czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 2

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Przez całą drogę do mieszkania Chiara cała się trzęsła. Wyciągnęła kluczyki, jednak nie mogła nimi trafić w należne miejsce. Krzyknęła i uderzyła dłońmi o drzwi. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach. To wszystko było takie trudne. W pewnym sensie musiała wrócić do przeszłości. Do tego wszystkiego, co stało się trzy lata temu. Za każdym razem gdy musiała coś do niego powiedzieć, albo chociaż spojrzeć jej serce pękało po raz enty. Za każdym razem bolało coraz mocniej. I za każdym razem na nowo się w nim zakochiwała. Mimo tego, że ją ranił kochała go i nienawidziła całą sobą. Z jej gardła wydobył się dźwięk łączący ból, nienawiść, miłość...krzyknęła tak głośno i tak żałośnie jak tylko mogła, po czym osunęła się na ziemię nie przestając łkać. Oparła czoło o drzwi mieszkania, a one ... po prostu się otworzyły. Zobaczyła siedząca na kanapie i spoglądającą w jej stronę Lorenę. Blondynka wstała kręcąc przecząco głową. Podeszła do przyjaciółki i mocno ją przytuliła.
- Nie płacz, on nie jest tego wart. - wyszeptała w jej włosy. Po chwili pomogła Chiarze wstać i razem usiadły na kanapie. Przez długie minuty milczały, Lorena pozwoliła szatynce się uspokoić.
- Co tutaj robisz ? - zapytała w końcu.
- Zapomniałaś, że jestem twoją najlepszą przyjaciółką ? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Po pierwsze wiedziałam, że będziesz mnie potrzebować. Nie zostawiłabym cię. A po drugie chcę widzieć na własne oczy jak dasz temu palantowi popalić. - lekko się uśmiechnęła. Chiara znów wtuliła się w ramię Loreny.
- Dziękuję. - jęknęła.
Razem udały się do sypialny i zaczęły się rozpakowywać. Na szczęście szafa była ogromna, ubrania obu bez trudu się zmieściły. Co do łóżka - tysiące razy spały już razem, a wielkość łóżka ułatwiała im to. W końcu nie każdy ma szczęście, możliwość spania w łożu królewskim 3x3,5 metra. Zjadły szybka przekąskę, umyły się i poszły spać.
~*~
Cesc zaraz po niezbyt miłej rozmowie z Chiara wrócił do domu, gdzie czekała na niego Daniella. Stanął przed drzwiami i na chwilę przed pociągnięciem klamki zawahał się. Trzy lata temu, kiedy wrócił szybciej z wakacji we Włoszech nic nie powiedział kobiecie, którą jak mu się zdawało kochał. Te wakacje - spędzone z kolegami miały mu dać do myślenia : czy naprawdę ją kocha. Myślał, że tak, jednak kiedy pewnego, słonecznego dnia (tak, tak, bardzo banalne) w barze "U Fabia" zobaczył śliczną, brązowowłosą szesnastolatkę zaczął w to wątpić. Jak to możliwe, że mężczyźnie w jego wieku, który był w związku z dojrzałą kobietą mogła spodobać się nastolatka, która w pewnym sensie była jeszcze dzieckiem ? A jednak. Możliwe. Niby nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, ale stało się i nic na to nie poradził. Cała ta sytuacja, te wspólne tygodnie były jak sen. Niestety, w końcu musiał się obudzić i wrócić do normalności. Po wspólnie spędzonej nocy powiedział Chiarze, że rano znów przyjdzie do knajpki. Kiedy ją okłamywał serce mu się krajało. Naprawdę ja pokochał. Nie była to ta dojrzała, stateczna miłość, którą obdarował Daniellę, lecz miłość namiętna, gorąca, a co najważniejsze prawdziwa i epicka. Zakazany owoc. W towarzystwie Chiary czuł się jakby znów był nastolatkiem.Spakował się, zadzwonił do przyjaciół z klubu i powiedział, ze musi wracać. Nie podał przyczyny, bo może nie umiał nic wymyślić, a może nie chciał ich okłamywać. Po powrocie nie powiedział nic Danielli. Nie rozumiał jeszcze do końca co się stało.
Wziął głęboki oddech, po czym pchnął drzwi do domu.
- Co tak późno?! - Daniella wybiegła z sypialni. - Zaczynałam się martwić, mogłeś chociaż zadzwonić...
- Przepraszam, telefon mi się rozładował, a Tito dłużej nas przytrzymał. - odparł zmierzając w stronę łazienki. Kobieta podeszła do niego, chciał pocałować, lecz on przecząco pokiwał głową. Zamknął się w łazience, rozebrał i wszedł pod prysznic. Miał nadzieję, że woda spływająca po jego ciele zmyje nie tylko pot, ale również wszystkie wspomnienia, myśli i smutki. Dopiero po kilku minutach stwierdził, że tak się nie stało. Przed oczami wciąż miał twarz dziewczyny, którą z całego serca kochał. Kochał ją tą najprawdziwszą miłością.
~*~
Około ósmej Chiarę obudził telefon. W tym samym czasie Lorena słodko spała prawie spadając z łóżka.
- Halo ? - zapytała zaspana.
- Witaj, Chiaro. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. - usłyszała. - Z tej strony Tito, mam do ciebie prośbę.
- Słucham, słucham.
- Mogłabyś przyjechać za jakieś dwie godziny ? Mamy do przetłumaczenia nagranie.
