastroju na rozpamiętywanie tego wszystkiego...
- Czy ja coś mówię ? - zaśmiał się. Chiara była mu wdzięczna, że nie drążył dalej tego tematu. - Robisz coś jutro? 
- Rano idę pomóc Victorowi wybrać jakiś prezent dla żony. - oznajmiła. Chłopak nie odpowiedział, tylko się zamyślił. On już dobrze znał Valdesa. Nie raz bramkarz prosił go, żeby nie mówił Yolandzie o jego 'jednorazowych' skokach w bok. Teraz zaczął martwić się o Chiarę. Nie powinna zadawać się z Victorem, to może źle się skończyć. Jakby nie patrzeć, to on też nie należał do świętych: alkohol, imprezy, narkotyki... ale nigdy nie wykorzystałby dziewczyny, w dodatku tyle młodszej, naiwnej i niedoświadczonej. 
~*~
Od autorki: I kolejny rozdział za nami. Tak narzekaliście, że poprzedni był za krótki, więc ten jest trochę dłuższy. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo trochę się nad nim namęczyłam. Na Epic-Memories.blog.pl również pojawił się nowy rozdział, już przedostatni. Po jego zakończeniu planuję nowe opowiadanie, tym razem o naszej, narodowej reprezentacji. Może niektórzy z was zauważyli, że w zakładce Twórczość jest podany adres. Jeśli macie ochotę zapraszam do zapoznania się z bohaterami. Wracając to tego opowiadania to z całego serca dziękuję za coraz to większą ilość komentarzy. Nie macie pojęcia jak bardzo jest mi miło je czytać. Do Bohaterów dodałam również trzy ważniejsze postacie, które będą pojawiać się w miarę często. Co do następnego rozdziału to pojawi się zapewne dopiero za jakieś półtora tygodnia, może dwa, bo zaczynają mi się ferie i wykorzystam je dość aktywnie. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.