- Jasne, nie ma sprawy. - odparła. Pożegnała się z trenerem i z powrotem położyła komórkę na stoliku nocnym. Wzięła głęboki oddech, wstała z łóżka i poszła do łazienki się umyć. Później zrobiła naleśniki. Lorena wciąż spała, więc Chiara postanowiła ją obudzić. Nie było jej to jednak dane. Po otwarciu drzwi do sypialni zobaczyła przyjaciółkę opierającą się o parapet, która miała w ręce jej telefon.
- Co robisz ? - zapytała lekko podnosząc brew.
- Ten debil wciąż ma twój numer, a ty masz jego... - zrobiła skwaszoną minę, po czym podała Chiarze komórkę. Na wyświetlaczu zobaczyła sms od Fabregasa. Westchnęła i nie otwierając go usunęła.
Zjadły razem śniadanie, przebrały się i spacerkiem powędrowały w stronę stadionu. Szatynka przez cały czas rozglądała się dookoła, żeby tylko nie trafić na Fabregasa. Kiedy przez wielkie drzwi weszły na korytarz odetchnęła z ulgą. Bez problemu znalazła gabinet Vilanovy, nie musiała się już kierować znakami na ścianach. Dotknęła klamkę i...dostała drzwiami w czoło.
- Ała ! - jęknęła. Jej oczom ukazał się Victor z otwartymi ustami.
- Przepraszam. - przygryzł dolną wargę dotykając czoła Chiary.
- Nic się nie stało. - odparła. - Wczoraj to ty dostałeś, dzisiaj mi się należało.- parsknęła. - Em... Victor, to moja przyjaciółka Lorena, Lorena to bramkarz Barcelony, Victor Valdes.
- Miło mi. - Hiszpan podał blondynce dłoń.
- Mi również. - uśmiechnęła się kokieteryjnie ściskając dłoń piłkarza. Przez kilka sekund panowała między nimi niezręczna cisza.
- Ale co do tej FC Barcelony ... - zaczął niepewnie.  Chiara zmarszczyła czoło pozwalając mu mówić dalej.- Nie przedłużę kontraktu, odchodzę w 2014. Chciałbym sprawdzić się w jakiejś innej lidze. - dodał.
- Barca już nie będzie tym samym bez ciebie. - szatynka lekko się uśmiechnęła. - Ale nikt cię nie zatrzymuje. Człowiek musi się spełniać. - uśmiechnęła się klepiąc go po ramieniu.
- Dzięki. - odparł.
- Chiara ! Wejdź ! - usłyszała głos Tito. Mężczyzna siedział za biurkiem i szukał czegoś w szufladzie. Włoszki pożegnały się z (jeszcze!) bramkarzem FC Barcelony, po czym weszły do gabinetu trenera.- A to...? - zaczął, kiedy Lorena usiadła na kanapie obok Chiary.
- Moja przyjaciółka, Lorena. Przyjechała na... nie wiem jak długo, ale chce mi dodać otuchy. - uśmiechnęła się.
- Miło mi cię poznać, Loreno.
- Mi pana też. - uścisnęli sobie dłonie.
- Tak więc, Chiaro. - zwrócił się do szatynki. - Mam do ciebie nagranie, które trzeba przetłumaczyć na język włoski i francuski. - wyciągnął z szuflady dyktafon, na który nagrywane są wywiady. - Chcemy umieścić wywiad z Fabregasem i Pique na naszej stronie w różnych językach. - dodał. Co prawda nie słuchała go od momentu, w którym usłyszała "Fabregas", ale kiedy Lorena szturchnęła ją kiwnęła głową.
- Oczywiście. - odparła półprzytomna. Wzięła od trenera dyktafon i schowała go do torebki. Porozmawiali jeszcze przez kilka minut, po czym Włoszki wyszły z gabinetu Vilanovy. Chiara zamyślona, cicha szła korytarzami, aż w końcu otworzyła drzwi główne i uderzył w nią chłodny wietrzyk. Szatynka wyciągnęła papierosa i zapalniczkę.
- Czemu z tym nie skończysz ? - prychnęła Lorena.
- Zamknij się. - syknęła. Blondynka spojrzała na przyjaciółkę spode łba, nauczyła się jednak nie obrażać na nią, przez takie docinki. W taki właśnie sposób Chiara La Scozarri ukrywała wewnętrzny ból.
- Nie rozumiem cię ! Chciałaś się na nim zemścić, dobra, spoko. Ale wiedziałaś, że w końcu będziesz musiała się z nim spotkać i że te wspomnienia powrócą !
- Jezu, Lori ! Wiem to! Doskonale to wiem ! Wcześniej myślałam, że to już przeszłość... żyłam tylko zemstą, ale... cholera jasna ! - ryknęła na całe gardło, a łzy spłynęły po jej policzkach. - Kocham go ! - Lorena pokręciła przecząco głową, ale i tak przytuliła szatynkę.
- Nie płacz przez niego, proszę. - szepnęła do jej włosów. - Wtedy już wypłakałaś wszystkie łzy przeznaczone dla niego. - pogłaskała ją po głowie. - Zapomnij o tym debilu. Wracajmy do domu. - poprosiła.
- Nie... - oderwała się od niej. - Ty sobie wracaj. Ja tutaj zostaje. Przyjechałam, żeby się zemścić i chce tego dokonać. - ruszyła przed siebie, nie zwracając uwagę na to, czy Lorena idzie, czy nie. Chciała być sama. Zatopić się w ciszy ...
~*~
- Cesc... - Daniella zaczęła go szturchać, żeby się obudził.Wymamrotał coś i przetarł oczy dłonią.
- Co...? - zamrugał kilka razy oczami.
- Kto to Chiara ? - serce Fabregasa zaczęło bić szybciej, podskoczyło do gardła. Momentalnie zbladł.
- A co...? - zapytał podejrzliwie.
- Przez sen kilkakrotnie mówiłeś jej imię. - odpowiedziała. Hiszpan na szybko starał sobie przypomnieć co dokładnie mu się śniło, jednak na marne.
- Nie wiem, musiało mi się coś śnić. - wzruszył ramionami.
- No dobra. Ale wstawaj już, bo spóźnimy się na kolację do Shakiry i Gerarda. Marzę, żeby zobaczyć już małego Milana. - zachichotała radośnie. Piłkarz zwlókł się z kanapy i poszedł pod prysznic. Po około godzinie oboje byli gotowi do wyjścia. Daniella pomogła Cesc'owi dobrze założyć krawat, po czym wyszli z domu. Kilka minut później już wchodzili do willi Gerarda i jego dziewczyny - Shakiry. Blondynka zeszła z piętra na rękach trzymając malucha. Miał na sobie śpioszki w barwach FC Barcelony, na plecach widziało jego imię i numer "3". Daniella aż pisnęła z zachwytu. Od razu popędziła do Milana i jego mamy. Fabregas przywitał się z przyjacielem z klubu, po czym również podszedł do malucha.
- No,no. Czyli mam konkurencje. - westchnął, a zaraz po tym zaśmiał się. Wszyscy usiedli przy stole w salonie. Jedzenie wyglądało przepysznie.
- Uwierz, Cesc. - parsknęła Shakira widząc jego minę.
- Ale w co ? - zmarszczył czoło.
- Wszystko sama zrobiłam.
- Aaa.... - prychnął. Sięgnął po jedną z sałatek i nałożył ją sobie na talerz. Ciszę przerwała komórka Pique. Szatyn lekko się zarumienił wyciągając go.
- Kochanie, miałeś go wyłączyć.... - blondynka spojrzała na niego z wyrzutem.
- Przepraszam, ale to pilne. - odszedł od stołu. Wyszedł na taras, po czym odebrał. Na samym początku usłyszał jakiś niewyraźny szum, jednak po sekundzie odezwała się Chiara.
- Gerard... - jęknęła powstrzymując kolejny napad śmiechu. - Mógłbyś po mnie przyjechać ? Bo nikt nie chce mi uwierzyć, że jestem trzeźwa. - oznajmiła co kilka wyrazów czkając.
- Jezu... - przetarł bladą twarz dłonią. - Gdzie jesteś ?
- Gdzie jestem ? - Chiara zapytała niezidentyfikowaną osobę. Podała mu adres, po czym rozłączyła się. Hiszpan wrócił do salonu i spojrzał na Shakirę.
- Coś się stało? - zapytała.
- Chiara ma małe kłopoty... - oznajmił. Kolumbijka doskonale znała sytuację dziewczyny, więc nie miała mężczyźnie za złe, ze tak się nią zajmuje. Sama również wielokrotnie pozwalała Włoszce wypłakać się na jej ramieniu.
Słysząc jej imię Cesc zacisnął usta i zmrużył oczy. Przeklął cicho.
- Chiara... ? - wymamrotała Daniella. Na szczęście nikt jej nie odpowiedział.
- Fabs, pomożesz mi ? - tym razem Gerard się do niego zwrócił. - Jest upita i zapewne nie sama.... - ciągnął. Hiszpan kiwnął głową, po czym wyszedł z domu za przyjacielem.
~*~
Od autorki: Trochę się na niego naczekaliście, ale mam nadzieję, że się podoba. Mi osobiście w miarę przypadł do gustu. W najbliższym czasie nowy rozdział powinien też pojawić się na Epic-Memories.blog.pl, więc zapraszam do zaglądania na niego. Jestem również bardzo wdzięczna za miłe komentarze przy poprzedni poście. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 1

Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Po kilku minutach Chiara siedziała już w taksówce, która miała zawieść ją na Camp Nou, na spotkanie z trenerem - Tito Vilanovą. Zapłaciła kierowcy, wysiadła z samochodu i stanęła przed stadionem jak wryta. Przed wejściem było ustawionych przynajmniej trzydzieści wycieczek. Przepchnęła się obok nich, ochroniarzowi wytłumaczyła kim jest i weszła na Camp Nou. Na korytarzach było chłodno, ale zdecydowanie przyjemnie. Kierując się znakami na ścianach trafiła do gabinetu trenera. Lekko zapukała, a kiedy usłyszała "Proszę" - weszła. Znalazła się w niedużym, białym pokoju. Na środku stało biurko, za nim półka z książkami, kanapa, fotele i szafka z trofeami.
- Ty pewnie jesteś Chiara. - mężczyzna widząc jej zmieszanie wstał od zawalonego papierami biurka i podał jej rękę.
- Tak, tak. To ja. - lekko się uśmiechnęła ściskając mu dłoń.
- Mów mi Tito. Siadaj. - wskazał na kanapę. Szatynka niepewnie usiadła i założyła nogę na nogę.
- Bardzo dziękuję, za opłacenie mieszkania. - zaczęła.
- Mam nadzieję, że Gerard dobrze się tobą zajął.
- Tak, tak.- odparła szybko. Przez następne dwadzieścia minut wszystko uzgadniali, po czym Chiara z uśmiechem na twarzy opuściła gabinet Tita. Przeszła się korytarzem, aż do murawy. Uderzyło w nią niewidziane przez kilkadziesiąt minut słońce. Po trybunach chodziły wycieczki, a na środku stało kilku piłkarzy rozdając autografy. Wśród nich był Pique, ale nie widziała nigdzie Fabregasa. Nagle usłyszała za sobą krzyk.
- Już jestem ! - nie słyszała tego głosu od lat. Wzdrygnęła się, kiedy Hiszpan przebiegł obok niej. Przeszedł ją dreszcz, kiedy wszystko sobie przypomniała. To, jak ją potraktował. To, jak ją zranił. Jej oczy zapłonęły. Zdecydowanym krokiem ruszyła w ich stronę. Przepchnęła się przez niemały tłum fanek i stanęła za piłkarzem z numerem 4. Myślała, ze wszystkie emocje, które skrywała przez te trzty nieszczęsne lata dosłownie z niej eksplodują. Zamiast krzyknąć na cały regulator (tak, jak Lorena myślała, ze zrobi) ta stanęła na palcach, położyła dłonie delikatnie na łopatkach Fabregasa i szepnęła do ucha: ,,Obiecaj mi, że niedługo znów się zobaczymy i nigdy mnie nie zostawisz". Odczekała dwie sekundy i dodała: ,,Obiecuję".
Cesc stał jak wryty. Ten głos. Doskonale znał ten głos. To była ONA. Członki mu zesztywniały, nie był w stanie się odwrócić. Wypowiedziała ostatnie słowa, które wyszeptali do siebie w łóżku trzy lata temu. Chiara uśmiechnęła się zadowolona i odeszła. Od dawna wyobrażała sobie, jak będzie wyglądać ta chwila. Niestety, nie poczuła takiej ulgi o jakiej marzyła. Już miała przejść na korytarz, kiedy ktoś ją zatrzymał. Odwróciła się i zobaczyła GO. Te piękne, ciemne oczy wpatrywały się w nią tak intensywnie, ze lekkie, lecz gorące rumieńce wyskoczyły na jej policzkach, szyi i dekolcie.
- Chiara. - szepnął, jakby był w transie. Przez dobrą minutę żadne z nich się nie odzywało.
- Tak, kurwa, ja. Zatkało ? - wysyczała otrząsając się. Nie miała ochoty wciąż na niego patrzeć. Prychnęła i znów chciała odejść, jednak jej nie pozwolił.
- Co tutaj robisz ? - wypalił bez zastanowienia.
- Pracuję. - uśmiechnęła się od niechcenia. - Będę waszą tłumaczką. Coś jeszcze? - przechyliła głowę ukazując znudzenie. Mężczyzna nie mógł nic więcej z siebie wydusić. Chiara rzuciła krótkie "Cześć" i na reszcie udało jej się odejść. Wyszła przed stadion, wyciągnęła z torby papierosa i zapalniczkę. Zaciągnęła się, po kilku sekundach wydychając dym. Cały czas lekko się trzęsła. Już po wszystkim, zrobiła to. Od tych trzech lat zbytnio się nie zmienił. Jedynie co, to zapuścił zarost, którego kiedyś nie miał. Wciąż widziała te iskierki w jego ciemnych oczach.
Pieszo wróciła do mieszkania, po drodze wypalając ze trzy papierosy. Rzuciła torbę na kanapę i włączyła telewizor. Nie wiedziała, czy będzie w stanie za trzy godziny tam wrócić. Właśnie wtedy zaczynie się konferencja prasowa przed meczem Barcelony z Malagą. Będzie musiała tam siedzieć, obok Tita i tłumaczyc wypowiedzi piłkarzy na Bóg wie jakie języki. Po chwili zadzwonił jej telefon. Na ekraniku wyświetliła się podobizna Loreny.
- Hej. - wzięła głęboki oddech.
- Chiara ! Nareszcie ! Dzwoniłam do ciebie z pięćdziesiąt razy. Już się zaczynałam bać. - odparła spanikowana Lorena.
- Przepraszam, miałam wyłączony telefon. Przyleciałam bezpiecznie, miałam rozmowę z trenerem, a za trzy godziny zaczyna się konferencja. - oznajmiła.
- Nie obraź się, ale mam to w dupie. Gadałaś już z nim ? - zapytała. Chiara cicho parsknęła. Co prawda przyzwyczaiła się do tej brutalnej szczerości Lori, ale nie mogła powstrzymać się od wyobrażenia przyjaciółki przewracającej oczami.
- Tak. Rozmawiałam z nim, on był w takim szoku, ze wydukał tylko:,,Co tutaj robisz?".
- Chciałabym widzieć jego minę. - prychnęła Lorena.
- Młoda, muszę już kończyć, ktoś się dobija do drzwi. Zadzwonię wieczorem. - Chiara rozłączyła się i podeszła do drzwi. A co jeśli to Fabregas ? Nie no... wpadam w paranoje. Przecież nie mógł mnie śledzić. - parsknęła sama z siebie. Na szczęście po otwarciu drzwi zobaczyła Gerarda, na nieszczęście z niezbyt przyjazną miną.
- Coś się stało...? - zapytała niepewnie.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że znasz Cesca? - skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej. Szatynka zaprosiła go do środka i poklepała miejsce na kanapie obok siebie.
- Powiem ci tylko, że to było dawno i nieprawda. - uśmiechnęła się lekko. Nie chciała piłkarzowi mówić nic więcej. Nie miała ochoty wracać do tego wszystkiego. jej serce znów zaczęłoby krwawić. - I proszę, nie pytaj mnie więcej o to. Proszę... - złożyła ręce jak do modlitwy.
- Niech ci będzie. Ale obiecaj mi, że nie jesteś tutaj tylko dla niego, bo mam bardzo niską samoocenę. 
- Obiecuję. - prychnęła i pocałowała go w policzek.
- Dobra, ja lecę. Muszę się przygotować do konferencji. Przyjechałem tylko an chwilę. - odparł wstając i poprawiając koszulę. Pożegnali się.
Po jego wyjściu Chiara wzięła prysznic, umyła włosy, założyła czarne rurki i białą koszulę z ćwiekami na kołnierzyku, którą "pożyczyła" od Loreny i czarne buty na obcasie. Była gotowa do wyjścia na konferencję. Zamówiła taksówkę, która przyjechała po pięciu minutach, po czym wsiadła do niej. Przez całą drogę podziwiała wieczorne ulice Barcelony. Gdyby ktoś się jej kiedyś zapytał, gdzie będzie za 5 lat, to nigdy nie powiedziałaby, ze właśnie w Barcelonie. Pf, nawet nie brałaby tego pod uwagę. To, że przyprowadziła ją tutaj chęć zemsty nie oznacza, że kiedyś nie pokocha, albo chociaż nie polubi tego miejsca. Miasto było cudowne. Czuła się tutaj zdecydowanie lepiej niż w rodzinnym Neapolu.
Po kilkunastu minutach taksówka zaparkowała przed budynkiem. Zapłaciła kierowcy, po czym wysiadła z pojazdu. Przechodziła krętymi korytarzami (znów kierując się znakami) do sali, gdzie miała odbyć się konferencja prasowa. Jeszcze jeden zakręt i będzie na miejscu...a może i nie.
- Przepraszam ! - jęknęła.
- Nic się nie stało... - mężczyzna przed nią lekko się uśmiechnął. Jego uśmiech był przeuroczy. - Jestem Victor.
- Chiara. - uścisnęli sobie dłonie. - Przepraszam,a le strasznie się śpieszę...
- Jesteś reporterką ? - zapytał.
- Nie, ja... - nie było dane jej dokończyć. Obok Hiszpana w tajemniczy sposób pojawił się Tito.
- Chiara ! - zawołał. - Jak dobrze, że jesteś. Widzę, że poznałaś już Victora.
- Tak, właśnie... jestem tłumaczką. - Chiara skinęła głową w stronę bramkarza. Wszyscy razem weszli na salę, w której siedziało już kilkunastu gości z notesami i Bóg wie czym jeszcze. Przez kilka minut Tito tłumaczył jej wszystko, po czym usiadł po środku stołu. Włoszka rozejrzała się dookoła i przeklęła w duchu. Karteczka z jej imieniem znajdowała się obok Fabregasa. Przewróciła oczami bijąc się z myślami. W końcu nogi zaprowadziły ja na miejsce. Bez słowa usiadła obok bruneta, położyła notes z najpotrzebniejszymi zwrotami (jakby ze stresu zapomniała) na stół i zaczęła nerwowo wyłamywać palce.
Cesc przez kilka sekund patrzył prosto przed siebie, jednak ciekawość dała za wygraną. Spojrzał na Chiarę. Mimo, że zawsze wyglądała pięknie, dzisiaj zrobiła na nim ogromne wrażenie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie wspomnienia wróciły. Dotyk jej miękkich włosów na jego policzkach. Delikatne, drobne ciało wtulone w jego. Czy miała jakąś wadę ? Strzelanie palcami.
- Możesz przestać ? - podniósł lekko brew.
- Możesz się do mnie nie odzywać ? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Nie zachowuj się jak dziecko ! - syknął.
- Mam dziewiętnaście lat ! Mam do tego prawo ! - odparła równie niegrzecznym tonem, jak on. 
- Jak mogłem... - chciał powiedzieć dużo więcej, jednak się zaciął.
- Jak ty mogłeś ? A co ja mam do cholery powiedzieć? - przewróciła oczami.
- Czy my wam nie przeszkadzamy ?! - Tito spojrzał na każdego z osobna. Od razu zapanowała między nimi cisza. Chiara wciąż ze zgorzkniałą miną i rękami skrzyżowanymi na piersiach siedziała sztywno na krześle. Po chwili padło pierwsze pytanie, zadane przez portugalską reporterkę. Dziewczyna poradziła sobie bez problemu, z kolejnymi pytaniami również. Po ponad godzinie wszyscy wyszli z sali. Mężczyźni skierowali się do szatni, aby się przebrać i psychicznie przygotować do meczu. W końcu nie często zdarza się grać z tak dobrym rywalem jak Manchester City.
- Chiara. Mogę prosić cię na chwilę ? - po drodze zaczepił ją Tito.
- Tak, oczywiście. - odparła. Weszli do gabinetu trenera. mężczyzna wskazał jej ręką fotel, a sam oparł się o biurko.
- O co chodzi z Fabregasem ? Kłócicie się jak małe dzieci.  - trener skrzyżował ręce i spojrzał szatynce w oczy.
- Nie, to nic. - prychnęła. - Na prawdę. Wszystko jest okej. - próbowała uspokoić nie tylko trenera, ale również siebie.
- Mam taką nadzieję, bo dzisiaj poradziłaś sobie wspaniale. - uśmiechnął się lekko. Wymienili jeszcze kilka uwag, po czym Chiara wyszła z gabinetu Vilanovy. Mężczyzna pozwolił jej zostać na meczu. Camp Nou było już wypełnione kibicami po brzegi. Większość z nic śpiewała (a raczej wyła) hymn klubu. Chiara powoli wsunęła się na jedno z miejsc za ławką rezerwowych. Wyciszyła telefon, na wypadek jakby Lorenie przyszło do głowy zadzwonić. Poczuła na sobie czyjś wzrok. Podnosząc głowę ukazała jej się sylwetka mężczyzny. tego samego, z którym zderzyła się przed konferencją.
- Cześć. - uśmiechnął się lekko. - Znowu... - zmrużył oczy dodając to trochę ciszej.
- Hej. - Chiara cicho się zaśmiała.
- Mogę ? - kiwnął głową w kierunku siedzenia obok niej.
- Jasne, siadaj. - odparła. Nawet nie zauważyła, ze krzyki kibiców nasiliły się, kiedy bramkarz ich ukochanego klubu wszedł na murawę.
- Bardzo dobrze sobie dzisiaj poradziłaś, mam nadzieję, że zostaniesz z nami dłużej, niż poprzedni tłumacze.
- Też mam taką nadzieję. - oznajmiła. Nie przestawała się uśmiechać do mężczyzny. Ktoś zamachał mu ręką z korytarza.
- Musze lecieć, zaraz zaczynamy. - wstał, po czym poprawił ubranie. - Ah, prawie bym zapomniał. Cesc chciał z tobą porozmawiać. - dodał robiąc kilka kroków w tył.
- Powiedz mu, że jak chce pogadać, to niech sam się pofatyguje, a nie wysyła adwokatów. - po jej słowach Hiszpan parsknął. Po kilku minutach mecz się zaczął. Gracze obu drużyn, sędziowie i ludzie z herbami klubów wyszli na murawę. Zostali już na samym początku powitani burzą oklasków.Wśród zawodników nie zobaczyła twarzy, której się tak obawiała. Fabregasa nie było w podstawowym składzie, co znaczy, że...tak. Właśnie usiadł dokładnie przed nią razem z sztabem szkoleniowym i pozostałymi piłkarzami. ,,Kuźwa" - przeklęła w duchu. Mecz rozpoczynał się nadzwyczaj ciekawie.
Po dwudziestu minutach Barcelona prowadziła po golu strzelonym przez Alexisa. Po faulu na Villi trener zawołał Fabregasa, żeby pozbierał swoje cztery litery i gramolił się na boisku. Kiedy się przebierał odwrócił się w stronę Chiary. W jednej chwili przed oczami miała ich, a raczej jej pierwszy raz. Moment, w którym Cesc zdjął z niej ubranie, a potem swoje. Wszystko znów wróciło. Hiszpan lekko podniósł kącik ust, po czym wbiegł na boisko. Na jego miejsce przykuśtykał David.
Cały mecz skończył się wynikiem 3:1 dla Barcelony. Oprócz Alexisa gole strzelili jeszcze Messi i Fabregas, a dla gości honorowym strzałem popisał się Rooney. Zawodnicy powoli zmierzali do szatni. Chiara pożegnała się z Titen i również wyszła. Na zewnątrz było ciemno jak ... w szafie. Wyciągnęła z torby papierosa i zapalniczkę. Tak, była nałogową palaczką i nic na to nie poradzi. Lorena wiele razy kupowała jej jakieś plastry, pastylki i namawiała do rzucenia. Ona jednak nie umiała. Oprócz papierosów lubiła się czasem napić, czy wziąć coś mocniejszego. Z tym Lori nie miała problemu, sama to lubiła. Papierosom mówiła jednak stanowczo nie.
- Chiara ! - usłyszała za sobą wołanie. To był ON. Nigdy nie zapomni tego głosu, nigdy. Będzie ją prześladował przez całe życie.
- Czego znowu chcesz ?! - wysyczała przez zęby wypuszczając dym z płuc.
- Pogadać . - odparł. Jego wzrok powędrował na papierosa, którego trzymała między palcami. - Nie skończyłaś z tym ?
- Jesteś taki głupi na jakiego wyglądasz, czy tylko udajesz ? - prychnęła.
- Uważasz, że jestem głupi ? - podniósł brwi.
- Jak but. - wymusiła uśmiech. - Dobra, chciałeś pogadać, więc gadaj. Nie mam czasu. - ponagliła go.
- A gdzie się tak spieszysz ?
- Cholera jasna. - parsknęła. - Gadaj !
- Ile chcesz ? - wypalił.
- Ale czego ?
- No, kasy. A czego?
- Proszę ?! - nie mogła uwierzyć w to, co jej właśnie powiedział. Nigdy by nie pomyślała, że mężczyzna, którego KOCHAŁA całym sercem, przez tak długi czas mógł pomyśleć o niej coś takiego. - Boże, jaki z ciebie kretyn. - przeczesała włosy ręką. - Myślisz, że zależy mi tylko na kasie ? - podeszła do niego bliżej kręcąc głową. - Nawet, jeśli znaliśmy się tylko kilkanaście dni to myślałam, że mnie choć trochę znasz. - czuła, że łzy napływają jej do oczu. Prychnęła, powstrzymując tym samym płacz. - Nie jestem tanią dziwką, która zrobi wszystko za forsę. Chcesz znać prawdę ? Przyjechałam tutaj, bo chce się zemścić. Nie odpuszczę. Zobaczysz. Będziesz cierpiał tak, jak ja wtedy, albo jeszcze bardziej. - posłała mu gniewne spojrzenie, rzuciła w niego papierosem, po czym najzwyczajniej w świecie odeszła.

środa, 16 stycznia 2013

Prolog

Neapol, Włochy 2010 rok
Drogi Pamiętniku
Przepraszam, że przez te trzy tygodnie nie pisałam. W moim życiu tyle się wydarzyło...Trudno mi i tym pisać, ale muszę się komuś wyżalić. Tak, jest Lorena, ale ona tego nie rozumie. Może w przyszłości, kiedy kogoś pokocha tak jak ja zrozumie, ale jeszcze nie teraz. Może zacznę od początku. Dokładnie trzy tygodnie temu, kiedy rano stałam za ladą w knajpce "U Fabia" podszedł do mnie ON (nie mam ochoty pisać jego imienia). Usiadł na przeciwko i skinął ręką, żebym przyszła. Boże... musiałam tam iść ?! Jeśli to Lorena przyjęłaby zamówienie nie musiałabym przeżywać tego wszystkiego...Dobra, wracając do tematu. Pamiętam co zamówił: foccacię, a później piwo. Nie mogłam przestać się na niego gapić. Lori kilka razy szturchała mnie, żebym przestała, bo wyglądało to po prostu śmiesznie... ale nie mogłam. Po dwóch godzinach kończyłam pracę. Odwiesiłam fartuch, wzięłam torbę i wyszłam z knajpy. W tym momencie o mało nie dostałam zawału. ON czekał i opierał się o balustradę tarasu. Podszedł, przedstawił się, powiedział kilka słodkich słówek i zaprosił na spacer. To, że napisze jego imię pokruszy pozostałości mojego serca na mikroskopijne kawałeczki, jednak muszę to zrobić. Francesc Fabregas, Hiszpan, 23 lata. Spacerowaliśmy po ulicach Neapolu przez dobre kilka godzin. Od razu, pierwszego dnia dowiedziałam się o nim praktycznie wszystkiego. Kocha piłkę nożną, muzykę, rodzinę, jest na kilka tygodni, na wakacjach. Kilka razy, kiedy wymawiał moje imię "Chiara" z tym słodkim akcentem, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Pokazał mi swój hotel, odprowadził do domu i powiedział, że jutro też wpadnie. Byłam wtedy najszczęśliwszą szesnastolatką na świecie. Mega przystojny, hiszpański piłkarz zainteresował się mną. Zwyczajną Chiarą La Scozarri, która po wakacjach zacznie uczyć się w Szkole Artystycznej.
Następnego dnia, kiedy przyszłam do pracy Lorena stała przy barze i od razu szeroko się do mnie uśmiechnęła. Zaczęła gadać, że widziała nas jak wychodziliśmy, że znowu przyszedł, pytał się o mnie. To wszystko było takie piękne. Przez dwa tygodnie widywaliśmy się codziennie, poznawaliśmy się coraz lepiej. W końcu odważył się mnie pocałować. Był to mój pierwszy i zapewne niezapomniany pocałunek. Lekko musnął moje usta, a kiedy poczuł, że się nie opierał zaczął całować mnie coraz namiętniej. Nigdy go nie zapomnę, mimo, że jednocześnie sprawił mi tyle bólu swoją osobą. Trzy dni, przed jego wyjazdem kochaliśmy się w jego pokoju. Było wspaniale. ON był tak delikatny i czuły. Robił wszystko, żeby mnie nie skrzywdzić. "Obiecaj mi, że niedługo znów się zobaczymy i nigdy mnie nie zostawisz" - poprosiłam, a raczej błagałam. Był dla mnie wtedy wszystkim. "Obiecuję." - odparł. Pamiętam jak pocałował mnie w czoło. Kilka godzin później pożegnaliśmy się i wróciłam do domu. Nazajutrz czekałam jak głupia "U Fabia". Nie przyszedł. Zdałam sobie sprawę, że już nigdy go nie zobaczę. Lorena mówiła mi, że to było tylko głupie, wakacyjne zauroczenie. Dla mnie to było coś innego. Naprawdę go kochałam. Kochałam go całym sercem, była zdolna zrobić dla niego wszystko, a on ... wykorzystał mnie. Potraktował jak sukę, laskę, która można przelecieć i zostawić. Bez wyrzutów sumienia tak po prostu wyjechał i zostawił mnie... nigdy nie dotrzymał obietnicy. Bez niego czuję się okropnie, mimo, że zrobił mi takie świństwo. Serce mi pęka za każdym razem, kiedy o nim myślę, ale nie mogę przestać. Nie można przestać kochać kogoś na zawołanie. W każdym razie ja nie umiem. Był moja pierwszą i zapewne ostatnią miłością. Nigdy nie pokocham nikogo tak, jak jego. Może była między nami siedmioletnia różnica wieku i znaliśmy się niecałe trzy tygodnie, ale KOCHAM GO I NIGDY NIE PRZESTANĘ.
~*~
Barcelona, Hiszpania 2013 rok
Kiedy Chiara skończyła to czytać parsknęła. Siedziała właśnie w samolocie lecącym do Hiszpanii, konkretnie do Barcelony. Przez lata myślała o zemście na Fabregasie. W końcu to osiągnie i będzie mogła spać spokojnie. Od czasu poznania Gerarda, który siedział obok nie mogła przestać myśleć o tamtym lecie i bólu jaki sprawiły te trzy nieszczęsne tygodnie. W końcu będzie mogła zakończyć rozdział życia, przejść do kolejnego etapu ze spokojnym sumieniem.
Gerarda poznała miesiąc temu, kiedy razem ze swoją dziewczyną byli na wakacjach (czyż to nie jest szczęśliwy zbieg okoliczności?). Długo rozmawiali, powiedziała mu o trudnej sytuacji w domu, a on, że wychował się w niezbyt zamożnej rodzinie obiecał pomoc. Dwa tygodnie później zadzwonił i powiedział, że dostała pracę tłumaczki. W duchu dziękowała z całego serca mamie, ze od małego wbijała jej do głowy francuski, wymianie z jakąś szkołą z Portugalii, dzięki której nauczyła się podstaw tego języka, przyjaciółce, która przeprowadziła się z Polski i szkole, w której uczy się hiszpańskiego i angielskiego.
Po kilku godzinach dotarli na miejsce. Chiara pierwsza wybiegła z samolotu. Uderzył w nią letni, ciepły wietrzyk. Szeroko się uśmiechnęła.
-  Co się cieszysz ? Zaraz zacznie się harówka. - skwitował Pique.
- Optymista się znalazł. - pokazała mu język. Weszli razem na halę, pomógł jej znaleźć bagaż, po czym razem weszli do taksówki. Oznajmił jej, że trener wynajął jej mieszkanie na trzy miesiące, potem będzie musiała płacić sobie sama. Jej "kawałek ziemi" mieścił się zaledwie dziesięć minut piechotą od stadionu, więc oszczędzi nawet na wynajmowaniu taksówki.
Hiszpan otworzył przed nią drzwi mieszkania i wpuścił Chiare pierwszą. Weszła i zaczęła się rozglądać. Na wprost od wejścia znajdował się dość duży salon połączony z kuchnią. Na lewo było wydać uchylone drzwi sypialni, a na prawo łazienkę.
- Jest zajebiście. - zapiszczała ciesząc się jak małe dziecko. Gerard zaśmiał się.
- Łap. - rzucił jej klucze. - Masz pół godziny. Pod blokiem będzie czekała taksówka, która zawiezie cię na stadion. Zapamiętaj drogę, to będziesz mogła spacerować, zaoszczędzisz. - prychnął. Szatynka zmierzyła go wzrokiem.
- Powinnam cię ucałować i podziękować, ale powiem to inaczej : wypchaj się, kotku.
- Niewdzięcznica. - podszedł do niej bliżej i stanął kilka milimetrów od niej. Fakt, że był od niej trzydzieści centymetrów większy zdecydowało o nierozpoczętym jeszcze pojedynku. - Podskakujesz, kotku ? - podniósł lekko brwi akcentując ostatnie słowo. Naśladowanie Chiary wychodziło mu w miarę dobrze. Po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
- Ale tak na serio. Dziękuję. jesteś kochany. - uśmiechnęła się i przytuliła Gerarda.
- Nie ma za co. Masz się tylko sprawdzić, jasne ?
- Tak jest. - zasalutowała mu, po czym zniknęła w łazience. Piłkarz rozejrzał się jeszcze raz po całym pokoju, sprawdzając czy wszystko jest ok i wyszedł.
~*~
Od autorki: Nie mogłam się powstrzymać od dodania prologu. Wena mnie wprost rozpiera. Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Dziękuję, za miłe komentarze i ... do napisania ! Pozdrawiam, Laurel.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Wprowadzenie

Witam !
Chciałabym wszystkich powitać na moim nowym blogu z opowiadaniem. Na samym początku chciałabym wyjaśnić, że poprzednie opowiadanie - Un-Lugar-Seguro nie będzie prowadzone, bo po prostu straciłam wenę. mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Co do Epic-Memories to oczywiście zostanie doprowadzone do finału. W trakcie będę pisała również tutaj. Zapraszam do zapoznania się z bohaterami, informowaniu mnie o nowych rozdziałach i wpadaniu. Prolog zostanie opublikowany jeszcze w tym tygodniu. Pozdrawiam wszystkich i do napisania ! Laurel.
Pod spodem możecie zapoznać się z fabułą opowiadania.
~*~
,,Zraniona, zbuntowana nastolatka szuka zemsty na mężczyźnie, który kilka lat temu złamał jej serce. Uwodził, rozkochał, przeleciał i rzucił. Miał nadzieję, że już nigdy jej nie zobaczy. Los chciał jednak inaczej. Dziewczyna zaczyna pracę tłumaczki w klubie, w którym gra jej dawna miłość. Co z tego wszystkiego wyniknie? Już niedługo sami się przekonacie."